Jerzy Korytko Jerzy Korytko
5885
BLOG

10 kwietnia generałowie nie polecieli Tupolewem.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 72

 Już po napisaniu poprzedniej notki ponownie obejrzałem relację senatora Martynowskiego z przebiegu wydarzeń  z godzin porannych 10 kwietnia  na Okęciu.

Niekiedy potrzeba czasu, dodatkowego kontekstu innych, późniejszych zdarzeń by dostrzec rzeczy wcześniej ukryte. Znaleźć znaczenie tam – gdzie wcześniej niczego ważnego się nie widziało.

Myślę, że ta wypowiedź senatora Martynowskiego stanowi poważny dowód na to, że generalicja nie poleciała razem z Prezydentem. Że generałowie nie polecieli Tupolewem. Dlaczego tak można sądzić? Z filmu wynika, że senator Martynowski tego dnia był zaangażowany w pomoc dla uczestników delegacji – przedstawicieli rodzin katyńskich, szczególnie tym starszych wiekiem, m. innymi pomagał Annie Walentynowicz. Pomoc polegała na transporcie z hotelu na lotnisko i pomoc w wejściu na pokład Tupolewa. Jak relacjonował, po wprowadzeniu powierzonych jego opiece osób do samolotu, by nie tarasować przejścia, przysiadł na jakimś wolnym fotelu. Oczekując aż wszyscy zajmą miejsca. Ale w pewnym momencie zorientował się, że jest  już 2 min. po siódmej – a wiedział że odlot planowano na godzinę 7:00. Dlatego przepchnął się do wyjścia. Obserwował odlot samolotu, widział jak Prezydenta do Tupolewa odprowadzał pracownik kancelarii Andrzej Klarkowski.  Nie miał wątpliwości co do osoby Klarkowskiego. Powiedział - "doradca Prezydenta pan Klarkowski odprowadził Prezydencką Parę do drzwi samolotu, i widziałem jak później samolot odleciał". Zapytany o to czy widział jak gen. Błasik meldował Prezydentowi gotowość do odlotu samolotu zasłonił się jednak zbyt znaczną odległością. Ale jedna sprawa – senator Martynowski był tam do samego końca praktycznie (dwie po siódmej był jeszcze w środku Tupolewa, zanim wyszedł musiało minąć kilka minut) - czyli jak wychodził - musiał by koło gen. Błasika przejść. Ten miał tam   właśnie oczekiwać na przybycie Prezydenckiej Pary  z Klarkowskim.  Ale nie wspomniał ani jednym słowem o tym, że w ogóle gen. Błasika tam widział. Dziwne, prawda? A przecież widział i rozpoznał Klarkowskiego – to czy mógłby nie dostrzec gen. Błasika gdyby ten rzeczywiście czekał na Prezydenta przed samolotem? Na płycie lotniska? Przecież nawet później, z oddali (odległość ok. 200 metrów - to przecież wbrew temu co sugeruje - nie było tak daleko), nie rozróżniając nawet poszczególnych osób dostrzegł by zatrzymanie się pary Prezydenckiej, a ze sposobu zachowania osób tam będących zorientował by się, że taka sytuacja – składanie przez kogokolwiek meldunku o gotowości do lotu – miała miejsce. Ponieważ nie mogło to być na schodach trapu do samolotu – ani tym bardziej w jego wnętrzu. Ktoś tą „ceremonię” przecież widział (Klarkowski), miał ją podobno zarejestrować również ten jedyny działający kiepskiej jakości monitoring techniczny. Zapisy  którego i tak ukrywa się - tak na marginesie. Swoją wypowiedzią senator Martynowski wyklucza taki przebieg zdarzeń. Nie było składania meldunku, nie było tam generała Błasika. Klarkowski odprowadził Prezydencką Parę do drzwi samolotu. Także sposób w jaki senator Martynowski mówił o powodach, dla których nie mógł dostrzec momentu składania meldunku, gdy powoływał sie na zbyt dużą odległość - wskazuje raczej na to, że znając wersję przedstawioną przez Klarkowskiego nie chciał mu wprost zarzucić kłamstwa.

Wygląda więc na to, że wszystko to co wiemy o okolicznościach wylotu generałów do Smoleńska to kłamstwo. Generałowie nie polecieli razem z Prezydentem Lechem Kaczyńskim. A najprawdopodobniej samolotem - nie 36Specpułku – lecz wojskowym, CASĄ.

Jak pisałem w poprzedniej notce wątpliwości uprawdopodobniają zastosowane w tej sprawie dezinformacje. Fakt, że posunięto do się do nich nie może nie mieć ukrytej przyczyny. Wg mnie to jest główną przesłanką innego przebiegu zdarzeń na Okęciu - niż to jest przedstawione w oficjalnej wersji. Na swój użytek ten  schemat dezinformacji nazywam „ucieczką do przodu”. By oddać sens sprawy – to jest trochę tak, jak handlarz na bazarze widząc zamożnego turystę podaje na początku horrendalnie wysoką cenę jakiegoś towaru – by później znacząco, wielokrotnie ją obniżyć. Ale i ta co pozostaje gwarantuje mu wysoki zysk. To takie oddziaływanie na podświadomość. Ale klient też jest zadowolony, ma wrażenie, że coś „wywalczył”.

Tak też było w sprawie przebiegu zdarzeń na Okęciu. Raz generał miał składać meldunek. Później pisano o rzekomej kłótni generała Błasika z Protasiukiem. Kłótnia nigdy nie została potwierdzona – ale w naszej podświadomości pozostał obraz generała na pokładzie Tupolewa. Podobną rolę odegrała jego rzekoma obecność w kabinie pilotów, naciski na załogę. Z kabiny go „usunięto”. Wywalczyliśmy to. Nie znaleziono żadnego dowodu by tam rzeczywiście był. Ale podobnie – pozostał obraz generała w Tupolewie. To typowa czekistowska manipulacja. Typowa.  Ktoś powie – ale są relacje przeciwne – właśnie Klarkowskiego . Miał on widzieć owe składanie meldunku. Jest jego obszerna relacja dla TV Trwam No cóż – zdaję się w tej sprawie na intuicję. A ona podpowiada mi, by dawać wiarę raczej temu, co powiedział senator Martynowski. Szczególnie zważywszy na te wszystkie manipulacje. Uważam, że nie posuwano by się do ich stosowania gdyby nie było istotnego, ukrytego powodu. A takim  powodem, uzasadniającym konieczność owych dezinformacji,  był odrębny lot generałów do Smoleńska

Pojawia się także pytanie – dlaczego tak szczelnie ukryto wszystkie okoliczności wylotu delegacji? Dlaczego nie ma żadnych materiałów filmowych z Okęcia? Żadnych zdjęć? Nagrań monitoringu? To nie może być bez przyczyny. Musiał być tego jakiś powód. Także lektura przesłuchań świadków z prokuratorskiego śledztwa wątku przygotowywania uroczystości katyńskich nic nie wyjaśnia. Nie znajdujemy tam odpowiedzi na pytanie, jakie konkretnie samoloty na 10 kwietnia  zostały zamówione. To skandaliczna sprawa. I w takiej sytuacji umorzono to śledztwo?

 Połączenie tych wszystkich elementów – przecież nie nowych – ale jakby na nowo zebranych, wydobytych z zapomnienia – wskazuje moim zdaniem na to, że generałowie nie polecieli Tupolewem z Prezydentem. Przecież po katastrofie w Mierosławcu podjęto decyzje eliminujące możliwość latania kilku wyższych dowódców wojskowych jednym statkiem powietrznym. I brano to pod uwagę przez cały okres czasu poprzedzający wylot delegacji. Dopiero  w ostatnich godzinach przed rankiem 10go kwietnia  miała zapaść rzekomo decyzja, która to zmieniła. Nie wiadomo kto i z jakich powodów miałby ją podjąć. To jakaś aberracja. Przecież przepisy zabraniały tego, by generalicja w całości leciała jednym samolotem - a w wyniku tej rzekomej decyzji nie dość że  wszyscy generałowie razem - to mieli lecieć jeszcze   z Prezydentem i elitą naszego państwa? A prokuratura w swoim śledztwie nie była w stanie  ustalić kto za tą decyzją stał? A może tak wcale nie było - tylko ukrywa się zupełnie inną prawdę? Zupełnie inne okoliczności? Po analizie powyższych faktów - przypuszczam, że tak właśnie jest.  Należy  wątpić w podawaną oficjalnie wersję. Myślę, że ta sprawa powinna zostać niezwłocznie wyjaśniona. Powinny zostać upublicznione niezbędne dowody przecinające spekulacje. To leży w interesie nas wszystkich. I jest to przecież łatwe do wykonania. Prostego załatwienia. Wszystkie materiały niezbędne do tego ma  prokuratura wojskowa. Dlaczego  więc je ukrywa?

Ale jeżeli jest tak jak przypuszczam, że  podjęto decyzję o ukryciu prawdy o wydarzeniach 10 kwietnia  - to przede wszystkim musiano ukryć to, że generałowie nie polecieli z Prezydentem, że był jeszcze jakiś inny samolot.  W katastrofę dwóch samolotów przecież nikt by nie uwierzył.  Lecz w takim wypadku, mam taką nadzieję - kiedyś prawda wyjdzie  na jaw. A odpowiedzialni za całą sprawę, za świadome jej ukrywanie, żeby tylko na to dziś wskazać    – odpowiedzą za to.  

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (72)

Inne tematy w dziale Polityka