Inaczej niż mojego przyjaciela Andrzeja Muszyńskiego, interesują mnie i problemy długu publicznego czy obciążeń podatkowych, i – jak to nazwał z antylustracyjnym wdziękiem - „klimaty inkwizycyjne”. Choć nie bardzo rozumiem, co sprawa abp. Wielgusa ma wspólnego z inkwizycją, ale trudno.
Jeśli rozumiem dobrze, Andrzej uważa za „klimaty inkwizycyjne” wszelkie działania mające na celu oczyszczenie życia publicznego. A mnie się zdaje, że potrzebna jest i reforma finansów publicznych i czystość życia publicznego. M.in. dlatego że to, co Kaczyński nazywa mało precyzyjnie „układem”, ma duży wpływ także na gospodarkę.
Bo nasza gospodarka nie do końca była (jest) wolnorynkowa. Wolny rynek zakłada równość warunków i przejrzystość zasad. Tymczasem w Polsce pewna część biznesu, powiązana z politykami, miała ewidentnie co najmniej ułatwione warunki działania.
Polska stała się, przynajmniej w niektórych miejscach – państwem mafijnym, albo jak ktoś woli łagodniej – bananowym. Najbardziej drastycznym tego przykładem jest Opole, które zostało oplecione biznesowo-polityczną siatką według najlepszych włoskich wzorów. Czym innym była afera starachowicka, czy Rywina? A spraw drobniejszych były setki, jeśli nie tysiące. Przekazywania informacji, wspierania, załatwiania, popychania, naciągania czy zmieniania przepisów przez ludzi władzy dla ludzi biznesu bliskich tejże władzy.
Czyścić jest więc co. Nie tylko dla zasady, czy idei, ale po to, by działalność wielu szarych przedsiębiorców uczynić normalną. I żeby było jasne – nie jestem zachwycony wszystkim, co robi PiS w tej dziedzinie. Raczej zgadzam się z diagnoza i analizą Kaczyńskiego niż z jego metodami działania.
Ja też już bym wolał – podobnie jak Andrzej - nie interesować się takimi historiami, jak np. lustracja. Też mnie to irytuje. Gdyby załatwiono tę sprawę kilkanaście lat temu, nie mielibyśmy już problemu. Ale nie załatwiono. A zupełnie odsunięto to na bok w Kościele.
I tu przechodzę do meritum tekstu Andrzeja. Otóż Kościół nie jest prywatną organizacją. Jest wielką instytucją, ważną dla bardzo wielu Polaków. I myślę, że Polacy (celowo nie pisze „wierni’, bo niewierzący też) mają prawo mieć na temat tego, kto stoi na czele Kościoła, swój pogląd. I mogą pragnąć, by była to osoba bezgranicznie czysta i uczciwa. Bo potrzebują autorytetu. I mają prawo pytać o przeszłość tej osoby.
Nie wiem, jaka jest przeszłość abp. Wielgusa. W najbliższych dniach pewnie się tego dowiemy. Bardzo chciałbym, jak pewnie zdecydowana większość Polaków, żeby zarzuty Gazety Polskiej (przyznajmy, że nie poparte w druku dowodami) nie sprawdziły się. Ale ludzie pytają i mają prawo.
A dziennikarze są przedstawicielami opinii publicznej i w jej imieniu mają prawo i obowiązek pytać. Jeśli czytelnicy/widzowie/słuchacze uznają, że robimy to w sposób niewłaściwy, nie będą nas czytać/oglądać/słuchać. Zagłosują pieniędzmi w kiosku, czy zmianą kanału w telewizorze. Tymczasem musimy pytać. I o to, dlaczego po półtora roku działania rządu ciągle nie ma reformy finansów publicznych i o powiązania polityczno-biznesowe różnych ludzi. I o przeszłość biskupów.
Kazimierz Dejmek kiedyś powiedział: „dupa jest od srania, aktor jest od grania”. A dziennikarz jest od pytania. Każdego. Byle robił to uczciwie i rzetelnie.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka