Airbus A380 – duma koncernu z Tuluzy, rosyjski tytan Antonow An 225 Mirja, lub też samolot będący tworem amerykańskich inżynierów - Boeing 747, popularnie określany Jumbo Jetem. Co łączy wszystkie te maszyny? Ano to, że ich rozmiary są iście zatrważające. Podniebne olbrzymy, wzbijające się ku niebu jakby wbrew logice, że coś takiego wielkiego potrafi się oderwać od ziemi. To uwypuklenie kunsztu inżynierii, pokaz tego, co może technika. Dobrze, jest się czym zachwycać, niemniej historia znów udowadnia, że nie wolno popadać w przesadne samouwielbienie, gdyż minione dzieje także mają w tej materii pokaźny wkład.
O ile europejski produkt to nowa konstrukcja, to dwa pozostałe aeroplany mają już kilka ładnych lat na karku. O A380 nie będę się rozpisywał, nadmienię tylko, iż nieco starsza od tego modelu jest Bieługa. Maszyna także zapierającej dech w piersiach wielkością.
Zaś co do dzieła Antonowa, to przecież młodsi ,,bracia’’ Mirji do mikrusów nie należeli, a nazwanie ich małymi to oksymoron. A z rosyjskich wytwórni Antonow nie miał monopolu na takie kolosy, wystarczy chociażby rzut oka na potężny śmigłowiec Mil Mi – 26, największa konstrukcja tego typu na świecie, nie mająca odpowiednika w NATO. Rosjanie się tym chełpią, a Zachód tłumaczy tym, że na ich potrzeby wystarczą mniejsze śmigłowce. Ile w tym prawdy? Ciężko powiedzieć, brzmi to troszkę jak mydlenie oczu, przykrywka do tego, że po prostu sami nie potrafią skonstruować równie okazałego sprzętu. Lecz z drugiej strony czy to w Rosji, USA, czy gdziekolwiek indziej, armia przedstawia wymagania producentom co do tego, co ma posiadać dana machina. I w oparciu oto fabryka opracowuje finalny produkt. Mniejsza o to, pozostając nadal w temacie wschodnich sąsiadów, to przecież i wcześniej budowanie gigantów nie należało tam do rzadkości. Rosjanie, pionierzy desantu z powietrza, podczas manewrów używali potężnych samolotów projektu Andrieja Tupolewa, do zrzutu spadochroniarzy. Ich rozmach wprawiał w osłupienie zagranicznych obserwatorów. Zaś do celów propagandowych używano ANT-20 ,,Maksym Gorki’’, również autorstwa Tupolewa. A już nawet w czasach Wielkiej Wojny, gabarytami przytłaczał bombowiec spod ręki Igora Sikorskiego – Ilja Muromiec.
Co do Amerykanów, na wiele lat przed 747 ekscentryczny bogacz Howard Hughes zaprezentował H4F Hercules, monstrualną łódź latająca, nazywaną przez złośliwych ,, drewnianą gęsią’’. Mało kto wierzył, poza Hughesem, że taki potwór oderwie się choćby na kilka metrów. Jednak on dopiął swego, i podczas głośnego pokazu relacjonowanego szeroko przez media, udało mu się wznieść ponad powierzchnię wody.
Inna wytwórnia z USA – Convair, zademonstrowała transportowiec XC 99. Co najśmieszniejsze, maszyna wyprzedziła swoją epokę do tego stopnia że… nie wiedziano, jak w pełni wykorzystać jej możliwości. W efekcie czego zarzucono cały projekt, a prototypy pokryła rdza.
Linie Pan Am używały znowuż przed wojną łodzi latających, jak np. Boeing Clipper, do obsługi połączeń regionalnych.
Wybuch wojny to kolejne konstrukcje o pokaźnych gabarytach. Niemcy używali wielkich Me 323, Japończycy Kawanishi H8K ( w alianckim oznaczeniu ,,Emily’’). W arsenale Brytyjczyków figurowały Lancastery, czy też Sunderlandy. Włosi, tyle że w I wojnie światowej, mieli na wyposażeniu bombowce Caproni.
Interesuję się rozmaitą tematyką, jestem zafascynowany światem, jego bogactwem i różnorodnością
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie