Sprzedajemy.pl
Sprzedajemy.pl
JanuszKamiński JanuszKamiński
341
BLOG

Rozczarował mnie red. Jastrzębowski

JanuszKamiński JanuszKamiński Rozmaitości Obserwuj notkę 18

Dzisiaj inwestując kupę forsy w prawicowy serwis internetowy trzeba być optymistycznym ryzykantem.




Wydaje mi się, że już powoli internetowe serwisy prawicowe (daruję sobie stronę lewą i radykalnych fanatyków) zaczynają więdnąć. Powodem jest telewizja, a konkretnie SmartTV. A w to cudownie się wstrzelił się serwis You Tube, a konkretnie dział wyświetlający filmy zamieszczone przez użytkowników (user-generated content), a idąc dalej w temacie blogosfery, wielką karierę robią videoblogi – dzieła amatorskie VODcast, popularnie nazywane kanałami na YT.

Dziś każdy szanujący się bloger, szczególnie zawodowi publicyści i reporterzy (Ziemkiewicz, Gadowski, Janecki, Mikołaj "Jaok" Janusz, dr. Bartosiak, Marcin Wolski, że wymienię tylko parę z tych, które oglądam, blogerzy-amatorzy, którzy czują się na siłach produkować się przed kamerą, a także mnóstwo kanałów instytucjonalnych, jak kanały telewizyjne i to wszystkie – TVP, TVN, Polsat, Trwam TV, Republika TV, wPolsce, radiostacje, gazety, czy takie instytucje jak IPN.

Słowo pisane jest wypierane przez obraz i film. Co jest zjawiskiem starym i psychologicznie wytłumaczalnym.

Właśnie na kanale Rafała Ziemkiewicza zobaczyłem wywiad z redaktorem Sławomirem Jastrzębowskim, którego cenię i lubię, mimo wygłupów w siłowni (dopiero po czasie zorientowałem się, że to element kampanii reklamowej, na co nawet Michał Rachoń dał się nabrać, choć kto to wie w tej naszej stolicy) i usłyszałem, że pan redaktor właśnie przejął (kupił?) historyczny portal quasi prawicowy Salon24 od pani Bogny Janke.


Trafiłem na portal Salon24 chyba rok, czy dwa po jego uruchomieniu. Czyli w 2007, albo 2008. Nie pamiętam. I nie chce mi się szperać po archiwach.

Wtedy dla internautów, szczególnie z ambicjami własnego pisania, ale nie tylko, bo i opinia publiczna zaczęła się temu przyglądać, Salon24 był czymś ważnym. Był modny, a nawet powiedziałbym trendy. No więc ja też tam zacząłem się prezentować. Nieudolnie stawiałem pierwsze kroki, z szacunkiem przyglądając się publicystom i piszącym politykom. A nade wszystko, podobnie jak prezes Kaczyński, fascynowała mnie internautka Kataryna.

Nie zabawiłem długo na Salonie. Zrozumiałem, że Kataryna to nie osoba, tylko instytucja, a założyciele – Bogna i Igor Janke, zaczęli mi nie tak pachnieć. Coś było nie tak na portalu. Moja intuicja się potwierdziła, gdy pan Igor Jankę zaczął mieć kłopoty z niesławnym Getback'iem.

Więc porzuciłem go i przez około 14 lat nigdy tam nie zaglądałem, choć od nowych ambitnych stukaczy w klawiaturę słyszałem ochy i achy podobne do tych, co pierwszy raz wspięli się na Giewont.



No więc po tym wywiadzie u Ziemkiewicza, gdzie dowiedziałem się, że ceniony przeze mnie człowiek stał się nowym właścicielem Salonu, zdecydowałem się tam zajrzeć i w końcu zacząć tam również publikować.

Gdybym był bardziej ostrożny, to powinienem wyśledzić, że red. Jastrzębowski pierwszej informacji o przejęciu tej markowej witryny, poinformował w wywiadzie u pani Jaruzelskiej. Byłbym wtedy uprzedzony, że to nie żadna prawica, żadny patriotyczny konserwatyzm, tylko główny nurt, po warszawsku meinstrim, czyli albo rybka, albo pipka.


Ale stało się – jestem obecny na Salonie24. Faktycznie – portal wypasiony, w bogatej i najmodniejszej dzisiaj szacie graficznej. Niby podzielony na sekcję informacyjną i publicystyczno-blogerską, ale jak coś się podoba panu naczelnemu redaktorowi Piotrowi Paciorkowi, onegdaj z Polsatu, a także dla mnie niespodzianka – patrzcie, patrzcie! - Kiedyś z Dziennika Bałtyckiego i absolwent naszego niesławnego Uniwersytetu, to lokuje się nawet jako cover story.



Na części informacyjno – dziennikarskiej nieco się zawiodłem. Widać niestety wpływ pracy w prasie bulwarowej, jak w tych Faktach, czy Super Expressach. Chwytliwy tytuł przyciągający czytelnika, a treść bladziutka. Osobiście wolałbym, by bylo odwrotnie.

A segment blogerski nawet po latach pozostał bez zmian – od sasa do lasa. Bez wyraźnej linii ideowej, czy mentalnej.

Już na wstępie z z powodu przylepienia mi etykiety zatwardziałego PISdzielca, zostałem sponiewierany przez lokalnego trolla i hejtera, zapewne zawodowego, bo powielał stare fałszywki i paszkwile wyprodukowane przez pustaków z WSI. Redakcja stanęła na wysokości zadania i gościa spacyfikowała. To duży plus.


Tak więc już już miesiąc produkuję się u pana Jastrzębowskiego usiłując rozgryźć algorytm – co wabi i zachęca do czytania użytkowników Salonu24, nie mówiąc już o dyskusji, w marzeniach merytorycznej.


W związku z tym tekstem zacząłem trochę grzebać w sieci w kwestii naszych mediów internetowych, portali społecznościowych i stron oferujących miejsce dla blogerów. Jak już napisałem – buraczane lewactwo mnie nie interesuje.

Jak już się portal S24 rozkręcił, to długo plasował się w czołówce stron centroprawicowych, za (po kolei): DoRzeczy.pl, Wpolityce.pl, niezależna.pl, fronda.pl i właśnie salon24.pl (rok 2018). Potem nieco zaczęło się na salonie sypać.


Na początku 2019 roku spółka Salon24.pl przekształciła się w Web Content Hub. W 2019 roku zanotowała 392,8 tys. zł przychodów sprzedażowych, 536,1 tys. zł kosztów operacyjnych i 143,5 tys. zł straty netto, podczas gdy w 2018 roku osiągnęła wzrost przychodów sprzedażowych o 62,3 proc. do 995 tys. zł oraz zysku netto z 4 do 275,3 tys. zł.[*]


Jak wiemy, taki moment był dobry, by coś kupić.

Lecz dajmy spokój tym internetowym projektom biznesowym. Ludzie muszą zarabiać. A jak się cisną pracownicy, co popracują za darmochę, to tylko ich sprawa.

Ideałem każdego blogera marzyciela jest stworzenie własnej strony, ze swoimi i znajomych blogami. Międzynarodowe sępy internetowe aż się proszą byś własny blog założył. Dają ci skrypt, grafikę i pozostałe duperele za darmo, a ty już widzisz, jak za parę miesięcy będzie ciebie odwiedzać sto tysięcy czytelników.
W rzeczywistości jest sto, ale nie tysięcy.

Chyba jedynym, któremu się to udało jest profesor Dakowski. Lecz on od afery FOZZ ciszy się słusznym szacunkiem i zaciekawia swoją atomową profesją. No i to fajny gość.

Tak więc ewentualny bloger, w dużej części niewyżyty grafoman, szuka sobie przystani, gdzie będzie budował swoje imperium. Mimo wszystko szybko zauważa, że po prostu nie stać go na to, żeby samemu zbudować taki popularny publikator. Jednakże myśl, by było to coś zbudowane oddolnie, a nie kolejny twór kogoś, czy czegoś z góry, łaskawie udostępniający swój obszar, internautom amatorom, albo nawet profesjonalnym publicystom, którzy chcą prezentować swoje prywatne zdanie, nie zawsze zgodne z linią swojej zawodowej redakcji.


Więc popatrzmy, gdzie są przyjazne przystanie dla społecznych wolontariuszy pióra i klawisza.
Niewątpliwie od dłuższego czasu chyba jedynym, który można traktować poważnie, jest portal niepoprawni.pl. Powstał on w 2007 roku założony przez grupę blogerów, w myśl hasła "blogerzy blogerom".dosyć tanim kosztem (Ryszard Opara na utworzenie Nowego Ekranu, później przekształconego w Neon24, wydał 1 mln zł).
Ja to opisał jeden z założycieli, a od paru lat jedyny właściciel niepowrawnych.pl, bloger Gawrion:

Jest to portal tworzony tylko i wyłącznie przez użytkowników, wolontariuszy. Brak cenzury. Czysty idealizm i pro publico bono. Jesteśmy chyba największym przedsięwzięciem w polskim necie o właśnie takiej niekomercyjnej formule. Jesteśmy bardzo ważnym elementem integrującym środowiska patriotyczne działające i gromadzące się w realu.
[...]
Jesteśmy świadomym przedstawicielstwem nieświadomej lecz wielkiej masy użytkowników netu. Elitą netu mającą zdolność komunikowania się z w/w. To bardzo ważne co robimy i działa tu bardzo mocno zasada synergii. Każdy z nas robiący to samo na forum onetu, wp byłby nikim. W momencie kiedy dajemy mocny głos w jednym miejscu - to się słyszy! [**]


Jestem na tym portalu już ponad 7 lat i po wielu poszukiwaniach uważam go za "mój dom".
Konkurenci, różne tam blogpressy, czy blogmedia już od dawna są niszami.
Również portal kontowersje.pl blogera Matki Kurki, rozsławionego po swojej walce z imperium Jerzego Owsiaka, lecz niestety wściekłego antypisowca, którego nick Matka Kurka jest parodią frazy Ojciec Rydzyk, cienko przędzie, albo już go nie ma.

Tak to wygląda na dzisiaj, a już jutro może być kompletnie inaczej.

Osobiście, jako że brałem udział w kilku zamkniętych forach, uważam, że właśnie fora są najlepszym obszarem do poważnej wymiany zdań.

Jednakże nic nie stoi na przeszkodzie, by niektóre patriotyczne witryny zbliżyły się do poziomu poważnego forum dyskusyjnego. Bo wymiana zdań z udziałem autora wpisu jest chyba również tak ważna, jak przedstawione w tekście sprawy i poglądy.












Czy ktoś nie wie jeszcze o mnie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości