Jan Bodakowski Jan Bodakowski
468
BLOG

Co lewakom hula między uszami – styczniowy numer Pracowniczej De

Jan Bodakowski Jan Bodakowski Polityka Obserwuj notkę 3

 

Jan Bodakowski

Co lewakom hula między uszami – styczniowy numer Pracowniczej Demokracji

 

Styczniowy numer lewicowego pisma „Pracownicza Demokracja” znalazłem w koszu na śmieci przed wejściem do warszawskiego metra. Wyrzuciła go młoda kobieta, która dopiero co dokonała zakupu czasopisma u działaczy lewicy marznących na placu przed wejściem do metra i mówiących ze specyficznym zagranicznym akcentem – wejście do metra jest ulubionym miejscem w którym przybysze z zagranicy, zazwyczaj sekciarze, starają się ogłupiać mieszkańców Warszawy. Jako, że egzemplarz nie był uświniony postanowiłem dowiedzieć się co hula lewakom między uszami.

 

„Pracownicza Demokracja” uznaje, że „kapitalizm to system wyzysku, kryzysów i wojen”, system który należy obalić i zastąpić demokratycznym decydowaniem o procesach gospodarczych – pracowniczą demokracją, socjalizmem oddolnym. Co ciekawe pracownicza demokracja ma być odmienna od sowieckiego kapitalizmu państwowego. W pracowniczej demokracji rządy będą sprawowane nie przez parlament ale przez rady robotnicze jak w 1917 roku. Rewolucja antykapitalistyczna ma być rewolucją globalną, wspierającą imigrantów, laicyzacje, emancypacje kobiet, przedstawicieli wszelkich preferencji seksualnych.

 

Lewicowcy w swoich artykułach żywią ogromną nadzieje na to, że globalny kryzys i niezadowolenie społeczne przyniesie oczekiwaną rewolucje. Starają się dostrzegać przejawy rewolucji gdzie tylko się da – z łam „Pracowniczej Demokracji” można się dowiedzieć rzeczy niezwykłych, np. że „w Syrii trwa autentyczna walka rewolucjonistów przeciw Asadowi oraz dżihadystom”. Podobna lewicowa rewolucja ma mieć miejsce w Egipcie. Nie da się ukryć, że należy jak najpilniej poinformować o tym samych arabów bo pewnie nie mają o tym pojęcia. Ciekawe jest też to, lewicowcy uznają islamistów za kapitalistyczną piątą kolumnę.

 

„Pracownicza Demokracja” zachwycając się demonstracjami związkowców i antyfaszystów przezornie, by nie podważać własnych rojeń, nie dostrzega w ogóle dziesiątek tysięcy młodych nacjonalistów na Marszu Niepodległości. Podobnie lewicowcy zachwycając się protestami na Ukrainie przemilczają, że w ich awangardzie są nacjonaliści ze Swobody.

 

W kolejnym artykule na łamach lewicowego miesięcznika znalazły się informacje o nowej lewicowej partii Ruch Sprawiedliwości Społecznej związanej z Ikonowiczem. W artykule tym znalazły się niezwykle odkrywcze stwierdzenia, np., że PRL „nie miał z socjalizmem nic wspólnego”. Rozszyfrowano też podziały na lewicy, dzielącej się na lewice rewolucyjną czyli Pracowniczą Demokracje i „bardziej umiarkowane ugrupowania (np. PPS, Zieloni, Polska Partia Pracy), oraz wstrętne persony takie jak Miller i Palikot, oraz podszywający się pod lewice populista Kaczyński.

 

W kolejnych artykułach publicyści „Pracowniczej Demokracji” bardzo sprytnie wykorzystali do promocji swoich lewicowych zabobonów, walkę z rzeczywistymi patologiami – takimi jak podwyżki cen biletów, czy OFE.

 

Co ciekawe lewicowcy uznali, że idea Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego, czyli sytuacji gdy „każdy obywatel, niezależnie od swojej sytuacji materialnej, otrzymuje od państwa jednakową, określoną ustawowo kwotę pieniędzy”, to kolejny przejaw kapitalistycznej rzeczywistości, bo realna rewolucja nastąpi tylko wtedy gdy „kapitalistyczne zasady wytwarzania zostaną zniesione i zanegowane”. Sceptycyzm lewicowców nie dotyczy samej idei ale także i polityków ją promujących jak Cohn-Bendit i Ryszard Kalisz.

 

Na łamach „Pracowniczej Demokracji” uczczono też pamięć Nelona Mandeli ofiary apartheidu w RPA, i prześladowań ze strony Margaret Thacher i USA. Publicysta miesięcznika jednocześnie skrytykował Mandele za to, że nie był on socjalistą i akceptował kapitalizm.

 

W kolejnych artykułach o sprawach międzynarodowych publicyści „Pracowniczej Demokracji” potępili Francję za interwencje w Republice Środkowoafrykańskiej uznając, że Francja prowadzi politykę kolonializmu.

 

W artykule o Chodorkowskim publicysta miesięcznika uznał, że Chodorkowski jest odrażającym oligarchą, który okradł Rosjan, a Michnik który porównuje go z Mandelą jest specjalistą od pisania „napuszonych bzdur”. Przy okazji Putinowska Rosja została uznana przez „Pracowniczą Demokracje” za najbardziej zbrodniczy, rasistowski, nazistowski, kraj na świecie.

 

W kolejnych artykułach publicyści udowadniali wyższość rewolucyjnego marksizmu nad akademickim, opisali strajki i protesty jakie miału miejsce w ostatnim miesiącu w III RP, pozytywnie zrecenzowali film „Wilk z Wall Street”.

 

Publicystom „Pracowniczej Demokracji” nie umknął tez temat gender. Lewicowcy uznali ze atak kościoła na gender ma na celu odwrócenie uwagi od pedofilii w kościele. Uznali, że „największym zagrożeniem dla prawicy, jak i całej klasy rządzącej, jest wyzwolenie kobiet, prawo do decydowania o własnym ciele, dostęp do antykoncepcji i aborcji, a także uznanie praw mniejszości seksualnych”. Zdaniem lewicowców „rodzina nie jest czymś naturalnym ani świętym”, tylko instytucją wyrosłą z klasowej opresji i służącą kapitalizmowi. Prekursorem krytyki katolickiej, prawicowej, kapitalistycznej moralności, był Tadeusz Boy Żeleński. Boy Żeleński walczył o równouprawnienie kobiet, liberalizacje aborcji i rozwodów. Rozważania o gender lewicowi publicyści zakończyli pełnym optymizmu stwierdzeniem, acz niezgodnym z realiami, że większość Polaków nie ulega klerykalnej presji.
 

Ostatni tekst na łamach „Pracowniczej Demokracji” wspiera Katarzynę Bratkowską w jej walce o legalizacje aborcji, potępia wszelkie antyaborcyjne działania mające na celu zmiany przepisów, informuje o rzekomych 150.000 nielegalnych aborcji w Polsce.

 

Jan Bodakowski

Brzydki. Biedny. Niedoceniony. Nielubiany.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka