Bekart Bekart
639
BLOG

Czas trolli

Bekart Bekart Internet Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Nasi publicyści, często narzekający na trollowanie ich w internecie, sami stosują tę metodę i opanowali ją lepiej niż się do tego przyznają.


Jak to dobrze wiedzą absolutnie nieprzysiadalne dziewczyny z kulturo-, medio- i dyskursoznawstwa na Wyższej Szkole Społeczno-Psychologiczno-Zaocznej w Suwałkach, środek przekazu jest przekazem. Mówił to pewien teoretyk co, jak owe dziewczyny i Czesław Mozil, był “sobom”, ale to historia na inny czas. Znaczenie sformułowania “środek przekazu jest przekazem” doskonale można objaśnić na przykładzie tych właśnie dziewcząt. Ponieważ jako “środki przekazu” nie mają one w ogóle czasu na głupoty, to preferują przekaz prosty, wpadający w ucho, łatwy do podkreślenia wężykiem i zapamiętania. Przekaz “środek przekazu jest przekazem” jest w tym sensie idealny, bo na cztery słowa zawarte w zdaniu dwa są zasadniczo takie same.


Tu zostawiamy jednak Dżejsikę i idziemy dalej. Z przytoczonej powyżej sentencji wynika, że medium, którego używamy nie wpływa tylko na formę, ale także na treść komunikatu. Ta zasada dotyczy oczywiście telewizji, ale też mediów tzw. społecznościowych. A jak wiedzą niemal równie do dziewczyn z WSSPZ w Suwałkach specjaliści od “social-media”, na twitterze czy facebooku najbardziej liczą się polubialność, podawalność, komentowalność, klikalność tzw. kontentu czyli angażment usera.


O ile więc gwiazda telewizji może otrzymać pozytywne wzmocnienie w związku z tym, że dysponuje wielkimi pokładami ładności i fotogeniczności, jak np. dr Ogórek. O tyle istotny użytkownik np. Twittera doznaje takiego wzmocnienia, gdy zamieszczone przez niego treści wywołują fale burz światłowodowych, wzmożenie i podniecenie jak podczas recytowania poezji Szymborskiej na obozie ZMP.


Dlatego też media społecznościowe wykształciły pewien archetyp i styl bycia w swoich ramach. Mianowicie tożsamość trolla. Pojęcie dzisiaj już się trochę wyślizgało, ale źródłowo troll to ktoś, kto specjalnie wywołuje silne, najczęściej negatywne emocje, np. pisząc pod postem wychwalającym uznanego piłkarza-dobroczyńcę, że ów ma ryło krzywe, żonę kurtyzanę i długi w bieszczadzkich burdelach. To oczywiście wywołuje falę oburzenia itd. Warto tu jednak nadmienić, że motywacje prawdziwych trolli są czyste i bezinteresowne. Robią to ze szczerej nienawiści do rodzaju ludzkiego i przyjemności wynikającej z obserwowania najbardziej niskich i plugawych momentów życia społecznego. Do tego tego typu trolle są dumne ze swojego trollowania.


Pragnę jednak zwrócić uwagę, że istnieje jeszcze inny, dużo bardziej niebezpieczny typ trolla. To troll, który wypiera się swojej tożsamości, którą w całości buduje na wizerunku człowieka poważnego, racjonalnego, chodzącego swoimi drogami, którego twarz na promocyjnych zdjęciach zdaje się mówić do nas “czyżby?”, powodując dyskomfort i strach przed byciem zaliczonym do jakiejś dziadowskiej grupy.


Cechą charakterystyczną tych trolli jest to, że popularność swoją wytworzyły w innych, bardziej tradycyjnych mediach, np. jako publicyści prasowi i telewizyjni, w innej, przedtwitterowej epoce, gdy jedyną formą interakcji z mediami było rzucenie kapciem w telewizor lub podtarcie się gazetą. O tej przynależności do innego świata przypominają nam nieustannie, w swoim pisarstwie często opowiadając o epokach minionych, “partyjnych aktywach”, “czynach społecznych”, a w skrajnych przypadkach o ostatnich zajazdach na Litwie. Niby są tu z nami w tej internetowej matni, ale zanurzone mają tylko palce lewej stopy, reszta ich postaci wzrasta zdecydowanie ponad.


Prawda jest jednak taka, że społecznościowe środki przekazu opanowali oni w sposób doskonalszy od niejednego z nas i , choć sami często przedstawiają się jako ofiary trolli, cóż, sami są trollami. Świadomie wzbudzają kontrowersje, grają na internetowej publice jak Jankiel na cymbałach, doskonale wiedząc za jakie struny szarpnąć by poderwać do lotu eskadry hejterów spod określonego sztandaru. Co więcej, w przeciwieństwie do szarych trolli, są w swoim trollowaniu wyjątkowo diaboliczni, bo dokonują czegoś, co można by nazwać “trollingowym recyklingiem”. Bo po pierwszej fali, wywołanej jakimś tam ich wpisem, zamieszczają tweety z przykładami albo piszą o tym jak są strasznie hejtowani, jaki jest poziom, nagonka. Ten patent pozwala na wykreowanie prawdziwej spirali angażmentu userów, bo trzy czy czterostopniowe drabiny hejtu nie są rzadkością. Jest to niezwykle sprytny patent jak raz wykreowany kontent przepakować i sprzedać ponownie. Nie są one takie głupie, nie są.


Także, choćby wszystkie ich wypowiedzi sugerowały, że tęsknią oni do czasu, kiedy publicysta przychodził do redakcji rzucał tekst na stół, a wszystkim miękły kolana. Kiedy jedyny user angażment polegał na liście napisanym przez sfrustrowanego emeryta z Radomia, który mógł być źródłem redakcyjnych żarcików i anegdot i zwykle zabieganego publicysty nie dosięgał. Ja wam jednak powiem - nie tęsknią. W dzisiejszym świecie bowiem, nie mając nawet nic do powiedzenia, mogą opisywać samych siebie i swoje trudne życie w sieci.

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie