Imrahil Imrahil
1903
BLOG

Trzy refleksje po expose, czyli powiedzieć można wszystko

Imrahil Imrahil Polityka Obserwuj notkę 31

 

 

 

Prorządowi komentatorzy wygłosili peany pod adresem expose Ewy Kopacz. Zachwyty nad wystąpieniem nowej pani premier skłaniają do refleksji nad kilkoma zjawiskami na naszej scenie politycznej.

Po pierwsze zaczyna być stosowany szantaż, który poznaliśmy już wcześniej, że krytyka pani premier jest konsekwencją seksizmu, machoismu i mizoginizmu jak ogłosili Tomasz Lis, Jarosław Makowski et consortes. Jest to argumentacja wysoce nieuczciwa, gdyż pozwala nie odnieść się merytorycznie do zarzutów, zaś zdeprecjonować adwersarza. Drugim dnem takiego sposobu myślenia, jest przekonanie, iż płeć jest jakąś wartością w polityce. Zwolennicy rzekomej równości płci są właśnie tymi, którzy najbardziej tę nierówność eksploatują. Wprowadzają bowiem do oceny działalności publicznej kryterium niemerytoryczne, jakim jest płeć. Dla oceny działalności polityka: ministra, premiera, nie ma znaczenia to, czy jest mężczyzną czy kobietą, lecz jego kompetencje, predyspozycje osobowościowe, moralność, talenty itp. Rządzić mają ludzie mądrzy i utalentowani. Nie da się wyjaśnić, dlaczego kobieta miałaby być lepsza od mężczyzny lub na odwrót. To samo zresztą dotyczy wszelkich parytetów, zarówno w polityce, jak i – o zgrozo – z biznesie. Kryterium powoływania kogoś do zarządów czy rad nadzorczych spółek powinny być kryteria rzeczowe. Wspólnikom chodzi o zysk, więc wybierają takie osoby, które jak największy zysk zapewnią. W tym kryterium także nie ma miejsca na płeć. Polityka czy biznes nie istnieją dla satysfakcji osób pełniących stanowiska, lecz dla realizacji interesu, odpowiednio: publicznego i wspólników. A zatem regulacje powinny zapewniać realizacje tego celu, nie zaś to, by zagwarantować, zwiększenie odsetka kobiet w parlamencie, radach nadzorczych czy zarządach. Zwolennicy feminizmu i gender, rzekomo wałcząc ze stereotypami płciowymi, tylko je umacniają, dzieląc społeczeństwo na kobiety i mężczyzn tam, gdzie to rozróżnienie nie ma żadnego racjonalnego motywu. Dlatego też nie jest istotne, czy premierem jest kobieta czy mężczyzna i ile jest kobiet w rządzie, ale czy ten premier i jego rząd będą dobrze rządzili. I premier-kobieta tak samo podlega krytyce, jak premier-mężczyzna, bo dla oceny działalności kogoś, jako premiera płeć nie ma znaczenia. Jeśli zauważa się, że Ewa Kopacz jest osobą, niemogącą się jak dotąd pochwalić sukcesami rządowymi, jeśli się zauważa żenującą miałkość jej pierwszych wypowiedzi wskazującą na brak odpowiednich horyzontów (mam na myśli jej słynne wystąpienie o „Polsce jako polskiej kobiecie”), to jest to ocena polityka a nie kobiety. Mężczyzna nie byłby oceniony inaczej.

Ewę Kopacz, podobnie jak niedawno Joannę Muchę próbuje się chronić przed krytyką, zarzucając krytykom niecne intencje. Takie zachowanie, poza tym że jest nieuczciwe, jest niebezpieczne dla samej osoby rzekomo chronionej. Niezwracanie uwagi na krytykę i lekceważenie krytyków jest bowiem najkrótsza drogą do utraty kontaktu z rzeczywistością. Chyba że o to właśnie chodzi obrońcom Ewy Kopacz przed macho, seksistami i mizoginami: wywołując w niej poczucie bycia ofiarą ciemnogrodu i polskiego zaścianka, chcą tym bardziej wpływać i kontrolować panią premier.

 

Po drugie, zachwyty nad expose są dla mnie niezrozumiałe. Expose to nie jest zbiór obietnic (nawet jeśli z terminem ich realizacji), to nie jest także zbiór piarowskich sztuczek. Expose ma być programem rządu a nie obietnicami konkretnych działań. Ma wskazywać cele a nie środki, gdyż te ostatnie są zmienne i wymagają korekt. Tymczasem z wystąpienia nowej pani premier usłyszeliśmy wiele obietnic, jak będzie wspaniale. Napisanie takiego wystąpienia nie nastręcza zresztą trudności i sam w pół godziny jestem gotów przygotować wystąpienie zawierające jeszcze więcej szczegółowych rozwiązań i zapewnień. Czy dzięki temu w oczach Jacka Żakowskiego przebiję Ewę Kopacz? Problem polega na tym, że owe nagromadzenie szczegółów powoduje, że nie do końca wiadomo jakie są kierunki i cele, nie mówiąc o sposobie realizacji (zwłaszcza pod kątem finansowym) tych obietnic. Z drugiej strony w kluczowych kwestiach polityki zagranicznej usłyszeliśmy inne stwierdzenia, niż jeszcze kilka dni temu, gdy pani premier chciała zamykać się w domu i zatykać uszy. Z expose wynika, że Ewa Kopacz nie ma ani szczególnej wizji wyzwań i zagrożeń stających przed Polską (tak w polityce zagranicznej jak i wewnętrznej), ani – w konsekwencji – spójnego planu rządzenia. Uważa ona, że polityka centralna to wdrażanie drobnych – niepowiązanych często ze sobą – spraw. Jest to kontynuacja ideologii  „ciepłej wody w kranie”, która – wydawałoby się – skompromitowała się wobec ostatnich wydarzeń na świecie. Zarówno expose pani premier jak też skład jej rządu jasno wskazuje, że nie będzie to rząd aktywny, odważny wizjonerski, a Ewa Kopacz nawet nie chce być mężem stanu i przywódcą. Będzie to rząd administrowania, doraźnego rozwiązywania drobnych problemów i przeczekiwania do wyborów. Innymi słowy: styl Donalda Tuska, tyle że realizowany przez osobą niższego formatu i o niższym autorytecie.

 

I ostatnią kwestą są zarzuty wobec Jarosława Kaczyńskiego, że sam nie wystąpił w Sejmie, nazywane „tchórzostwem” (Michał Kamiński), lub „maczysmem” (Jerzy Baczyński). Przypuszczalnie ta krytyka ma pokryć gest Kaczyńskiego wobec Donalda Tuska. Jej treścią jest jednak przekonanie, że wystąpienie Kaczyńskiego miałoby jakąś wartość lub znaczenie. Nie wiem, czego – zdaniem Kamińskiego – bał się Kaczyński. Powiedziałby swoje, Ewa Kopacz – swoje a w rezultacie i tak zwolennik każdej z partii uznałby, że to jego faworyt wymianę zdań wygrał. Jeśli natomiast zakładamy, że ta wymiana zdań miała mieć znaczenie merytoryczne, to wówczas nie jest istotne, kto je wygłasza. Oczywiście można przyjąć, że fakt iż w debacie nie wystąpił Jarosław Kaczyński była wyrazem pewnego lekceważenia dla Ewy Kopacz, to w żadnej mierze nie kryje się za tym maczyzm Kaczyńskiego (nota bene Kaczyński jako macho jest dość kuriozalną wizją, która mogła się zrodzić tylko w fantazjach największego platformerskiego „betonu”), lecz przekonanie, że jedynym dla niego równym partnerem jest Donald Tusk.

W krytyce pod adresem Kaczyńskiego - o ile odrzucić ewentualność, że chodzi o krytykę dla krytyki, dla zasady i podlizania się Platformie – a zwłaszcza w twierdzeniu o jego rzekomym tchórzostwie, kryje się pogląd, że expose, a zwłaszcza debata po nim ma jakieś znaczenie. Ubolewający nad brakiem głosu Kaczyńskiego uważają, że jego wystąpienie – gdyby tylko się odważył lub nie był szowinistycznym macho –mogłoby zmienić sytuację polityczną: że może przekonałby Ewę Kopacz do zmiany programu, lub może w ogóle do podania się do dymisji. Lub może przeciwnie: że Ewa Kopacz swą błyskotliwą, tryumfująca odpowiedzią skłoniła by Kaczyńskiego i cały PiS do entuzjastycznego poparcia rządu, po wcześniejszym wygłoszeniu stosownych samokrytyk.  A w każdym razie – że expose i debata służyła do przekonania kogokolwiek, a wynik głosowania nad wotum zaufania był wątpliwy. W istocie nie sądzę, by choć jeden poseł zmienił pod wpływem tego, co działo się w Sejmie swoje stanowisko wobec nowego rządu, oraz że gdyby przeprowadzić głosowanie nad wotum zaufania przed expose i debatą – jego wyniki byłby inne. To, co działo się wczoraj w Sejmie było pewną ceremonią, może i potrzebnym (ale jednak) rytuałem. I Jarosław Kaczyński uznał, że szkoda jego czasu dla przekonywania przekonanych i syzyfowej pracy przekonywania nieprzekonanych, bo niezależnie co powie, nie ma to żadnego znaczenia. I właśnie ta konstatacja jest najlepszym komentarzem dl wczorajszego expose. Słowa są cieniem czynu mówili Rzymianie: poczekajmy wiec na czyny Ewy Kopacz.

Imrahil
O mnie Imrahil

"Miejsce byłego, bogatego w doświadczenie intelektu twórcy zastępuje dzika wola burzyciela. Na pierwszy plan są wysuwane żądania niższych instynktów, co nadaje spekulacyjny charakter myśli we wszystkich jej przejawach, a więc w polityce, ekonomii, nauce i sztuce. Ludzkość daleko odbiega od duchowych zagadnień i dążeń. (...) Lecz wówczas (...) pojawił się Ten, o którym mówił apostoł Jan w Apokalipsie (...). Ten Przeklęty jest już pośród ludzkiej rzeszy i cofa fale kultury i duchowego postępu od Boga ku sobie (...). Państwo to powinno być silne moralnie i fizycznie. Musiałoby zagrodzić od wpływów rewolucji wysokim murem surowych i mądrych praw oraz bronić swoich duchowych podwalin: kultu, wiary, filozofii i polityki." baron Roman Ungern von Sternberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka