Jarosław Banaś fot. Jarosław Banaś
Jarosław Banaś fot. Jarosław Banaś
report report
290
BLOG

Oto po tragicznej śmierci Edypa i obu jego synów, tron tebański przypada Kreonowi.

report report Kultura Obserwuj notkę 1
Poruszający fragment w historii odnaleziony w sieci. Poszukiwany Autor.

Oto po tragicznej śmierci Edypa i obu jego synów, tron tebański przypada Kreonowi.

On to wydaje rozkaz, aby odmówić należytego pogrzebu jednemu z synów Edypa,

Polineikesowi – za to – iż sprowadził argiwską drużynę na ojczyste miasto.

Antygona, miłująca serdecznie brata, wbrew zakazowi, grzebie go, chociaż wie, że czeka ją za to śmierć.

Kreon jest przekonany, że jego surowość jest słuszna, i trwa w swym uporze nawet wtedy, kiedy jego syn, Hajmon, narzeczony Antygony, błaga go, by jej przebaczył.

Oburza się, że syn, mężczyzna, staje po stronie kobiety.

Rozpacz Hajmona - nie wzrusza go.

Wizytę składa Kreonowi Terezjasz. Od niego to, wróżbity i wieszcza, władca Teb dowiaduje się, że bogowie są przeciw niemu. Że są po stronie Antygony.

Przepowiednia, łamie ostatecznie upór króla, ale jest już za późno.

Antygona popełniła samobójstwo. Obok jej ciała Kreon odnajduje syna, który z przekleństwem na ustach rzuconym ojcu, umiera z własnej ręki.

Żona Kreona, Eurydyka, nie mogąc znieść tego straszliwego ciosu, kończy śmiercią.

Chór i aktorzy na przemian recytują swoje partie.

Pełne patosu słowa poezji, nieuchronna moc losu, unoszącego się nad całą tragedią, przykuły oczy widzów do tego, co dzieje się w orchestrze i na scenie.

Chór, kończąc tragedię przypomina królowi, że niesłuszne i krzywdzące było jego postępowanie, dalekie od umiaru w słowach i cznach, dalekie od bojaźni bożej.

Napomina też, by nie pragnął własnej śmierci, gdyż nie wolno człowiekowi rozstrzygać o własnym losie.

Kiedy schodzi z orchestry, zrywa się burza oklasków i wołania: „autis, autis” - jeszcze! Jeszcze! Sofokles! Sofokles! Cała widownia podnosi się z miejsc jakby wyrwana ze snu i oszołomiona. Nie ma końca oklaskom i wołaniom.

Kiedy wreszcie zalega względny spokój – prologiem rozpoczyna się nowa tragedia Sofoklesa,

po niej następna, a w końcu dramat satyrowy, zawierający już elementy weselsze.

Zakończenie widowisk w teatrze nie zamyka zainteresowań ludu ateńskiego.

Zaraz w dniu następnym, na zgromadzeniu – sędziowie ogłaszają wyrok.

Z wyznaczonych przez rząd trzech nagród – Sofokles uzyskuje nagrodę pierwszą.

Zwycięża już po raz dwudziesty.

Archont, przy entuzjazmie tłumu wkłada mu wieniec bluszczowy na głowę.

Takiż wieniec otrzymuje też obywatel, który organizował i opłacał chór.

Ponadto otrzymuje on trójnóg brązowy i ma prawo ustawić go na pomniku w pobliżu teatru.

Aktorom rozdaje się pochwały i odznaczenia.

Protokoły zawodów, wraz z wyrokiem sędziów składa archont w archiwum państwowym lub

umieszcza w archiwum teatru, w formie publicznych napisów.

Tak przeżywał lud ateński święto Dionizosa, tak wchłaniał słowo idące z orchestry i tak żył teatrem.

Jest ciekawe, że przychodził do teatru, znając już dokładnie treść sztuki – znał ją z podań śpiewanych czy recytowanych przez rapsodów.

Poeta dramatyczny nie miał ambicji wymyślania nowych zdarzeń.

Docierając do tajemnic ludzkiego charakteru, tajników jego działania - kładł cały wysiłek w nadanie znanym sprawom głębszego sensu.

W tragedii Sofoklesa prawie nie ma sztuczek technicznych; nie o zewnętrzne i dla oka obliczone widowisko chodziło autorowi.

Nie ukazuje się bóg na długim żurawiu, wysuwanym z loży nad sceną, nie znika nikt nagle w podziemiu, nie ma trójgraniastych periaktów;

jedyny raz ukazuje się ekkyklema – wysuwana scenka – z trupem Eurydyki, żony Kreona.

Nie sztuczki i chwyty techniczne ściskały serca widzów i targały ich nerwami – ale głębokie w treści, żywe słowo.

Maska była nieruchoma, treść duszy ujawniało słowo, a poprzez słowo, do świadomości widza przenikała jedna, ostateczna, wieczysta prawda: że w świecie panują niezmienne, wieczne prawa boskie, których przekroczenie pociąga za sobą nieuniknioną karę, że cnota jest sama w sobie celem naszego życia, że jest obojętne, jak los zarządzi naszą dolą – w cnocie - ludzkich i boskich praw należy przestrzegać.

Sofokles, po wystawieniu Antygony, stał się jeszcze większym ulubieńcem ludu ateńskiego.

W roku następnym, powierzono mu zaszczytne stanowisko stratega, w ekspedycji przeciwko wyspie Samos.

Lud ateński czcił swoich wielkich twórców, bo teatr był nie tylko rozrywką, lecz jednym z podstawowych elementów życia zbiorowego, religijnego i duchowego w ogóle.

Dawał tajemne, niezbadane wzruszenia.

Ze sceny płynęła katharsis oczyszczająca namiętności.

Jeżeli kiedy, to właśnie w Grecji antycznej, aktorzy poprzez maskę i udawanie – głosili prawdy wiecznej przykazanie.

W dniu 12 stycznia 1791r. - ukazują się u wejścia do teatru przy placu Krasińskich duże drukowane kartelusze.

Zawiadamiają, że za trzy dni, 15 stycznia, o godzinie 7 wieczorem – będzie prezentowana komedia pt. „Powrót posła. Autorem jest Julian Ursyn Niemcewicz, poseł inflancki na Sejm Czteroletni.

W początku listopada 1790r., kiedy komedia ukazała się w druku – już budziła duże zainteresowanie, ponieważ jednak słowo drukowane rozchodziło się u schyłku Rzeczypospolitej powoli – dopiero zapowiedź realizacji scenicznej utworu – wywołała sensację.

I w salonach możnych i w poselstwach obcych potencji, i wśród braci -szlachty, i wśród mieszczan warszawskich, a szczególnie między posłami na sejm – kolegami autora - widać wielkie poruszenie.

W każdym niemal kafenhausie – mówi się o największej sensacji dnia – o komedii politycznej, pierwszej w Polsce.

Niemal każdy wybiera się do teatru.

Już na kilka dni przed przedstawieniem, przedsionek teatru ciasnego i niewygodnego, pomimo, że niedawno go postawiono kosztem 500 000 złp., jest przepełniony publicznością, pragnącą nabyć bilety. W sam dzień spektaklu a zwłaszcza przed rozpoczęciem przedstawienia, nie można już nawet marzyć o ich nabyciu.

W dniu premiery, przed godziną siódmą, publiczność płynie ze wszystkich stron.

Dygnitarze i magnaci w saniach zaprzężonych we wspaniałe konie, inni skromniej, ale w myśl zasady „zastaw się, a postaw się”, szara brać szlachecka często pieszo, rzemieślnicy, kupcy, gawiedź z reguły „per pedes apostolorum. Każdy opięty z wciągniętym mocno na uszy kołpakiem, czamarą czy baranicą, jako że mróz tęgi.

Od Miodowej, od Długiej, od Starego Miasta, wzdłuż parkanów, niskich dworków, z żadka dwupiętrowych co najwyżej kamienic – ciągną grupki ludzi ku teatrowi.

Przed wejściem widno, rojno i gwarno. Tłum wciska się do środka. Śmiechy, powitania, okrzyki. Tu i ówdzie grupki ludzi opowiadają sobie szeptem w obawie przed szpiegami – sensacje polityczne z doby bieżącej – nie brak więc tematu zniesienia wolnej elekcji czy awantur sejmowych dotyczących praw obywatelskich dla mieszczan.

Niewidzialna ręka Kołłątaja z klubu w pałacu Radziwiłowskim – szerzy po Warszawie, po ogrodach, promenadach, kafenhausach – paszkwile i satyry, złośliwe bajki i docinki o opozycji - o Branickim, Suchorzewskim i innych.

I tu w przedsionku działa taż sama ręka, szepty i rozmowy – to jej dzieło.

Toteż każde zajeżdżające przed teatr sanie, są witane w rozmaity sposób: przychylnie, z entuzjazmem, niekiedy jednak sykami czy wrogimi okrzykami.

Nagle wśród tętentu końskiego i hałaśliwego brzęku dzwonków, wśród nawoływań oficjerów zajeżdżają wspaniałe, zamknięte sanie, zaprzęgnięte w sześć białych rumaków z kosztownymi rzędami.

To przybywa sam król Jmość Stanisław August.

Rozstępują się szeregi. Król wyskakuje z sań, za nim biskup Krasicki.

Publiczność rozstępuje się.

W przedsionku czekają dygnitarze i gospodarz teatru – Wojciech Bogusławski.

Król przechodzi przez westybul, wita się i udaje do loży królewskiej.

Sala jasno oświetlona.

Jest tu zgromadzony w lożach i w pierwszych rzędach krzeseł sam kwiat świata politycznego i towarzyskiego.

Jest to jakby wielka demonstracja.

A więc całe niemal stronnictwo reformy: marszałek Stanisław Małachowski,

wicemarszałek – Kazimierz Nestor Sapieha,

ksiądz – Hugo kołłątaj,

Stanisław i Ignacy Potoccy, książe Adam Czartoryski, książę Józef Poniatowski,

poseł Korsak, nieustępliwie nawołujący na każdym posiedzeniu sejmowym o powiększenie skarbu wojska,

stary konfederat barski, biskup barski – biskup Adam Krasiński,

i wielu wielu innych duchownych i świeckich

Jest świat literacki:

biskup Krasicki, Naruszewicz, Zabłocki, Kniaźnin, Woronicz, Karpiński;

jest świat malarski – Włoch Bocciarelli, malarz Vogel i inni.

Jest również opozycja, mniej liczna i jakby zakłopotana. Po ostatnich wyborach czuje się niepewnie.

Jest przebiegły i skryty reakcjonista – hetman Ksawery Branicki, są najwięksi gębacze opozycyjni – a więc poseł kaliski – Suchorzewski – komediancki retor, powodzią pustych a gorących mów, marnujący najdroższe tygodnie i miesiące Sejmu Wielkiego -rzekomo naśladujący cnotliwego a obalający najzbawienniejsze dla Rzeczypospolitej wnioski i uchwały, ten przemawiający nieraz po cztery godziny dziennie, a zabierający głos na każdej prawie sesji – przedstawiciel sarmackiego krzykactwa.

A obok niego przyjaciele i współtowarzysze tej zbrodniczej akcji – Suchodolski, Sołtan, Hulewicz, Moszczeński i inni.

Są przedstawiciele państw obcych – Prus, Włoch , Rosji.

Nie brak płci pięknej z księżną zabellą Czartoryską na czele, której salon jest miejscem najżywszej agitacji na rzecz reformatorow.

Damy obsiadły, jak kwiaty, loże i pierwsze miejsca na parterze. To walna pomoc dla patriotów, gdyż popierają oni oscentacyjnie stronnictwo reformy.

Mieszają się obcisłe stroje francuskie mężczyzn, z sarmackimi żupanami i kontuszami, napudrowane peruki z golonymi czy strzyżonymi łbami, błyszczą karabele i szpady.

Wszędzie pozdrowienia, ukłony, rozmowy.

Z chwilą ukazania się króla w loży, wszyscy wstają i składają głęboki ukłon.

Rozlegają się okrzyki - „niech żyje król”. Jest to szczyt sympatii dla Stanisława Augusta;

odzyskał ją, gdy porzucił chwiejne stanowisko w sprawie reform – i przystąpił do stronnictwa patriotycznego, gdzie cieszy się obecnie dużym uznaniem.

Król wstaje, kłania się.

Przez salę przebiega dyrektor teatru, ojciec sceny polskiej, wysoki, elegancki, mlody jeszcze – Wojciech Bogusławski. Jest zaaferowany gdyż zależy mu na powodzeniu sztuki i na popularności teatru – zmuszonego do ciężkiej walki z operą włoską, baletem, komedią francuską oraz zjeżdżającymi stale do stolicy, obcymi trupami.

Sam jest gorącym zwolennikiem reform, klubistą, a komedia Niemcewicza ma być ważkim głosem w tej sprawie, jednym z bardzo ważnych atutów propadandowych „Kuźnicy Kołłątajowskiej”.

Rozlega się dzwonek. Jeden drugi, trzeci. Zwijana kurtyna podnosi się do góry.

Scena przedstawia dużą salę we dworze szlacheckim. Jesteśmy na wsi, w siedzibie Podkomorzego.

Dom zacny, żyją w nim prawdziwe staropolskie cnoty.

Syn Walery, poseł na sejm, członek stronnictwa patriotycznego, ma za chwilę wrócić do domu – korzystając z przerwy w pracach sejmowych.

Podkomorzy gości u siebie starostę Gadulskiego, koligata Podkomorzyny, z małżonką.

Córka starosty, z pierwszego małżeństwa, Teresa, jest wychowanicą Podkomorstwa i stale u nich przebywa.

Walery i Teresa kochaja się.

U Podkomorstwa bawi również Szarmancki – modny kawaler, pustak, utracjusz i łowca posagowy – zalecający się do Teresy.

Intryga snuje się dookoła perypetii miłosnych między trójką młodych.

Szarmancki musi ustąpić. Walery wygrywa.

Ale nie to jest istotne. Na tle tej akcji rozwija się bogata treść, zahaczająca o aktualne wypadki polityczne, o żywe osoby i ważne zjawiska obyczajowe.

Postacie sztuki stanowią odbicie życia współczesnego.

Starosta Gadulski, plotocy niedorzeczności na tematy polityczne, nie orientuje się zupełnie w sprawach międzynarodowych, ale rezonuje nieustannie.

Podziela panującej wśród masy szlacheckiej przekonanie, jakoby w interesie Polski leżało niemieszanie się do polityki europejskiej.

Jest wrogiem wszelkich reform; za ideal uważa to – co było najstaszliwszą klęską życcia polskiego.

                           

     Bóg wie, co porobiły sejmujące Stany,

     Dlaczego ten rząd? Po co te wszystkie odmiany?

     Alboż źle było dotąd? A nasi przodkowie

    Nie mieli to rozumu i oleju w głowie?

    Byliśmy potężnymi, pod ich ustawami.

    Tak to Polak szczęśliwie żył pod Augustami.

    Człek jadł, pił, nic nie robił i suto w kieszeni.

    Dziś się wszystko zmieniło i bardziej się zmieni:

    Zepsuli wszystko, tknąć się śmieli okrutnicy

    Liberum veto, tej to wolności źrzenicy...

     Ale jakże też można mieć tak dzikie zdania

     I przez sukcesję naród chcieć jarzmem uciskać!

     W tym przypadku, pytam się, co kto może zyskać?

     W elekcji - każdy swego kandydata broni,

     Wszyscy na koń wsiadają i, podług zwyczaju,

     Zaraz panowie partię formują po kraju;

     Ten mówi do mnie z miną rubasznie przyjemną:

     „Kochany panie Pietrze, proszę, bądź Waść ze mną!

     Między nami, tę wioskę weź niby w dzierżawę”.

     Drugi, żebym był za nim, puszcza mi zastawę.

     Inny daje sumkę, i tak człek się zapomoże.

Te ciemnotą i zacofaniem tchnące słowa, ten brak podstawowych cnót obywatelskich – spotyka się z natychmiastową repliką Podkomorzego:

   Wskrzeszają mądrą wolność, skracają swawole,

   Ten to nieszczęsny nierząd, to sejmów zrywanie

   Kraj zgubiło, ściągnęło obce panowanie,

   Te zaborów, te klęsk naszych przyczyną

   I my sami byliśmy nieszczęść naszych winą!

   Klęskami ojców nowe plemie ostrożniejsze

   Wzgardziwszy zyski, było na całość baczniejsze.

   Nieba zdarzyły porę, oni ją chwycili,

   Ojczyznę spod ciężkiego jarzma wydobyli;

   Walcząc wszystkie przeszkody gorliwą robotą

   Idąc przykładem króla i własną swą cnotą,

   Powracają porządek i sławę ojczyźnie.

   Stokroć szczęśliwy, że choć przy późnej siwiźnie

   Ujźrę, że Polska rządna i że poważana.

Przy tych słowach na sali zrywa się burza oklasków na cześć króla.

Dwukrotnie musi aktor powtarzać trzy ostatnie wiersze, a najjaśniejszy pan, ukłonem z loży,

składa podziękowanie powszechności, okazując w ten sposób, że umie cenić pochwały i przywiązanie narodu.

Po każdym akcie rozlegają się rzęsiste brawa i okrzyki. Wywołują aktorów: Świerzawskiego, Truskolawskiego, Owsińskiego.

Wywołują autora. Zjawiają się Niemcewicz z Bogusławskim i aktorami i kłaniają się publiczności.

Wśród obecnych – z jednej strony radość i zachwyt, z drugiej oburzenie, wyrażające się głośno, nawet pogróżkami.

Zwolennicy reform uradowani, podnieceni trafnością uwag, powagą stosunku autora do państwa i obowiązku publicznego.

W loży zajmowanej przez opozycję słychać posła kaliskiego. Żywo gestykuluje prawiąc sąsiadom - „Sądu sejmowego na autora żądać będę! Prawo narodu wolnej elekcji znieważa, a komedianci to powtarzają.” Z galerii padają okrzyki pod jego adresem bez skrępowania.

Wszyscy orientują się, że Niemcewicz w staroście, dał jego portret.

Komedia kończy się mocnym akcentem społecznym. Służący Podkomorzego, uzyskuje jego zgodę na małżeństwo. Dla uczczenia chwili, w której i jego syn ma wstąpić w związki małżeńskie z Teresą – Podkomorzy nadaje wolność wszystkim wieśniakom we wsi.

To – czego nie można było postawić jako żądania w sejmie, Niemcewicz mógł wysunąć na scenie.

Kurtyna opadła. Powstał król. Powstała publiczność. Król opuścił lożę. Teatr powoli pustoszeje. Widzowie, jedni rozbawieni i zadowoleni, inni źli i podnieceni.

W dniu następnym dalsza reprezentacja. Znowu owacje, znowu oklaski i tak przez szereg dni.

Ale autor nie zaznał spokoju.

Już dnia 17 stycznia, pan starosta Suchorzewski poprosił na sejmie o głos, a 18, wskutek poparcia Niemcewicza i Weysenhofa, udzielił mu go marszałek Małachowski.

Poseł Suchorzewski zażądał odebrania Bogusławskiemu przywileju na teatr z powodu rzekomo zgubnego użycia sceny; wniósł oskarżenie przeciwko policji, która dopuściła do wystawienia komedii, a wreszcie zażądał sądu sejmowego na Niemcewicza – oczywiście starannie odsuwając od siebie wszelkie aluzje.

Ale nikt go nie poparł. Nie rozpoczęto nawet dyskusji. Atak się nie powiódł.

Atakujący okrył się śmiesznością, a wraz ze sobą, ośmieszył cały obóz wsteczników.

Obóz postępu odniósł poprzez scenę większe zwycięstwo, niż przez długie i uciążliwe debaty sejmowe.

Pocisk wypuszczony z Kuźnicy Kołłątajowskiej był celny. Trafił w samo serce reakcji.


Zobacz galerię zdjęć:

Jarosław Banaś fot. Jarosław Banaś
Jarosław Banaś fot. Jarosław Banaś
Jarosław Banaś
report
O mnie report

Interesują mnie przejawy życia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura