Jarosław Klimentowski Jarosław Klimentowski
843
BLOG

Narodowcy grabarzami niepodległości

Jarosław Klimentowski Jarosław Klimentowski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

Kiedy dzisiaj widzę jak narodowcy próbują zawłaszczać dla siebie święto niepodległości, ogarnia mnie pusty śmiech, bo przecież nikt inni jak ich ideowi ojcowie, tę niepodległość zaprzepaścili. Nie wierzycie państwo?

Trudno się dziwić ponieważ historia jest w Polsce (nawet tej wolnej) nauczana wybiórczo, a istotne fakty są ukrywane, bądź upiększane. Na pewno każdy słyszał o Traktacie Ryskim, ale mało kto chociażby pobieżnie rozumie co wtedy się stało.

Przypomnijmy więc w telegraficznym skrócie jak powstawała młoda II RP. Oczywiście data 11 listopada jest zupełnie symboliczna. Proces odradzania się kraju był procesem wielostopniowym. Przecież w grudniu mieliśmy jeszcze Powstanie Wielkopolskie, a potem Powstania Śląskie. W każdym bądź razie zachodnia granica została jakoś tam uregulowana o tyle na wschodzie ciągle trwała wojna. Polacy nie mogli zgodzić się na ustępstwa wobec rozpychających się coraz bardziej bolszewików i postanowili to ukrócić. Walki rozpoczęły się już w lutym 1919 roku. W kwietniu odbiliśmy Wilno, a polskie wojska z powodzeniem szły na Moskwę. Bolszewicy byli w fatalnej sytuacji mając otwarte fronty praktycznie ze wszystkich stron. Piłsudski jednak bał się odrodzenia białej Rosji, której nienawidził do szpiku kości. Postanowił poczekać, aż bolszewicy rozprawią się z kontrrewolucją, a dopiero potem, gdy nie będzie już innych graczy na arenie, zgnieść bolszewizm samemu. To okazało się jednak nie takie proste i uskrzydleni bolszewicy wkrótce zagościli na rogatkach Warszawy.

Wtedy zdarzył się cud i Polacy po raz kolejny pobili czerwoną armię. Rozpoczął się triumfalny marsz na wschód. Zdobycie Moskwy było na wyciągnięcie ręki. Bolszewicy byli całkowicie rozbici, a znowu musieli bronić się przed kontrrewolucją. Błagali więc o rozejm, o chwilę oddechu, aby mogli przerzucić cała armię na front walki z białymi. Polska nie tylko im ten oddech dała. Polska oddała im nawet ziemie, które już zdobyła. Co się stało?

Chyba najlepiej oddać głos samemu Piłsudskiemu, który stwierdził, że dość ma wojny na dwa fronty - z bolszewikami i społeczeństwem polskim. Innymi słowy dał wolna rękę sejmowi. A kto wtedy rządził w sejmie? Narodowcy...

Tutaj trzeba się zatrzymać i wspomnieć o koncepcjach jak w owych czasach widziano odbudowę Rzeczpospolitej. Wydaje się, że każdy normalny Polak chciałby restauracji kraju w granicach sprzed rozbiorów. Wydaje się to tak naturalne, że trudno to kwestionować. A jednak. Czasy się zmieniły, pojawiły się nacjonalizmy. Obawiając się nacjonalizmów - ukraińskiego, białoruskiego, litewskiego itp., Piłsudski uważał, że niemożliwe jest odtworzenie II RP w granicach przedrozbiorowych. Lepiej pozwolić tym narodom na utworzenie własnych państw, które zostaną silnie związane z Polską i pozostaną w jej strefie wpływów. W ten sposób Polska stawałaby się lokalnym imperium, wystarczająco silnym, aby przeciwstawiać się nacjonalizmowi niemieckiemu i rosyjskiemu. To była koncepcja federacyjna.

Polscy nacjonaliści widzieli to inaczej. Oni chcieli koncepcji inkorporacyjnej w której Polska, wbrew historycznej tradycji, staje się małym i etnicznym państwem narodowym. Po prostu nie chcieli tych wszystkich mniejszości, woleli je pozostawić własnemu losowi, poza granicami RP. Polska dla Polaków. To było hasło przewodnie. Oczywiście było to niemożliwe do zrealizowania, gdyż Polacy byli na terenach wschodnich przemieszani z innymi nacjami. Jak byśmy nie ucięli granicy, zawsze pozostawimy jakąś mniejszość w granicach RP, a jakichś Polaków poza granicami.

Więc w 1920 roku Polska triumfuje. Ma otwartą drogę na Moskwę. Jednak zamiast ostatecznie dobić bolszewizm i utworzyć na tych terenach ową federację, Polska się cofa. Piłsudski daje wolną rękę politykom, którzy postanawiają się z bolszewikami dogadać. Bolszewicy na skraju upadku gotowi są na dowolne ustępstwa terytorialne, byleby tylko Polska zatrzymała ofensywę. Muszą zluzować tę część frontu, aby rozprawić się z białymi. Polacy jednak nie tylko nie wysuwają żadnych roszczeń terytorialnych, lecz wręcz przeciwnie, wolną ręką oddają to, co już zdobyli. Na tej mapie widać ustanowioną na mocy Traktatu Ryskiego wschodnią granicę II RP, a także ziemie na wschód które Polska już zajęła:

image


Postępowanie to miało tragiczne konsekwencje:

- państwo polskie pozostało małe i słabe

- bolszewia przetrwała, na żyznych ziemiach Ukrainy budowała swoją potęgę i za dwie dekady sięgnęła po to, co uważała za swoje

- na pastwę bolszewików zostawiono miliony Polaków, jak i innych nacji, których bolszewicy głodzili i mordowali


Tak proszę państwa. Nie byłoby akcji polskiej NKWD, nie było by września '39, nie byłoby Katynia, nie byłoby Wołynia i nie byłoby tragedii Powstania Warszawskiego, gdyby polscy nacjonaliści w imię obłąkańczego hasła "Polska dla Polaków", nie oddali bolszewikom setek tysięcy kilometrów kwadratowych polskiej ziemi i milionów Polaków. Zapamiętajmy sobie dobrze nazwisko Stanisława Grabskiego, który to tę hańbiącą granicę narysował.

Czy więc nacjonaliści mają w ogóle prawo świętować 11 listopada? Pozostawiam to pytanie otwarte...

Ikarus, MAN, Jelcz i Solaris

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura