Zestrzelenie samolotu malezyjskich linii lotniczych w okolicach Doniecka wywołało falę komentarzy. Także nieuchronnych w tej sytuacji porównań do tzw. „katastrofy smoleńskiej”. Porównania te prowadzone są mniej lub bardziej trafnie – ale za sprawą celowych „zaciemniaczy” głównie - sedno sprawy pozostaje ukryte.
Czy można te wydarzenia porównywać? Czy są jakieś elementy wspólne lub chociaż podobne?
Myślę, że większość komentujących popełnia podstawowy błąd. Otóż podobieństw nie należy doszukiwać się w okolicznościach lotu tych statków powietrznych, poznanych przyczyn katastrof rzekomych czy prawdziwych. To nie w tym rzecz. Po pierwsze – ponieważ nie znamy w ogóle okoliczności katastrofy Tupolewa. Gdzie, kiedy dokładnie i jak do niej doszło. Tak, że tutaj nie należy czynić żadnych porównań. Natomiast można i należy porównywać inne sprawy z tym związane.
Przede wszystkim w sprawie „smoleńskiej” ponownie należy dokonać reasumpcji znanych - oficjalnie ogłoszonych przecież – faktów. I tak to wygląda:
- przez trzy dni po katastrofie Rosja nie dopuściła naszych przedstawicieli do udziału w śledztwie (oficjalna wypowiedź Prok. Gen. Seremeta w trakcie debaty smoleńskiej 27.09.2012r.).
- wobec tego w raporcie komisji Millera przepisane zostały ustalenia komisji MAK – wobec braku własnych materiałów posiłkowano się nawet zdjęciami znalezionymi w Internecie!!! Nasi przedstawiciele sami niczego nie badali.
- naszemu akredytowanemu przy komisji MAK uniemożliwiono dostęp do kluczowych badań i czynności. Płk. Edmund Klich przekazał takie oświadczenie w swoim wystąpieniu w Sejmie. Sporządzona przez niego lista zaniechań strony rosyjskiej (nie wykonanie naszych kluczowych wniosków) sięgała blisko 200 pozycji. Rosjanie praktycznie niczego nie wykonali.
- Rosjanie blokują nam dostęp do kluczowych dowodów. Przede wszystkim – nie chcą zwrócić wraku samolotu i jego „czarnych skrzynek”.
- kopie zapisów rejestratorów lotu nie spełniają walorów rzetelności – każda z nich była obarczona jakimiś wadami - a ponadto – te kopie różnią się znacząco między sobą. Jak w tej sytuacji stwierdzić która jest właściwa? Dodajmy, że kopie wykonywano siedmiokrotnie!!!
- Rosjanie dokonywali ostentacyjnie szeregu matactw – pod nieobecność naszych przedstawicieli całkowicie zdekomponowali miejsce rzekomej katastrofy, podawali fałszywy czas jej wystąpienia, niszczyli wrak samolotu – wszystko to nasz rząd przyjmował bez słowa protestu.
Spójrzmy teraz łącznie na te znane fakty. Jak w tej sytuacji nasz rząd mógł zawierzyć w uczciwość strony rosyjskiej i przekazać jej prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy? Dziś min. Sikorski mówi, że tak jak i w wypadku samolotu malezyjskich linii lotniczych przyczyna katastrofy smoleńskiej była od razu znana. I z tym się należy zgodzić. Tyle, że to oznacza to samo. Nasi rodacy zostali , podobnie jak pasażerowie samolotu z Malezji – zamordowani. To jest ta oczywistość. Gdyby była inna przyczyna katastrofy – nie można byłoby wiedzieć – co było jej powodem. Trzeba by było badań, ekspertyz. Brednie o tym, co mówiły szympansy z „wierzy” nie przesłonią tego faktu. Jeżeli postępowanie Rosjan było takie jak było – nie mamy prawa wierzyć w żadne ich słowo, przyjmować w dobrej wierze żadnego z przekazywanych przez nich faktów, dowodów. Tak jak nie można by było wierzyć w słowa bandyty – złapanego nad trupem naszego bliskiego z dymiącym naganem w ręku. Życie potwierdza taki pogląd. Ostatnio wszczęto u nas śledztwo w sprawie możliwego popełnienia przestępstwa przez lekarzy rosyjskich dokonujących w sposób świadomy nierzetelnych sekcji zwłok. Nakazuje to otrzymana dokumentacja – całkowicie rozbieżna w opisie ze znanymi cechami ofiar katastrofy.
Wydaje się wręcz absolutnie niemożliwym, aby opisany powyżej stan faktów w sprawie katastrofy smoleńskiej był prawdziwy. Ale niestety – to taka jest prawda. Jak w tej sytuacji wytłumaczyć postępowanie naszych władz? Dlaczego nie protestowano? Dlaczego nie dążono do powołania międzynarodowej komisji badania okoliczności katastrofy? Dlaczego skapitulowano bez słowa przed bezczelnością Rosji Putina?
I to jest clou sprawy. Dziś, z perspektywy wydarzeń na Ukrainie, sposobu, w jaki na agresję Rosji reaguje Zachód – można na to pytanie odpowiedzieć.
Nasz rząd ukrył prawdę o katastrofie smoleńskiej – ponieważ konflikt z Rosją w tej sprawie mógł wywołać konfrontację o trudnych do przewidzenia konsekwencjach. Nasz rząd ukrył prawdę – bo wiedział, że nikt nam nie pomoże. A nawet jak pomoże – to że ta pomoc nie uchroni nas przed agresją Rosji. Tak jak jakieś śmieszne sankcje nie chronią Ukrainy dziś. Bo przecież sprawy ukraińskiej nie daje się ukryć – tutaj mamy do czynienia z jawną agresją – i co? Zachód milczy. Nie kiwnie palcem. Jak mówią w Rosji – zabroni kilku z korzystania z „fejsbuka”? I coraz bardziej tchórzliwie wypowiada się w sprawie katastrofy samolotu malezyjskich linii lotniczych. Ostatnio przyjęta wersja - zbrodni dokonali „separatyści” czyli nikt. A czy Holandia nie jest - jak i my - członkiem NATO? Czy wobec zbrodni na jej obywatelach - NATO ma prawo milczeć? Jak milczało także w sprawie katastrofy smoleńskiej? Tam przecież zginęli oficerowie NATO. To unaocznia tylko bezsilność zachodnich mocarstw, wszystkich tych paktów i organizacji.
I to są te okoliczności warte i konieczne do przywołania w tej kwestii. Tak to wygląda. Pytanie - dlaczego Putin może pozwolić sobie na taką agresywną postawę? To dobre pytanie. Ale to temat na zupełnie inny tekst.
Inne tematy w dziale Polityka