hrPonimirski hrPonimirski
153
BLOG

Epidemikureizm, czyli deliryczny sen o chorobach zakaźnych...

hrPonimirski hrPonimirski Kultura Obserwuj notkę 2

 

i takich sobie... Tak się zastanawiam, o co chodzi z tą grypą. Po pierwsze dosyć kontrowersyjne jest sformułowanie „zarażenie się”. Kiedyś wydawało mi się, że człowiek się zaraża przeziębieniem. Natomiast okazało się, że człowiek się nie zaraża, bo on ma już na sobie te wirusy. Ma ale nie choruje, bo jest odporny. Natomiast jak mu jest zimno z jakiś tajemniczych przyczyn spada mu ta odporność i zaczyna chorować. Wydaje mi się, że sprawa jest prosta. Jak człowiekowi jest za zimno to wbudowana termoregulacja stara się utrzymać ciepłotę ciała wydatkując w znacznym stopniu energię. No i tej energii brakuje dla układu immunologicznego. Rozmawiałem o tym ze znajomą po farmacji, ale oni tak tego nie postrzegają w ten sposób. Wg mnie jest to kwestia energetyczna. Analogicznie chorują osoby gorzej odżywione.

 

Wg mnie cała sprawa z tą grypą jest dosyć zabawna. Szczep „AcHa, Nowa grypa” przechodzi się łagodniej niż sezonową. Okazuje się, że szczepionka na grypę sezonową jest jak dżentelmen – o krok za modą. Tzn. ona jest z poprzedniego sezonu i nie koniecznie musi uodparniać na kolejnego mutanta. A właśnie jak w porządnym sitcomie rozpoczął się nowy sezon. Znajomy, który pracował kiedyś w wielkim zakładzie pracy, zeznał, że tam szczepiła się połowa i z tej połowy połowa chorowała. Chorowała też połowa nie zaszczepionych więc okazuje się, że nie ma żadnej korelacji pomiędzy szczepieniem się, a chorowaniem. Przynajmniej w tym przypadku.

 

Ja oczywiście jestem pełen optymizmu, bo już przeżyłem jedną epidemię w tym roku. Była to lokalna epidemia salmonellozy w czasie wakacji. Wyglądało to tak – w poniedziałek przyjeżdżał Sanepid i brał próbki wody z jeziora. Próbki kładł – jak się domyślam – na pożywkę ku rozmnożeniu (nad jeziorami dzieją się takie cuda). W czwartek – jak już się to dobrze rozmnożyło - ogłaszał wyniki, że w jeziorze jest salmonella i nie wolno się kąpać. Co nas niezmiernie konsternowało. Kąpać się czy się nie kąpać? – Oto było pytanie. Jednak skoro nam nic nie było i równie dobrze ta salmonella mogła się przez te nowotestamentowe 3 dni rozwinąć w naszych żołądkach a nie tylko na pożywce.

 

Zasadniczo założenie było takie, by tej wody nie pić. Ale jak tu się choć raz nie zachłysnąć wodą płynąc z jednego brzegu jeziora na drugi i z powrotem? Jednak nikt jakoś nie wierzył, że najzwyczajniej w świecie może chronić nas odporność. Trzeba było więc powziąć jakieś środki profilaktyczne. Koleżanki pierwsze zaczęły dezynfekować swoje urocze przewody pokarmowe. Później stało się to regularną tradycją. Już nie było mowy o niezobowiązującym piwie w barze, jak wracając z kąpieli spotkało się znajomych. Teraz picie lekarstwa stało się obowiązkowe. I to lekarstwa o większym stężeniu lekarstwa w lekarstwie. Wiadomo lekarstwa nie są smaczne i należy je popijać, albo chociaż wymieszać z popitą. Powstały więc różne wersje lekarstwa – Salmonella Bum-Bum, Bloody Sally, Wściekłe Pałeczki (wersja dla Azjatów), Szalomonella (wersja koszerna – tak jako diaspora, pardon, społeczność lokalna jesteśmy bardzo tolerancyjni). Najlepsze jest to, że nikt tych lekarstw odgórnie nie rekomendował, jedyne rekomendacje były nasze prywatne – np. „a może dziś spróbowalibyśmy miętówki?” Oczywiście jeśli ktoś nie miał prywatnych zapasów lekarstw to pani prowadząca bar, nie robiła żadnych kłopotów, że czegoś nie zamówi.

 

Salmonella pełniła więc rolę integracyjną. W szczególności, że ktoś zauważył, że knajpa poza służeniem zdrowiu pełniła funkcję kulturalną i misyjną, bo tam po wypiciu większej ilości lekarstw ludzie zaczynali śpiewać, biesiadować etc. Pełna kultura. I oczywiście administracyjne, bo można było zostawić ogłoszenia, obwieszczenia dla lokalnej społeczności. Czy jak za dobrego feudalizmu kiedy to miasto to był targ, gdzie ludzie handlowali, natomiast potem szli do knajpy. Co prawda myśmy wypoczywali, więc to był to co najwyżej lumpenliberalizm. Co do feudalizmu to raczej chłopi pilnują letnisk. Mi gospodyni mówi – „Jak wyjdę na podwórko, to wszystko widzę, co się dzieje”.

 

Wracając do grypy, to być może i ta choroba przyczyni się do integracji społeczeństwa. Nie ma to jak zapytać laski (niekoniecznie kaszlącej) – „Hej mała, a jaki masz szczep?”. Albo „Masz piękne oczy – szkoda, że tylko je mogę podziwiać”, jak przyjmie się moda na maseczki. Oczywiście jak maseczki nie są spiskiem muzułmanów, by kobiety zakrywały twarz. Albo jak się to wyraził Beckett zemsta panien takich sobie na kobietach pięknych. W końcu rozmowy z nieznajomymi o pogodzie nie będą takie jałowe! Bo w końcu ta pogoda ma z czymś związek! Choć koleżanka ze szkoły średniej mawiała – „głupi to albo o szkole, albo o pogodzie”.

 

Albo ludzie zamkną się w domach i z ich blogowania wyjdzie kolejny Dekameron. Czyli wersja kulturalna i misyjna…

 

Na razie nie udało mi się wymyślić żadnych sensownych nazw lekarstw na grypę. Tylko parę takich pytań:

 

- Jak się nazywa seks chorych na grypę?

- Gryppensex.

 

- Jak się nazywa zdrowy człowiek?

- Agryppa (to dla miłośników historii starożytnej)

 

- Jak się nazywa lekarstwo na grypę?

- Scypionka (to również dla miłośników historii starożytnej)

 

- Jak się nazywa płyta muzyczna z zaleceniami min. zdrowia?

- Get a grip (to dla fanów Areosmith) aa

"The market is a democracy in which every penny gives a right to vote." [Ludwig von Mises] "The battle is a democracy in which every sword gives a right to vote." [Jerzy hr. Ponimirski]

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura