Ignatius Ignatius
66
BLOG

Autopsy: Demo 1987 (1987) - Recenzja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

W roku wydania debiutu Death: Scream Bloody Gore (1987), w miazmatach spaczonych umysłów niektórych muzyków, czaiło się jeszcze większe martwe zło. Death metal kształtował się i rósł w siłę. Chris Reifert (perkusista Death w latach 1986-1987) i spółka poronili swoje pierwsze demo. Skład uzupełniają współtworzący Autopsy Eric Cutler i basista Eric Eigard (dla którego była to jedyne nagranie z zespołem). Autopsy zawsze stał w cieniu, robił swoje i nie wychylał się jak pewne czołowe zespoły z Florydy. Swoją wizję antyestetyki gore doprowadzili do chorobliwej perfekcji.

Z perspektywy czasu, jest to dokument zawierający, nieobrobione szczątki znane z długogrającego debiutu. Te niespełna trzynaście minut, to zaledwie apetyczny przedsmak zatrważającego bestialstwa, które ukazało się dwa lata później. Dzięki pierwotnej surowości, materiał pod niektórymi względami zyskuje. Główną różnicę słychać w partiach wokalnych. W porównaniu z tymi z Severed Survival (1989) są znacznie bardziej dzikie, brutalne, niepoczytalne, nieokiełznane – a to w tej antyestetyce rzecz warta odnotowania i uwagi. Osobiście bardziej preferuje wersję z demo, które najpełniej uchwyciły to, co zespół chciał wówczas z siebie wyrzucić.

Jeszcze istotniejsza kwestią jest fakt, że połowa dema konkretnie otwierający „Human Genocide” i zamykający „Mauled to Death”, to materiał, który nie doczekał się wówczas profesjonalnej realizacji (co jest kompletnie niezrozumiałe). O potencjale obu krwawych ochłapów świadczy fakt, że ostatecznie zespół sobie o nich po latach łaskawie przypomniał. Ekshumacji dokonano dopiero na początku pierwszych lat drugiej dekady XXI wieku! W „Mauled to Death” wokalnie udzielił się gitarzysta Eric, który operował wówczas bardziej gardłowym growlem niż Chris. Wokalnie utwór ten można potraktować jako zwiastun kanonicznych wyziewów Autopsy.

Już pierwsza sekunda „Human Genocide” zmiata nas z powierzchni ziemi. Rozpoczyna się masowe ludobójstwo, gwałt i rozkład (w dowolnej kolejności). To esencjonalny death metal - taki jaki być powinien.

To co zawsze mnie intrygowało w Autopsy, to fakt, że gardłowy jednocześnie pełni funkcję perkusisty. Zwłaszcza, że Chris Reifert zapisał się w historii gatunku jako jeden z najbardziej kanonicznych głosów skrajnego metalu. Ten człowiek z growlu zrobił pełnoprawny, wiodący instrument, który sugestywniej niż sam tekst obrazuje całą patologię twórczości Autopsy.

Dwa pozostałe utwory to jedne z lepszych kawałków z długogrającego debiutu (w zasadzie to nie sztuka, zwarzywszy, że ten album składa się z samych takowych). „Embalmed”. antyaborcyjny „Stillborn” – to ciekawe, jak nośnym tematem, dla twórców muzyki metalowej jest kwestia aborcji.

Morbid price to pay for a night of fun

A coathanger will get the job done

Piercing the life you let out a cry

Feel the blood run, feel your child die

O sile obu kawałków niech świadczy to, że zostawiono je na finał Severed Survival (1989). Na demo razem z „Embalmed” stanowią szczytowy moment. Rozdzierająca, szczeniacka furia, mocno różni się od ukształtowanej obrzydliwej maniery Chrisa Reiferta.

Debiutanckie demo Kalifornijczyków, otwiera pierwszy okres twórczości Autopsy. Ten krótki epizod (1987-1989) na potrzeby niniejszej recenzji określam mianem „death metalu właściwego”. Nie należał on do najdłuższych, dlatego tym bardziej jest to cenny materiał.  

Nie pierwszy raz to piszę, ale warto sięgać po taki złom, może was on dotkliwie pokaleczyć i zakazić czymś gorszym niż tężec czy żółtaczka. Zarazić może fascynacją starą szkołą metalu – pełnego autentyzmu i pasji, bez plastikowych ulepszaczy. 


Zobacz galerię zdjęć:

Krzyś wczoraj i dziś
Krzyś wczoraj i dziś
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura