Jastek Telica Jastek Telica
1010
BLOG

Tusk i Kaczyński – dwa opisy polskich oficjeli według Górskiego

Jastek Telica Jastek Telica Humor Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Przedstawienie Tuska przez Górskiego różni się zdecydowanie od kreacji Kaczyńskiego.

Jak i czemu?

Wcześniejsze dokonania Górskiego et consortes czyli „Posiedzenia rządu” były improwizowane i odgrywane w licznym składzie osobowym. Za stołem zasiadała para prowadzących plus goście z kabaretów. Ciężar prowadzenia posiedzenia brali na siebie dwaj stali jego uczestnicy, reszta robiła za tło.

Scenografia nie była wymyślna: stół i kilka krzeseł. Temat niby aktualny, a jednak zawsze taki sam: krętactwa szefa rządu i jego pomagiera. A twórcy skupiali się przede wszystkim na nieadekwatności urzędu do frywolnego postępowania oficjela zasiadającego na premierskim stołku.

Górski i kompania robili to w sposób swobodny, przewrotny i śmieszny. W końcu tworzyli kabaret. Dawała zauważyć się nadaktywność prowadzącego. Szef rządu w wykonaniu Górskiego, i przy przyjętym pomyśle na tę postać, nie był szczególnym wyzwaniem do odegrania.

O ile miejsce posiedzeń rządu premiera było umowne, w zasadzie bez koniecznej scenografii, przy tym odwołując się do formalnych spotkań rządu, udawało salę rady ministrów, to w przypadku gabinetu prezesa nastąpiło połączenie jego prywatnego lokum – symbolizowanego kotem, a gabinetem szefa partii z jego zausznikiem oraz argusem – sekretarką.

Scenograficznie to miejsce bogatsze od umownej sali posiedzeń rządu. Pojawia się także mniejsza ilość bohaterów w odgrywanych scenach, przy tym choć miejsca mniej oficjalne, to zachowanie postaci bardziej zrytualizowane niż w przypadku przedstawienia poprzedniej ekipy.

Napięcie pojawia się na linii prywatność a oficjalność z zabawowo kreowanym uchem prezesa, a najgroźniejszą osobą na stanowisku – sekretarką szefa partii.

Odgrywane scenki budowane są starannie i zaplanowane, dostosowane do wizerunku prezesa. On samej raczej refleksyjny i skryty, o ile jego poprzednik działający na zasadzie łapu capu i improwizacji. Jednakże wtedy było wiadome co odegrać. To była łatwiejsza postać. Obecna bardziej złożona, zatem należy mocniej nad nią panować. Stąd miejsca dla improwizacji mniej.

W obydwu przypadkach znaczną rolę pełnią pomocnicy szefów. Bez ich aktywności humor scen nie mógłby zaistnieć. Są niezbędni, by pierwszoplanowi bohaterowie nie musieli gadać do siebie. Tu także widać jak odmiennie kreowane są dwie osobowości.

Bo w jednym i drugim przypadku to kreacje. Nie wiemy za wiele o osobistym życiu czołowych bohaterów. Nawet w przypadku Tuska. Autor przede wszystkim odnosi się do ich publicznego wyobrażenia, nie chcąc jednakże obrażać swych bohaterów. Zachowuje umiar, sięga raczej do publicznej działalności niż osobistego życia. Nie przekracza granicy, którą kulturowo akceptujemy w naszym tutaju.

Dopasowuje wyobrażenia co do aktywności tych postaci i do sposobu ukazywania ich działań. To konsekwentnie prowadzona kreacja. Trzeba właśnie podkreślać, że kreacja. Górski to nie Olbrychski, który o Kaczorze wygłasza niczym niepoparte pewniki, bo taki z niego wszechwiedzący podwórkowy psycholog, podający własnej publice takie zohydzone przekonania, która ona chętnie łyknie.

Górski za każdym razem konstruuje kabaret inteligentny. W drugim przypadku, czyli „Ucha prezesa” mniej efektowny za to zdecydowanie głębszy.

Tylko ma problem z odbiorcą.

Swego czasu w pewnej kreacji fantastycznej opisałem księcia. Starożytnego rodu. Ten książę nie przepadał za królem. Na książęcym dworze odgrywano scenki rodzajowe, kiedy monarcha nie zdążał do wygódki i załatwiał potrzeby po kątach. Stąd wynikała konkluzja, że polityka śmierdzi. Książę nagradzał finansowo wysiłek twórczy, ale słowami nie pochwalał. Twórcy zaczęli zdobywać się na wyrafinowane żarty. Ich mecenas chwalił, ale nie płacił. Podkreślał potrzebę „dorzeczności”. Więc wrócili do starej formuły. Władca się niesmaczył, ale kasę wykładał.

Wróćmy jednak do naszych baranów. Wiadomo, że pisiak „Ucha prezesa” nie pochwali. Pisiak szuka zagrożeń. Lata nachalnej antypisowskiej nawalanki przyzwyczaiły go do tego, by wietrzyć zasadzki. Nim da się porwać humorowi, rozważy w kogo dowcip uderza.

Więc się nie zaśmieje.

KODomita, platfons, postępak czy jak zwać zdeklarowanego członka formacji antypisowskiej oczekuje innego typu przedstawienia Kaczora, w którym ten władca duszy ciemnogrodu będzie upokarzany każdym słowem i scenką, gdzie pogarda w nierozwiązywalny sposób zwiąże się z obrażaniem. W jego wyobrażeniu Kaczor ma być kurduplowaty, zafajdany, mściwy, krwawy i przerażający, ale zarazem słaby. Słowem karykaturalny kłębek cech niemożliwych u jednej postaci.

A na pewno wykreowanej. Mniejsza z tym czy Autor lubi swego bohatera, choć trudno mu zachować wobec niego obojętność, dąży jednakże do jego ukonsekwentnienia. Łatwiej go wtedy przedstawiać.

Publika co innego, a już szczególnie nasza, która poczucie humoru odważa na szalkach politycznych przekonań.

„Ucho prezesa” to kabaret świetny.

Ale z żalem konstatuję, że jeśli znajdzie sobie odbiorcę, to z ogromnym trudem.


nieistotny osobnik

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości