mjg53 mjg53
242
BLOG

Arłukowicz, a genetyka

mjg53 mjg53 Polityka Obserwuj notkę 0



Lewicowy poseł na sejm, lekarz i bardzo popularny polityk B. Arłukowicz w programie „Kawa na ławę” zarzucił J. Kaczyńskiemu, że ma genetycznie zakodowaną nienawiść. Widocznie zapomniał o części polskiej lewicy, w tym o oficerach SB i ich TW i postkomunistach. To ich najbardziej ekspansywna większość destrukcyjnie wpływa na całokształt układów w wolnej, lecz bardzo słabej Polsce. Słabej, bo ci pazerni i zdeprawowani ludzie z premedytacją wciąż dążą do osłabienia naszej Ojczyzny. Dzięki temu nadal mogą być bezkarni. Stają się również coraz bardziej agresywni i cyniczni. Niestety, wielu z nich piastuje kluczowe stanowiska, np. w gospodarce.

 

A dzisiaj, ilu w szeregach lewicy i nie tylko, jest tych, których ojcowie byli zdrajcami, szpiclami i mordercami? Duża część towarzyszy Komunistycznej Partii Polski zdradzało niepodległą Polskę raz Sowietom, raz hitlerowcom. Po wojnie, gdy KPP przekształciła się w PZPR, również duża część towarzyszy współpracowała z reżimem moskiewskim przeciwko Polsce, mordowała i torturowała patriotów polskich i wynarodowiła naród polski. To właśnie komuniści za czasów PRL-u uczynili z donosicielstwa sposób na funkcjonowanie państwa. Tragiczne skutki tego mamy do dziś.

 

 Waldemar Łysiał w książce „Mitologia świata bez klamek”, w rozdziale: „Mit nieważności donosicielstwa” napisał między innymi:

 

„Czy można unieważnić donosicielstwo? Usprawiedliwić czymkolwiek denuncjację kolegów, familiantów i ludzi mniej lub bardziej znajomych? Bronisław Wildstein (2007): „We wszystkich kulturach donosicielstwo traktowane jest jako czyn ohydny”.Błąd, panie Wildsztein – nie we wszystkich. W kulturze priwiślińskiego Salonu „czynem ohydnym” jest ujawnienie donosiciela, a konsekwencją tej diagnozy jest traktowanie zdemaskowanego jako męczennika.

 

„Męczennikami” to oni wszyscy byli już za PRL-u, bo esbecja od lat 60-ych rutynowo „legendowała” swoich konfidentów, ergo: uwiarygodniała represjami cenzuralnymi i innymi (tak jak w latach 80-ych internowaniami i więzieniami, według tradycyjnej receptury StaSi oraz KGB). Exemplum popularny pisarz dla młodzieży, Aleksander Minkowski (TW „Zalewski”), którego rodzinie odmawiano paszportów, a jemu samemu rekwirowano na granicy bezdebitowe książki, dzięki czemu mógł grać środowiskowo męczennika i dalej sypać setki osób, notabene bardzo intymnie (rasa, seks plus inne pikantności towarzyszące politycznością). Wróćmy wszakże do wątku aktualnego – wątku lustrowania i nieważności donosicielstwa.

 

Od momentu demaskacji polski kapuś gra dzisiaj rolę ofiary zwyrodnialców (lustratorów), którym „polowanie na czarownice” daje sadystyczną przyjemność. Mitologia martyrologizująca i wybielająca konfidentów SB – zwłaszcza tych z kręgu kultury – stała się agresywną doktryną polskiego Salonu, kolejnym mechanizmem antylustracyjnym, zmierzającym do zahamowania deubekizacji i do zamknięcia (lub przynajmniej spacyfikowania) Instytutu Pamięci Narodowej (IPN-u).

 

Szerokim kręgom społeczeństwa polskiego michnikowszczyzna wmawiała od lat (głównie piórem byłych agentów SB, jak Maleszka, Bortnowska, Szczypiorki, Czajkowski e tutti qanti), że lustrowanie jest krzywdzeniem, a lustracja to trąba powietrzna katująca Rzeczpospolitą. Tymczasem – wbrew powszechnemu osądowi – rodzima lustracja ma niewielki zasięg i nie wyławia najważniejszych esbeckich konfidentów. Z kilku przyczyn. Raz, że „poprawki” prezydenta Lecha Kaczyńskiego bardzo zaszkodziły ustawie lustracyjnej, a Trybunał Konstytucyjny lustrację zakwestionował. Dwa, że sądy polskie notorycznie oczyszczają delatorów, nawet wówczas, gdy dowody (rękopisy raportów, pokwitowania etc.) są bezsporne (exemplum casus Mariana Jurczyka, TW „Swiętego”). Trzy, że zeznający przed trybunałem oficerowie SB podjęli ochoczo grę Salonu i jednogłośnie przyznają, że fałszowali dokumenty (zarówno sędziowie, jak i „świadkowie” wiedzą, że to nieprawda, i że grają role w farsie, ale taka jest koncepcja scenariusza tych przedstawień; „Wprost”: „Działa układ: ofiary nie rozliczają swoich katów, a ci nie kompromitują swych agentów”, 2007). Cztery, że istnieje tzw. „zbiór zastrzeżony IPN”, gdzie są dane osobowe najbardziej wpływowej agentury MSW, której dekonspirowanie blokują dziwaczne (salonowe) paragrafy ustaw o powołaniu IPN i wewnętrzne przepisy ilustratorskiej instrukcji. Wreszcie piąte: nie wolno dekonspirować żadnych esbeckich TW, którzy kontynuują działalność jako tajni agenci „służb” III RP. Efekt wszystkich tych pięciu „okoliczności przyrody” jest klarowny – Jan Piński (2008): „W Polsce większość tajnych współpracowników służb PRL, czynnych obecnie w mediach, biznesie czy polityce, pozostała niezdemaskowana”; B. Wildsztein (2008): „Można się tylko zastanawiać, jakie konsekwencje dla niepodległej Polski ma fakt, że tych ludzi nigdy nie rozliczono. Wielu z nich robi dziś wielkie kariery”.    

 

To właśnie oni mają nikczemność zakodowaną w genach i przekazują to swemu potomstwu. W III RP, gdy lewica była u władzy, korupcja osiągnęła monstrualne rozmiary. Rząd L. Millera zerwał umowę z Norwegią odnośnie budowania gazociągu z Morza Północnego do Polski, co spowodowało trwałe uzależnienie Polski od Rosji. Do tej pory są przez to duże kłopoty, nie tylko gospodarcze. 

 

Autostrada A2 została wydzierżawiona przez rząd Millera „jakiejś” spółce, która do dziś dyktuje swe niekorzystne warunki nie tylko samorządom lokalnym, lecz i państwu polskiemu. W dodatku drenuje kieszenie kierowców nadmiernie wygórowanymi opłatami. Z powodu korzystnej dla tej spółki umowy, nie wolno budować żadnych dróg równoległych, które ułatwiłyby życie i samorządom, i kierowcom. Podobno ta spółka zarobiła już tyle, że można by za te pieniądze wybudować kilka lepszych autostrad. Ale kto inny zgarnia te pieniądze. Afera Rywina i wiele innych przestępstw powoduje destrukcję życia w Polsce. Ludzie chciwi i bezwzględni coraz bardziej się bogacą i wzmacniają swoje wpływy, i władzę.

 

Nie zapominajmy o niewyjaśnionej do tej pory śmierci K. Olewnika i innych podobnych wypadkach. Podobno osoby te straciły życie, bo ośmieliły się przeciwstawić żądaniom lewicy. Działo się to już w III RP. A wyroki podobno wydawały władze lokalne. I co? Zleceniodawcy do tej pory nie są znani. Cieszą się szacunkiem i wolnością. To jak silna musi być wierchuszka lewicy?

 

A teraz Bartosz Arłukowicz publicznie mówi, że J. Kaczyński ma genetycznie zakodowaną nienawiść. Jak śmie. Nikt z jego rodziny nie współpracował z okupantami. To właśnie J. Kaczyński i PiS walczą z układem. Dlatego są tak bezwzględnie i wściekle atakowani i przez inne partie, i media, wszelkie indywidua korzystające z przestępczej działalności tego układu Poseł i lekarz o przestępcach żerujących na Polsce i Polakach nawet nie wspomniał..

 

 To znaczy, że jest jeszcze wielu takich, którzy cenią renegackich kapusiów, szpiegów, TW SB i innych chciwców, i nikczemników, którzy wpływają destrukcyjnie na całokształt życia w Polsce bardziej od tych, którzy im się przeciwstawiają.

mjg53
O mnie mjg53

dociekliwy komentator rzeczywistości

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka