Liberte Liberte
319
BLOG

Krótki film o nienawiści do pewnej telewizyjnej stacji

Liberte Liberte Kultura Obserwuj notkę 5

Zagraniczne wakacje połączone z niezbyt regularnym dostępem do internetu rozleniwiają umysł i powodują utratę napięcia. Człowiek staje się jakiś taki niepolski, gotów jest miast o polityce -rozmawiać o architekturze, technologii produkcji wina, które właśnie pije, nawet o pogodzie – jak nie przymierzając Włoch jakiś czy Francuz co gorsza.

Na podatność tę bycia wyluzowanym Europejczykiem lekarstwo istnieje jedno – natychmiast wracać i zanurzyć się po same uszy w sporach plemion polskich, we wrzawie przekrzykujących się posiadaczy, wprawdzie różnych, ale za to najsłuszniejszych i najmojszych racji.

Jako przeciwnik półśrodków  zafundowałem sobie po urlopie repolonizację w wersji maksimum – wybrałem się na „Smoleńsk”.

Film, który zobaczyłem nie sprawił na mnie wrażenia wybitnie złego. Ten scenariusz miał w sobie potencjał dobrej sensacji political fiction i są momenty, w których takim się staje – szczególnie te, w których z ekranu znika główna bohaterka. Przyznaję, że kompletnie nie znam dorobku zawodowego Beaty Fido, więc nie wiem – czy po prostu marną jest, czy to jakaś wpadka. Z całą pewnością  grana przez nią postać powinna posiadać jakąkolwiek głębię psychologiczną, miast tego dostajemy kreację rodem z chińskiego teatru cieni z przerysowanymi wyrazami twarzy w ilości trzech (tępe poparcie, zdziwienie, smutek). Zresztą nie jestem pewien, czy te dwie ostatnie dobrze interpretuję – może miały znaczyć coś innego?

Generalnie gra aktorów jest słabą stroną opowieści – wyróżniają się jedynie dobrze zagrane epizody  Łotockiego i Dałkowskiej (Lech i Maria Kaczyńscy) czy Zelnika w roli demiurga zła. Ale żadnego filmu nie uratowały epizody – Smoleńsk jest kolejnym tego przykładem.

Największe rozczarowanie to Redbad Klijnstra, którego lubię i cenię od czasów „Gier ulicznych”, tu jest tak jednowymiarowy jako boss TVM – Sat, że trudno się domyślić, który to wymiar. Dostajemy przekaz, że to człowiek zły – choć nie bardzo wiadomo dlaczego.

„Nie wiadomo dlaczego” – to główny problem tego filmu. Klasyczne filmy gatunku skupiają się na budowaniu napięcia i emocji – teza początkowo absurdalna nabiera w toku śledztwa cech prawdopodobieństwa, w tle bohater przechodzi przemianę. To się dzieje z Redfordem i Hoffmanem („Wszyscy ludzie prezydenta”) Julią Roberts ( „Teorii spisku” ) czy Costnerem („JFK”) i wielu innych filmach, ten schemat jest znany i powielany w kinie od kilkudziesięciu lat. Elementem schematu jest krok po kroku uzasadnianie przemiany bohatera wraz z postępami śledztwa. „Smoleńsk” tego schematu nie powiela – główna bohaterka owszem, zmienia zdanie, ale zasadniczo tak jak od początku nie wiemy, dlaczego pogardza „sektą smoleńską” (z głupoty? ) tak na koniec nie wiadomo, dlaczego zmienia zdanie.

Wydaje się, że zaszkodziło przyjęcie przez scenarzystów i reżysera na początku, że są „oczywiste oczywistości” i że „wiadomo”.

Nie piszę tu o teorii zamachu – nie muszę zgadzać się z tezą filmu, żeby mi się podobał, żeby wciągnął emocjonalnie i budził wątpliwości.

Tu zamach jest jednak wątkiem pobocznym – fabuła jest skonstruowana tak, żeby pokazać, że stacja TVM-Sat to zło. A raczej, używając języka sieci: „zuooo”.

Autorzy nie zadają sobie trudu opisu tego zła. Wątek złej stacji TV jest żywcem wyjęty z publicystyki serwowanej przez „wSieci”, „niezależna.pl” czy innych periodyków prawicy. Poczytajcie sobie jak opisują tam TVN – równą finezję młota pneumatycznego znajdziecie w „Smoleńsku”. Są źli, sterowani przez ciemne siły, nie śpią po nocach bo knują jakby tu Polaków oszukać, skrzywdzić, poniżyć.

Emocja wobec TVM (TVN…) jest najbardziej widocznym rysem fabuły – co gorsza, jest to emocja scenarzystów, reżysera i aktorów – a nie widza, bo widz albo jest wychowany na prawicowej prasie – wtedy beznamiętnie tezę przyjmuje jako oczywistą, albo tej prasy nie czyta – wtedy sobie zadaje pytanie – o co właściwie chodzi? Dlaczego ten TVM jest organizacją zbrodniczą? Jakie ma cele, jakie motywy?  I nie dostaje odpowiedzi.

Trochę szkoda. W polskiej wojnie plemiennej staram się  zrozumieć sposób myślenia wierzących w wielki spisek Tuska z Putinem  i zamach. Miałem nadzieję, że film Krauzego da mi cokolwiek więcej niż lektura tygodników. Nie dał. Odniosłem wrażenie słuchania kogoś, kto jest w bardzo dużych emocjach, w takiej złości, która nie pozwala składnie opowiedzieć co się stało.

Emocje te przeszkodziły w zbudowaniu filmu zrozumiałego czy wciągającego widza innego niż ludzie od lat tkwiący w wierze w zamach i antypolskie spiski polityczno-medialne, którzy zasygnalizowane zło czują każdą komórką ciała i nie szukają wytłumaczenia, uzasadnienia. Pozostali (w tym niżej podpisany) czują się na tym filmie nieswojo,  jak oglądając dzisiejsze debaty w publicznej tv, zrozumiałe jedynie dla wtajemniczonych w niuanse różnic pomiędzy braćmi Karnowskimi, Semką, Ziemkiewiczem i Gmyzem.

Twitter @Marcin_Celiński

Facebook https://www.facebook.com/marcelinski

Liberte
O mnie Liberte

Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego. Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem: www.liberte.pl Pełna lista autorów Henryka Bochniarz Witold Gadomski Szymon Gutkowski Jan Hartman Janusz Lewandowski Andrzej Olechowski Włodzimierz Andrzej Rostocki Wojciech Sadurski Tadeusz Syryjczyk Jerzy Szacki Adam Szostkiewicz Jan Winiecki Ireneusz Krzemiński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura