Jarosław Flis Jarosław Flis
77
BLOG

Senacka próba

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 29

Podkarpackie wybory uzupełniające do senatu potraktowane zostały przez obie partie bardzo poważnie, choć przez PiS jakby bardziej. Pełna mobilizacja – dni otwarte, cała czołówka partii na spotkaniach, oskarżenia prezesa względem rządu o zaniedbywanie regionu itp. Trudno się temu dziwić. Porażka w tych wyborach byłaby dla Jarosława Kaczyńskiego bardzo bolesnym ciosem. Tu w 2007 roku PiS miał czwarty wynik w kraju, dostając w wyborach do sejmu o połowę więcej głosów niż PO. Przegrana w miejscu uznawanym za własny matecznik, mogłaby do reszty pozbawić partię wiary w przyszłe zwycięstwo. Nie są to obawy bezpodstawne.

Po pierwsze - zmiany sondażowe. Jeśli przeliczyć wyniki z 2007 zmianami poparcia w dzisiejszych badaniach (średnio 2:1 dla PO), to Platforma może prowadzić nawet w tym okręgu – jednym procentem, ale zawszeć.

Po drugie - kandydatowi PO na senatora, startującemu ponownie w tym roku, zabrakło do drugiego ze zwycięskich kandydatów PiS tylko 3,5% poparcia. Przewaga ś.p. senatora Andrzeja Mazurkiewicza wynosiła prawie 10%, ale to też o jedną trzecią mniej, niż przewaga w wyborach sejmowych.

Po trzecie – swoją szansę w tych wyborach dostrzegło wielu dzisiejszych outsiderów – Jurek, Orzechowski, Wrzodak, Lepper – chcących zawalczyć o ten sam elektorat, co kandydat PiS.

Po czwarte wreszcie - w wyborach do senatu istotną rolę odgrywają tożsamości terytorialne.

O ile pierwszy problem jest względnie jednoznaczny, to pozostałe trzy wymagają wzięcia pod uwagę pozornie drugorzędnego szczegółu ordynacji.Wybory uzupełniające, wbrew pozorom, odbywają się w innym systemie, niż wybory regularne.Głosowanie blokowe (bo regularne wybory do senatu nie są wyborami większościowymi w prostym tego słowa znaczeniu, np. Jacek Haman zalicza je do wyborów quasi-proporcjonalnych), gdzie wyborca ma więcej niż jeden głos, ma swoją logikę. Część wyborców i tak oddaje tylko jeden głos, część natomiast dzieli swoje głosy. Jeśli ich sympatie lokują się pomiędzy dwoma partiami, w wyborach do sejmu muszą wybrać jedną z nich. W wyborach senackich dają wyraz swemu wysublimowaniu, oddając po jednym głosie na kandydatów każdej z tych partii. Podział głosów może wynikać także z układu tożsamości lokalnych. Dodatkowo, wybory do senatu uznawane są za mniej ważne i szczegółowe analizy pokazują, że głosowanie to jest bardziej ekspresją, niż kalkulacją (w porównaniu do głosowania na posłów).

W wyborach uzupełniających wyborca ma tylko jeden głos. Niema tu miejsca na takie subtelności. Jak zachowają się wyborcy? Zacząć warto od problemu konkurencyjnych kandydatów. Marek Jurek, kandydując do senatu w okręgu piotrkowskim, zdobył 20% głosów. To jednak jest w dużej części efekt głosowania blokowego. Wszystko wskazuje na to, że część „sejmowych” wyborców PiS oddała jeden ze swoich głosów na senackiego kandydata PiS, zaś drugi – na Marka Jurka.W każdym razie, porównując wyniki kandydatów PiS w okręgu piotrkowskim, z wynikami kandydatów w okręgu radomskim (prawie identyczne poparcie dla PiS w wyborach sejmowych), można oszacować, że Marek Jurek odebrał kandydatom PiS po około 5% głosów. W okręgu jednomandatowym może to być mniej, jednak niebezpieczeństwo dla kandydatów PiS jest poważne. Dodatkowo, Marek Jurek otwiera listę kandydatów, którzy są uszeregowani alfabetycznie. Stanisław Zając jest drugi od końca – na najgorszym z możliwych miejsc. W regularnych wyborach do senatu nie jest to czynnik bez znaczenia.

Jeśli chodzi o tożsamości terytorialne, to w okręgu krośnieńskim mają one zasadnicze znaczenie. Można w nim wyróżnić co najmniej dwie części – krośnieńską i przemyską. Do tego w tej drugiej od wieków rywalizują Przemyśl i Jarosław. Na wynik wyborczy przekładało się to tak - Andrzej Mazurkiewicz, zwycięzca wyborów w 2007 roku, zdobył w swym rodzinnym Jarosławiu42% głosów, w Przemyślu 32%, zaś w Krośnie 28%. Stanisław Piotrowicz, drugi z senatorów PiS z tego okręgu, był kandydatem „krośnieńskim”. W swoim mieście dostał 40% głosów, lecz w Przemyślu 24% (wyniki PiS w wyborach do sejmu były w obu miastach identyczne). W powiecie jasielskim zdobył 38% głosów, w jarosławskim – już tylko 31%. Kandydat PO jesienią i obecnie – Maciej Lewicki –jest spod Przemyśla. W mieście tym zdobył 49% głosów. W Krośnie – już tylko 37%(mapka). Wygląda na to, że właśnie głosowanie na „swojaka” jest odpowiedzialne za to, że różnica pomiędzy PiS i PO w wyborach do senatu była mniejsza niż do sejmu.

Stanisław Zając, obecny kandydat PiS na senatora i poseł z tego okręgu, swój mandat zawdzięcza przede wszystkim głosom ze swojego macierzystego powiatu – jasielskiego. W odróżnieniu od wielu posłów czysto „lokalnych”,potrafił on przekonać do siebie nieco wyborców z innych powiatów (mapka). Tym niemniej, w powiatach wschodniej części okręgu poparcie dlań jest śladowe. Jasło jest na samym skraju okręgu. Od Lubaczowa dzielą je dziesiątki kilometrów.

Nie jest wcale oczywiste, czym będą się kierować wyborcy –czy sympatiami partyjnymi, czy też potrzebą głosowania na „swojego”. PiS i PO wystawiły kandydatów z przeciwległych części okręgu. Rywalizacja terytorialna będzie się tu nakładać na partyjną. Warto wspomnieć, że dzięki takiemu zjawisku PO zdobyło mandat senatora w okręgu Chełm. PiS wystawił tam trzech kandydatów z Zamojszczyzny,pozostawiając Platformie niszę w Białej Podlaskiej.

Jedno jest tylko pewne – nie bardzo widać sens wyborów uzupełniających. Frekwencja w nich jest żenująco niska (w styczniu 2007 w Elblągu – 3,5%), zaś koszty takie same, jak w wyborach regularnych. Może warto rozważyć wprowadzenie, wzorem Francji czy Niemiec, instytucji potencjalnego zastępcy, na wypadek gdyby trzeba było wypełnić lukę w składzie senatu. Osoba taka byłaby znana wyborcom jeszcze przed głosowaniem, stąd wskazując swojego kandydata, legitymizowaliby oni również jego ewentualnego zmiennika.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka