Jacek Tomczak Jacek Tomczak
69
BLOG

O granicach wolności

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 1

Bardzo często zadajemy sobie pytanie, jakie są granice wolności (oczywiście, często przybiera ono inną formę). Czy wolność należy się również wrogom wolności, czy tylko tym, którzy działają, respektując tą wolność?

Sama "wolność" jest pojęciem bardzo szerokim. Nie ma wątpliwości, że każdy system prawny przynajmniej w małym zakresie tę wolność ogranicza. Liberałowie przyjmują, że ograniczać powinien na tyle, by jednostka wolnością dysponująca nie zagrażała innej jednostce. Z kolei socjaliści gotowi są przyjąć, że wolność powinna zostać znacznie ograniczona, bo człowiek nie umie z niej korzystać.

Stąd np. obowiązek zapinania pasów bezpieczeństwa, wysokie podatki (bo podobno człowiek nie umie wydać swoich pieniędzy) itp. Na to liberałowie odpowiadają, że nie umie z niej korzystać, bo jej nie ma, a gdyby ją miał, to wykształciłby w sobie niezbędną do umiejętnego nią dysponowania odpowiedzialność (np. jeśli raz wydałby pieniądze w sposób nieodpowiedzialny, to nauczyłby się na błędzie i następnym razem być może wydałby je inaczej).

Dyskusje na tym podobne tematy toczą się w nieskończoność. Mam swoje zdanie na temat, którego dotyczą (zaznaczę, że daleko mi do popierania systemu, kształtującego jednostki wyalienowane z norm kulturowych i jeszcze dalej do pochwały systemu, nakazującego jednostce całkowite podporządkowanie się grupie), jednak w tym tekście chciałbym się zająć jedynie niewielkim zakresem wolności i możliwością jej ograniczania przez prawo, a mianowicie podejściem ustaleń prawnych do pozytywnego odnoszenia się do systemów totalitarnych.

Otóż, często media nagłaśniają różnego rodzaju "wybryki faszystowskie". Pomińmy ¾ z nich i zajmijmy się tymi, które w istocie są sprawką współczesnych neofaszystów. Mowa tu choćby o noszeniu koszulki ze swastyką, rasistowskim napisem etc., a nie np. o podnoszenie prawej ręki do góry w stanie upojenia alkoholowego, co za przejaw neofaszyzmu chętnie przyjmują współcześni "naprawiacze świata".

Z drugiej strony – co jakiś czas mamy do czynienia z "wybrykami komunistycznymi", które oczywiście tak nagłaśniane przez media nie są (o dysproporcji w traktowaniu obydwu systemów totalitarnych i ich zwolenników napiszę w przyszłości; jest ona wręcz nieprawdopodobna – w sytuacji, gdy na każdym bazarku w większości zachodnich metropolii sprzedaje się koszulki, czapeczki, szaliki, czy breloczki z wizerunkami komunistycznych morderców, każdego jegomościa, który w stanie nietrzeźwym, w gronie kolegów uniesie ku niebu prawą dłoń opisuje się, jako potomka SS-manów, zaganiających Żydów do komór gazowych).

Np. ostatnio w "Naszym Dzienniku" i "Rzeczpospolitej" ukazały się ciekawe teksty o stronie "Lewica bez cenzury", na której współcześni polscy komuniści naśmiewają się z oficerów, ginących w Katyniu, bredzą o rewolucji, wymagającej ofiar i pochwalają Stalina (prym wiedzie niejaki Michał Nowicki, syn Wandy z Polskiej Partii Pracy, a dawniej – SLD; osobiście najbardziej spodobało mi się, że twórcy "Lewicy bez cenzury" za patrona obrali sobie Feliksa Dzierżyńskiego).

Albo – w kwietniu we Wrocławiu bojówkarze Antify pobili do nieprzytomności młodego narodowca. Albo – lewaccy bojówkarze zaatakowali członków neopogańskiej Zadrugi, oddających cześć Stachniukowi, nie oszczędzając przy tym niepełnosprawnego.

Teraz zadajmy sobie pytanie – co z tymi neofaszystami, czy neokomunistami zrobić? Chodzi mi o restrykcje prawne, bo ostracyzmem społecznym są otoczeni i tak (neofaszyści większym, neokomuniści mniejszym, ale jednak są media, które piszą o ich występkach) Zasadniczo wprowadziłbym tutaj dwa podziały – na historię i na propagandę oraz na to, co „razi po oczach” i na to, czego nie trzeba czytać, oglądać, słuchać.

Ponadto, przyjmuję, że obydwa systemy powinny być traktowane jednakowo. Fakt, iż totalitaryzm komunistyczny zabił kilka razy więcej ludzi, a totalitaryzm nazistowski stworzył największą „machinę zagłady” w dziejach ludzkości nie pozwala wywyższać żadnego z tych systemów.

Oczywiście, nie chcę, by ktokolwiek narzucał jakiemukolwiek państwu konieczność egzekwowania prawa sprzecznego z jego własną tradycją, historią i normami kulturowymi. Uznaję prymat lokalnego, wyrastającego z tradycji prawa nad "prawami człowieka. Być może wg. niektórych np. historia Austrii, w której nie rozliczono czasów nazizmu uzasadnia tworzenie norm prawnych, w oparciu o które wsadza sięga kratki Davida Irvinga, autora uznawanej za negacjonistyczną książki „Wojna Hitlera”.

Chcę za to wyrazić swoje zdanie. Otóż, uważam, że wypowiedzi pochwalające lub ukazujące w dobrym świetle systemy totalitarne bez uzasadnienia tej pochwały powinny być karane. Karane powinno być także noszenie koszulek i wszelkich gadżetów z wizerunkami sierpa i młota, Che Guevary, CCCP, Lenina, Stalina czy Hitlera tudzież swastyki. Jestem natomiast przeciwny zamykaniu w więzieniach autorów książek historycznych, negujących zło (lub jego część) systemów totalitarnych i potrafiących swój pogląd uzasadnić czymś więcej niż powtarzaniem frazesów z propagandy komunistycznej lub faszystowskiej.

Pomyślmy o ludziach, którzy w walce z którymś z systemów totalitarnych stracili zdrowie albo kogoś bliskiego. Pomyślmy o byłym żołnierzu AK, który idąc ulicą miasta, za które był gotów oddać życie widzi jegomościa z młodzieńczym trądzikiem w koszulce z sierpem i młotem (zresztą, wyprodukowanej zapewne przez jakąś wielką, kapitalistyczną firmę).

Książki negacjonistycznej może nie czytać, ona spokojnie leży w księgarni, czy bibliotece, lecz idąc choćby przez ulice Warszawy naraża się na duże ryzyko spotkania takiego jegomościa. By przeczytać książkę musi świadomie wykonać pewien wysiłek, znak na koszulce owego jegomościa razi jego oczy wbrew jego woli. Jesteśmy tym ludziom coś winni.

Wciąż zastanawia mnie, dlaczego policjanci pieczołowicie szukają i wlepiają mandaty ludziom, którzy – nikomu nie przeszkadzając – piją piwo nad Wisłą, a nie tych, którzy promują zbrodnie. Promują zbrodnie, zazwyczaj bezwiednie, uważając to za coś modnego, trendy, "na czasie" etc. (o samym zjawisku rozpisywałem się już dawno temu, więc nie będę się powtarzał), niektórym imponuje oficer Armii Czerwonej, który strzelał polskiemu oficerowi w tył głowy.

Jestem przeciwny przyzwoleniu na propagowanie komunizmu czy faszyzmu, ale obawiam się, że cenzurowanie książki Davida Irvinga, a jej autora – karanie więzieniem jest elementem dążenia do posiadania „monopolu na prawdę historyczną” przez grupę szermierzy „politycznej poprawności”. Zamiast tłumaczyć, objaśniać, dyskutować chce ona ciągać po sądach. Historia była dotychczas domeną historyków, „poprawniacy” chcą uczynić z niej pole popisu dla prokuratorów. Czy już niedługo w kłótni dwóch historyków rację będzie miał ten, który zatrudni lepszego adwokata?

