I tak oto znaleźliśmy się w domu wariatów, a kaftanów bezpieczeństwa jest pewnie nawet mniej niż respiratorów.
Bo, gdy koronawirusem zarażało się 100 osób dziennie, był lockdown, a gdy chorych przybywało już po 5 tysięcy, 6 tysięcy, 10 tysięcy, to szkoły nadal były czynne, a część z nich dotąd jest (przy 20 tysiącach zachorowań dziennie).
Bo, gdy cmentarze są zamknięte wczoraj, dziś i jutro, żeby uniknąć zgromadzeń, to w Warszawie przez ulice przetacza się stutysięczny tłum, wierząc zapewne głęboko w swoją nieśmiertelność.
Bo, gdy media "głównego nurtu" cytują 'profesorów od wirusów' przekonujących, że pójście na cmentarz równa się wyrokowi śmierci, to w następnym zdaniu dodają, że uczestnictwo w demonstracji ulicznej jest wyrazem obywatelskiej odpowiedzialności.
Bo, gdy gospodarka stoi na krawędzi przepaści, to sejm "ponadpartyjnie" akurat uchwala "piątkę dla zwierząt" - praktycznie likwidując wielomiliardowe gałęzie rolnictwa.
Bo, gdy Trybunał Konstytucyjny podważa dość brutalnie delikatny "aborcyjny kompromis" i w odpowiedzi radykałowie nawołują do "aborcji na żądanie", to - zamiast jakichkolwiek głosów rozsądku - panuje milczenie, więc "dialog" odbywa się wyłącznie pomiędzy skrajnościami.
Bo, gdy krajem od 5 lat rządzi de facto samotny starzec z kotem, wykazujący swoimi ostatnimi decyzjami albo wyrafinowany makiawelizm, albo coraz bardziej wątły kontakt z rzeczywistością, to politycy opozycji wciąż nie mają ani programu, ani żadnej, nawet mglistej wizji Polski i czekają, żeby uliczni demagodzy i performersi wywalczyli dla nich władzę. (Czy ktoś w opozycji pamięta jeszcze, że w demokracji władzę zdobywa się przy urnach wyborczych, a nie na ulicach?).
Te "bo, gdy" można wymieniać i wymieniać. Lista jest długa.
Gdzie podziali się normalni, rzeczowi, racjonalni, logiczni ludzie? Powymierali? Siedzą na kwarantannach? Dawno wyemigrowali? Zaszyli się w pustelniach? Czy może nigdy ich nie było?
W sumie - gdyby nie to, że ludzie chorują i umierają, epidemia narasta, a jej uboczne, na razie jeszcze niewidoczne konsekwencje będą katastrofą na długie lata - można by się upajać do woli wyjątkowym poczuciem absurdu. Takim, które zdarza się raz w życiu, albo wcale.