Iks Igrek Zet Iks Igrek Zet
74
BLOG

Mały czerwony czołg (3)

Iks Igrek Zet Iks Igrek Zet Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 Wtedy do akcji wkroczyła laweta. Młody wjechał na plac, podczepił linę holowniczą do wyciągarki i seicento z oporami, ale wyjechało na plac. Młody zdjął obie tablice rejestracyjne, podziurawił je przecinakiem i oddał Zbyszkowi. Potem wypisał kwity odbioru auta i wypłacił Eli pieniądze za auto.

     Na koniec panowie wypchnęli samochód na ulicę i wciągnęli na lawetę. Spowodowali mały zator na ulicy. Skąd wzięły się cztery samochody na tej cichej i spokojnej ulicy?

     Na koniec żółta laweta odjechała unosząc czerwone seicento. Nie ukrywajmy, Zbyszkowi łza się w oku zakręciła. Eli zresztą też.

      W garażu zostało wolne miejsce. Zbyszek niemal uroczyście wjechał puntem do garażu. Ela zauważyła, że to było o trzynastej. Dokładnie w trzydziestą rocznicę ich kościelnego ślubu. Co do minuty! Taki zbieg okoliczności.

     W ten sposób, raczej niespodziewanie kupili samochód zamiast naprawiać poprzedni. Ela była zadowolona. Zbyszek też nie narzekał. Czyli było super.

     Teraz zostały tylko formalności. Na początek wycofali ubezpieczenie starego auta. Nawet dostali zwrot za pół roku. Na wydział komunikacji i skarbówkę mieli pół roku. To ze względu na pandemię.

     Po miesiącu Ela i Zbyszek złożyli wizytę rodzicom Gosi. Państwo Alina i Zbigniew przywitali ich serdecznie. Zbigniewowie załatwili pierwszą ratę w obecności Gosi ( tak na wszelki wypadek). Gospodarz, który od paru dni przejął domową kuchnię, podał własnoręcznie przygotowany obiad. Potem był oczywiście wieczór wspomnień.

    Z drugą wizytą wybrali się pod koniec marca. Pani Alina była niedysponowana i nie cały czas była obecna przy stole. Pan Zbigniew tym razem zaserwował placki ziemniaczane na wzór węgierski. Oczywiście własnoręcznie przygotowane.

    Pół roku na załatwienie formalności mijało pod koniec maja, dokładnie w rocznicę śmierci mamy Eli. Znowu zbieg okoliczności... Dobry czy zły?

    Nie czekali aż tak długo. W kwietniu, zaraz po świętach, postanowili sfinalizować sprawę. A tu ciągle pandemia, druga jej fala. Urzędy pozamykane, klienci umawiali się na wizyty przez telefon. Tylko wydział komunikacji jakoś działał. Wydawano bilety. Trzydzieści dziennie do każdej sekcji. Po numerek do działu rejestracji trzeba było być przed siódmą, bo limit był wyczerpywany w kilka minut.

     Po jakimś czasie można było załatwić termin wizyty przez internet, ale maszyna po kilku dniach powiedziała dosyć i „ złapała covida”.

     Któregoś dnia poszedł załatwić sprawę. Na własne oczy zobaczył jaka jest sytuacja. Około dziesiątej rano mógł co najwyżej pobrać druki do wypełnienia. I tak zrobił.

     Wychodząc z budynku zobaczył pewną rzecz. Przy wejściu stała czarna skrzynia, do której można było wrzucać koperty z podaniami do dowolnego działu urzędu. Wrócił więc do domu, wypełnił kwity, załadował do dwóch kopert, oddzielnie z punto i seicento. Około drugiej po południu znowu był pod urzędem i wrzucił koperty do skrzyni. Potem spokojnie wrócił do domu na obiad.

     Było to w czwartek. Koperty pewnie wyjmą w piątek – tak liczył Zbyszek – i porozwożą komu trzeba. W poniedziałek ktoś to obejrzy i gdzieś na środę wyznaczy termin. Czyli prawie cały tydzień trzeba będzie poczekać.

     I tu Zbyszek się pomylił. Nie docenił pań urzędujących w „komunikacji”. Oto następnego( !!!) dnia z rana Ela odebrała telefon. Bardzo miła pani prosiła o dostarczenie tablic rejestracyjnych obu samochodów. Tego brakowało do załatwienia sprawy. Bez kolejki!

    Zbyszek pognał prawie biegiem do urzędu. Bez kolejki wszedł do do sali. Odczekał kilka minut przed właściwym stanowiskiem, bo pani załatwiała klienta. Potem wymiana tablic na nową i nowy, ale czasowy dowód rejestracyjny. Na koniec opłata w kasie dwa stoliki dalej. W sumie wszystko trwała dwadzieścia minut. Bez stresu, na luzie. Bez kolejki, wczesnego wstawania. Normalny szok! Oczywiście pozytywny.

 W drodze powrotnej, z tablicami pod pachą wstąpił do PZU. Zgłosił tam zmianę właściciela polisy. Też trwało to kilkanaście minut.

     Został tylko urząd skarbowy. Tu Zbyszek potrzebował pomocy Elżbiety. W tym przypadku sprawę, przynajmniej na początku, trzeba było załatwić przez telefon. A to z wiadomych przyczyn przekraczało jego możliwości. Zebrali się w sobie i po kilku dniach Ela zadzwoniła do skarbówki. I tu kolejne zaskoczenie. Otóż okazało się, że rencista nie musi płacić podatku od zakupu samochodu. Nawet nie musi tego aktu nigdzie zgłaszać. Ela zdziwiona, niedowierzająco, zadała pytanie „ Na pewno?”. Rozmówca, z lekkim uśmiechem w głosie potwierdził.

    Zgodnie z zapowiedzią, po około trzech tygodniach, Zbyszek dostał sms-a z wydziału komunikacji, że dowód rejestracyjny dla punto jest do odebrania. Do tej sekcji nie było kolejek, więc po dziesięciu minutach miał dokument w kieszeni.

     I tak Fiat punto stał się niezaprzeczalnie i oficjalnie własnością Zbyszka. I jest do tej pory.


" Opowieści marne". Fragmenty z większej całości, wyrwane z kontekstu. Historie z życia wzięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości