Jarosław Flis Jarosław Flis
103
BLOG

Czy takie musi być życie?

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 47

Wygląda na to, że zapowiadana przez PO zmiana stylu politycznego działania napotyka na znane z przeszłości przeszkody. Raz za razem potwierdzają się tezy, które pozwoliłem sobie przedstawić jakiś czas temu w "Rzepie": nacisk na obsadzanie stanowisk "swoimi ludźmi" jest efektem tego, że takie działania są najskuteczniejszym sposobem awansowania w wewnątrzpartyjnej rywalizacji. Partie, choć podkreśla się ich "wodzostwo", są tak naprawdę spółdzielniami funkcjonariuszy publicznych i kandydatów na takowych. Brakuje im jasnych kryteriów awansu, stąd zasada "rączka rączkę myje" jest wszystkim, co im pozostaje - "ja załatwię pracę dla kogoś z twojego koła partyjnego, to ty mnie później poprzesz w walce o miejsce na liście wyborczej" . Niezależnie, jak bardzo by się to nie podobało "wodzom". Dla nich to obciążenie - dla członków ich orszaków to jedyna aktywność, do której nie trzeba ich zachęcać. "Gazeta Krakowska" o kolejnej takiej sytuacji (tu całość):

Krakowska posłanka PO Katarzyna Matusik-Lipiec nie ukrywa, że od przedstawiciela rządu w Małopolsce oczekuje "lojalności politycznej". Na czym miałaby polegać? - Podczas konkursów powinny być premiowane osoby, które mają poparcie PO. Oczywiście nie może to być decydujący argument, ale jeżeli ktoś spełnia wymogi formalne i merytoryczne, to należy wziąć pod uwagę, że posiada rekomendację partyjną - mówi Matusik-Lipiec. 

 

Dla przypomnienia rozmowa sprzed 16 miesięcy z klasykiem gatunku: 

7.03.2007 Dziennik Bałtycki

Miejsce nie dla filharmoników
Z posłem PiS Jackiem Kurskim rozmawia Michał Lewandowski

16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającemu rządowi - to pańskie słowa z niedzielnego zjazdu PiS w Gdańsku...
Będę bronił tych stwierdzeń. Nie powiedziałem przecież, że członkowie partii, którzy wykrwawiali się przy kampanii wyborczej mają opływać w zbytki, nawet jeśli nie mają kompetencji. Ale z drugiej strony nie może być też tak, że ludzie tylko dlatego, że są związani z PiS tracą zawodowo i materialnie.
Jakieś przykłady?
Są takie przypadki. Chociażby geodeta wojewódzki Krystian Kaczmarek, który tuż po tym jak został radnym Gdańska z ramienia PiS stracił fotel dyrektora departamentu w Urzędzie Marszałkowskim rządzonym przez PO. Ucierpiał też Roman Dambek w Kwidzynie.
Kiedy SLD "przejmowało" spółki podnosiliście alarm. Teraz gdy robicie to samo, nie ma już problemu.
Polityka kadrowa firmy zależy od jej zarządu. Trudno się dziwić, że nowy zarząd ma prawo dobierać sobie nowych ludzi. I trudno podejrzewać, że marzy o współpracy z nominantami SLD. A tych trzeba kimś zastąpić. Kim? Filharmonikami wiedeńskimi, a może działaczami PO?
Czyli wszystko jest w porządku?
Nie mówię, że to jest szczególnie chwalebna zasada, ale takie jest życie.
Jest pan przekonany, że wszystkie osoby trafiające do spółek z partyjną rekomendacją są kompetentne?
Myślę, że w zdecydowanej większości to ludzie kompetentni, choć mogą zdarzyć się bardzo nieliczne wyjątki.

 

Życie takie być nie musi. Najwyższy czas, by szefowie partii pomyśleli o sformalizowanych kryteriach oceny i awansu swoich aktywistów. Bez tego zawsze merytoryczna ocena dokonań jakiegokolwiek wojewody, ministra czy starosty będzie mniej ważna od tego, ilu "naszych" był w stanie zatrudnić.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka