Wiktor Janowycz Wiktor Janowycz
3044
BLOG

Upadek domu Stuhrów

Wiktor Janowycz Wiktor Janowycz Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

    Przez media i net przetoczyło się oburzenie wypowiedzią Jerzego Stuhra o folwarcznych chłopach mszczących się za wielowiekowe ciemiężenie na... właśnie, kim? Spadkobiercach arystokracji? Elitach..? Tego dość istotnego wyjaśnienia zabrakło w wywodach reżysera i prowadzącego wywiad red. Lisa. Gwoli sprawiedliwości należy przyznać, że "folwarcznych chłopów" do dyskusji wprowadził sam Lis wplatając ich w tok potakiwania reżysera i tym samym, w swoim stylu wprowadził go na minę, a sobie zapewnił rozgłos. Następujące potem próby złagodzenia tego pogardliwego w zamiarze porównania elektoratu PiS'u do rabacji galicyjskiej były już nieprzekonujące. Paradoksalnie wzburzenie tym fragmentem jest jednak dla Stuhra szczęśliwym zrządzeniem losu - w wywiadzie bowiem pojawiły się lepsze kwiatki. Jerzy Stuhr mianowicie oskarżył naród wybierający PiS m.in. o demoralizację i paserstwo - "Tak, wiemy, że kradną, ale przynajmniej część oddają nam..". Padły również kolejne porównania rządów PiS do Gierka i reżimu Jaruzelskiego, którzy jednakowoż byli sprytniejsi i.. uwaga! nie traktowali swoich przeciwników z pogardą, jaką to czuje wobec siebie Stuhr. Takie podsumowanie jest szczególnie absurdalne po wcześniejszych rozważaniach obu panów.

Szczerze mówiąc, wywiad wprawia w zażenowanie. Niestety, z wiekiem pan Jerzy Stuhr zapada się w swoim zgorzknieniu i jest to brutalnie używane przez medialną propagandę opozycji. Przewiduję, że w związku z tym będzie w najbliższym czasie często wykorzystywany w podobnym stylu. Przykro było patrzeć, jak chytry redaktor z udawaną troską podrzuca kolejne tematy, wyciągając, a czasami samodzielnie wkładając skandalizujące wątki w usta rozmówcy, często powoli, z namysłem formułującego zdania. Niezależnie od poglądów Stuhra trzeba przyznać, że ten sposób prowadzenia dyskusji bezsprzecznie zasługuje na otrzymany swego czasu przez red. Lisa tytuł Hieny Roku.

Wracając do wiodącego wątku mściwych "folwarcznych chłopów", któremu to wizerunkowi tak potakiwał reżyser, obserwujemy niestety kolejny akt upadku domu Stuhrów, który w, nazwijmy to, okresie rozkwitu  współtworzył elitę narodową. Jak bardzo obecne dywagacje odbiegają od najszczytniejszych wątków rodu Stuhrów niech świadczy fragment powojennych zeznań stryja reżysera, ofiary Sonderaktion Krakau, Oskara Stuhra przed prokuratorem Głównej Komisji dla Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce dr. Wincentym Jarosińskim (zresztą, podobnie jak Oskar Stuhr (nr oboz. 947) więźniem Auschwitz, a po wojnie adwokatem): 

Nieszczęśliwy dr Roman Starzycki spóźnił się trochę z powrotem do celi. Przychwycony przez strażnika Jana Rzepkę, będącego w towarzystwie Maschnera i Madera, już po wejściu do zakładu więziennego, został przez niego rzucony z całej siły na kamienną posadzkę i zastrzelony. Oprawcy zawlekli go następnie do ciemnicy i tam leżał przez dwa dni. W trzecim dniu wywieźli go, razem z dwoma trupami zwykłych więźniów, na wozie fornalskim do lasku znajdującego się obok zakładu i tam go pogrzebali. Przykra scena zaszła także przy wywożeniu jego zwłok. Jeden ze strażników – dzisiaj już nazwiska nie pamiętam – zwrócił się do fornala, który pełnił służbę w zakładzie przy koniach, aby sobie zdjął buty śp. dra Starzyckiego. Ten odmówił, bo skoro w butach umarł, niech będzie w butach pochowany. Podnoszę to na chwałę polskiego chłopa, który będąc w biedzie, umiał uszanować majestat śmierci i swoją godność osobistą i nie zbrudził swoich rąk, mimo zachęty ze strony zdrajcy narodu. Złakomił się na te buty, niestety, nasz kolega więzienny, niejaki Unger, który zdjął je, a być może uczynił to ze strachu, aby go strażnik nie pobił. Fakt ten nie przyniósł mu szczęścia i niedługo w tych butach chodził, albowiem on właśnie znalazł się w dziesiątce, która zginęła z rąk zbirów.

Cały dokument jest zresztą skądinąd zdecydowanie wart lektury ze względu nie tylko na fakty dotyczące Sonderaktion Krakau i poźniejszych losów jej ofiar, ale także plastyczne, precyzyjne opisy oraz refleksje Stuhra, znanego przed wojną działacza Stronnictwa Narodowego i prezesa krakowskiej "Korony". Na ich tle późniejsza kariera rodzonego brata w prokuraturze PRL (odznaczony Medalem X-lecia PRL Tadeusz Stuhr, ojciec reżysera) musiała być przykrym epizodem. Do refleksji zaś zarówno panu Jerzemu chętnie odwołującemu się do swego austriackiego pochodzenia i dumnie mieniącemu się "mitteleuropejczykiem", jak i synowi jego, Maciejowi, również z zapałem walczącemu z "polskim kołtuństwem" pozostawiam inny fragment zeznań stryja Oskara Stuhra:

Nie poszedłem więc do komendanta, chociaż do tego namawiał mnie niedostatecznie zorientowany kolega, mówiąc, że gdy zgłoszę się w kancelarii, odzyskam na pewno wolność, albowiem pochodzę z rodziny austriackiej. Koledze temu wytłumaczyłem, że urodzony i wychowany na ziemi krakowskiej, umiłowałem godność narodową polską, że wolę zginąć, niż splugawić swoje imię i nazwisko i narazić na wstyd i hańbę moją rodzinę. Pewnie ów kolega niejednokrotnie przypominał sobie moje stanowisko w tej sprawie, co do którego jako Polak nie mógł mieć żadnych wątpliwości, ponieważ uważałem, że niegodną było rzeczą przypominać sobie, skąd babka lub dziadek pochodzi – celem uzyskania dla siebie korzyści materialnej, a nawet dla ratowania życia czy zdrowia.



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura