Zdanie to padło z ust Goldy Meir, byłej premier Izraela, i z tego co mi wiadomo dotyczyło holokaustu.
Trzeba przyznać, że to gorzkie i pesymistyczne stwierdzenie, natomiast zawiera ono w sobie dużo prawdy. Już nie chodzi tylko o samą zagładę Żydów, ale o ogół gehenny ludzkości spowodowanej II wojną światową. Odchodzą ostatni świadkowie tego globalnego konfliktu, a wraz z nimi pamięć o nim.
O ile moje pokolenie miało jeszcze jako takie z nim rozeznanie – z uwagi na opowieści dziadków z wojny – to już dla obecnej młodzieży to raczej będzie w głównej mierze zbiór suchych faktów, dat i liczb, wyzbytych z aspektu czysto ludzkiego.
Stanie się identycznie, jak my postrzegamy I wojnę światową czy wojny napoleońskie – wydarzenia z odległej historii, do których już dawno przeszliśmy do porządku dziennego.
I zapewne historia zatoczy kiedyś znów koło – brak świadomości społeczeństwa o totalitaryzmach, ruchach skrajnych, i tym, do czego są zdolne, zaowocuje ich ponownym dojściem do władzy, gdy nadarzy się ku temu odpowiednia okazja i korzystny dla nich zbieg okoliczności.
Przesadzam? W żadnych razie – już teraz rosną w siłę ugrupowania skrajne, populistyczne. A wiadomo, historia ma to do siebie, że ludzie nie uczą się na jej błędach.