Przykład Irvinga to na jak razie jedyny tak głośny niebezpieczny precedens. Ale czy po pozbawianiu wolności za napisanie książki, negującej Holocaust nie przyjdzie kolej na pozbawianie wolności za napisanie tekstu, negującego dużo mniej oczywiste i nie tak powszechnie uznawane wydarzenia? Ciekawie mówił o tym Dariusz Ratajczak, sam zresztą ciągany po sądach za tzw. „kłamstwo oświęcimskie”:

„(…) jeszcze 15 - 16 lat temu twierdzono, że w straszliwej mordowni hitlerowskiej w Auschwitz - Birkenau zginęło 4 - 4,5 mln ludzi. Dzisiaj oficjalnie władze Muzeum Oświęcimskiego twierdzą, że milion, milion sto... No więc mamy w tym jednym przypadku różnicę trzech milionów. To są rzeczy, które trzeba badać i sprawdzać. Na tym polega praca historyka. Tymczasem możni tego świata twierdzą, iż ‘prawdy uświęcone’ dyskusji nie podlegają. Czy na tym polega wolność badań naukowych? Czy nie nazwiemy tego cenzurą? A ja po prostu mówię: dajcie spokój historykom, zapewnijcie historii autonomię. Dajcie jej żyć. Właśnie - dajcie jej żyć. Czy żądam zbyt wiele?”

Tu mógłby paść kontr-argument w postaci pytania retorycznego: a czy po zakazie noszenia koszulki ze swastyką nie przyjdzie czas na zakaz noszenia koszulki z falangą? Albo – czy po zakazie noszenia koszulki z sierpem i młotem nie przyjdzie czas na zakaz noszenia koszulki z pacyfą?

Otóż, po pierwsze, jakoś jest tak staromodnie ukształtowany, że większą wartość mają dla mnie badania historyczne, niż propaganda i większe znaczenie to, czy ktoś może dochodzić do prawdy, niż to, co ma na koszulce. Po drugie, falanga i pacyfa NIE SĄ symbolami zbrodniczymi.

Może za kilka lat jakiś historyk odkryje ciekawe, nieznane karty z historii ruchu narodowego, świadczące o jego zbrodniczym charakterze? Może kiedyś inny historyk znajdzie dokumenty świadczące, że pacyfiści tworzyli obozy zagłady? Może. Na razie wiemy, że zbrodniczy był komunizm, obozy tworzyli naziści. Lecz pozwólmy historykom dochodzić do nowych informacji.
Paradoksalnie, zamykanie historyków w więzieniach świadczy o bezradności i słabości tych, którzy to robią.

Nie umieją przekonać, więc szukają paragrafu, który mógłby załatwić problem i uciszyć tego, który go stwarza. Nie są dostatecznie silni, by nie bać się, że współcześni miłośnicy systemów totalitarnych użyją siły.

Zdaję sobie sprawę, że przy odróżnianiu historii od propagandy często balansujemy na bardzo cienkiej krawędzi. Jednakże, w każdy system prawny wpisany jest pewien relatywizm. Ot, choćby kradzież artykułu wartego 249 zł. nie jest karana pozbawieniem wolności, a kradzież artykułu wartego 251 zł. – już tak. Ponadto, w pewnych przypadkach poczynienie takiego odróżnienia jest proste. Np. chyba wszyscy widzą różnicę między wznoszeniem okrzyków „Sieg heil” i głoszeniem, że „ten Hitler to jednak miał rację”, a uzasadnianiem pewnej skomplikowanej wizji historii.

Zarówno nazizm, jak i komunizm są powszechnie uznawane za zło (zło komunizmu podlega relatywizacji, ale już w podręcznikach historycznych, raczej opierających się „modzie na komunizm” jest dosyć jasno napisane, czym był w rzeczywistości ten system) i dopóki są uznawane za zło nie powinny być propagowane. Jednakże, jako że w historii najciekawsze jest dochodzenie do prawdy i odkrywanie przeszłości.

Uważam, iż ludziom, którzy pieczołowicie pracują i poświęcają dużo czasu na badania historyczne nie można karać tylko dlatego, że wnioski przez nich wyciągnięte są „niepoprawne politycznie”. Na razie prawda jest jasna. Ale może ktoś dojdzie do nieznanych, a ciekawych informacji i zrobi się interesująco?

Przykładowo, obecnie wiemy, że Che Guevara inscenizował fałszywe egzekucje, bo lubił wywoływać strach na twarzach ludzi. Wiemy również, że naziści tworzyli obozy zagłady. Doszliśmy do tej wiedzy dzięki badaniom historycznym. Dzięki nim stwierdzono, że obydwa systemy były zbrodnicze, wobec czego za ich propagowanie powinna być kara. Ludzie chcący stawiać w jednym rzędzie Irvinga ze wspomnianym, wychwalającym system komunistyczny jegomościem nieświadomie korzystają z dorobku historyków. Dlaczego więc ludzie ci chcą zakładać knebel na ich usta?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka