Jerzy Korytko Jerzy Korytko
1123
BLOG

Obłudna gra pozorów wokół "smoleńskiego śledztwa".

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

 

Obłudna gra pozorów wokół „smoleńskiego śledztwa”. Nasze instytucje powołane do wyjaśnienia tragicznej katastrofy Tupolewa  - zdając sobie zapewne sprawę z niemożności wejścia w posiadanie oryginalnych, kluczowych dowodów  – usiłują nam wmówić to, że nie są im one do niczego potrzebne. Do  napisania tej notki zainspirował mnie tekst Cezarego Krysztopy-  Dlaczego rosyjscy śledczy potrzebują wraku a polscy nie?

Wrak samolotu, jego "czarna skrzynka" nie potrzebne? To dlaczego prokuratura rosyjska uważa, że nie może zwrócić tych dowodów –  przed zakończeniem własnego śledztwa? Czy nie oznacza to, że Rosjanie uważają, że są one dla nich absolutnie niezbędne? I że bez nich prowadzenie śledztwa jest niemożliwe? Oczywiście – że tak. Dokładnie to właśnie oznacza. A stanowisko polskiej strony oznacza wyraźnie coś zupełnie innego – całkowitą kapitulację. Oznacza całkowitą bezsilność. Impotencję w stosunkach z Rosją naszego państwa. Fiasko wszystkich sojuszy – rodzących jedynie nasze zobowiązania. Nie przynoszących natomiast żadnego realnego wsparcia w trudnych dla nas chwilach. Należy dodać, że idzie tutaj o własność państwa polskiego. To wrak naszego samolotu. Jego "czarna skrzynka". Dlaczego nasze władze tolerują tą sytuację?

Przyjęty sposób procedowania smoleńskiego śledztwa oznacza w praktyce, że wyłączność na prowadzenie badań na oryginalnym materiale dowodowym ma strona rosyjska. My możemy jedynie wnioskować, zlecać pewne badania w ramach pomocy prawnej. Do jak absurdalnych sytuacji to prowadzi możemy dostrzec patrząc na dwie sprawy – po pierwsze – na sprawę kopiowania zapisów nośnika magnetycznego rejestratora MARS-BM. Potocznie nazywanego „czarną skrzynką”. Kopiowano te zapisy sześciokrotnie. I w styczniu tego roku prokuratorzy musieli jechać ponownie do Moskwy by skopiować je po raz siódmy. Czy nie oznacza to, że wszystkie poprzednie kopie okazały się bezwartościowe?

Jeszcze dobitniej wygląda to na przykładzie badania próbek wraku na obecność występowania materiałów wybuchowych. Badania przesiewowe idące w setki próbek wykazały bezdyskusyjnie ich obecność. Tak wskazywały profesjonalne detektory, kilka typów użytych detektorów. Prawdopodobieństwo pomyłki – w granicach zera. Przy tak dużej ilości próbek niemożliwym wydawało się, że badania laboratoryjne nie potwierdzą tych odczytów chociaż w kilku próbkach. A jednak – próbki trafiały w ręce Rosjan, ci przetrzymywali je ile chcieli – i po jakimś czasie przekazywali do Polski. I co? Niet. Niczego niet. Kpina z rozumu.

Te przykłady unaoczniają jedno – polska prokuratura symuluje śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Pozbawiona dostępu do wszystkich kluczowych dowodów, otrzymująca do własnych badań ewidentnie sfałszowane ich kopie/próbki – nie jest w stanie niczego ustalić. Ostatnio pojawiły się polityczne naciski przerażonych polityków (m.innymi min. MSW – Marka Biernackiego) – domagających się zrobienia czegoś z „wleczącym się śledztwem”.

Pod notką Cezarego Krysztopy napisałem taki komentarz:

@CEZARY KRYSZTOPA

Drogi Autorze - wspaniały tytuł notki - należy wyostrzyć tą kwestię. Otóż prokuratura rosyjska przetrzymuje wrak samolotu, ponieważ jest jej niezbędny do prowadzenia śledztwa
A nasza prokuratura? Nasze instytucje? Im wrak nie jest do śledztwa potrzebny? Czyli co to oznacza? - przepiszą wnioski Rosjan? Tylko i wyłącznie? To po cholerę nam takie pozorowane śledztwo? Niech powiedzą od razu - za nas śledztwo prowadzi w całości prokuratura rosyjska. Skończmy z tą obłudą.
pzdr.

JERZY KORYTKO16:36

Tak więc – skończmy z tą obłudą. Przestańmy udawać, że jakiekolwiek samodzielne śledztwo jest u nas prowadzone. Powiedzmy otwarcie - śledztwo prowadzi za nas prokuratura Federacji Rosyjskiej. Rosji Putina. To tak - jak gdyby Bin Laddenowi powierzyć "śledztwo" w sprawie zamachu 11 września...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka