Dziś chyba już tylko płatni siewcy zamętu uważają, że 10 kwietnia mieliśmy do czynienia ze „zwykłym” wypadkiem lotniczym. Jest sprawą udowodnioną, że nasz rząd świadomie zrezygnował z najmniejszych prób wyjaśnienia okoliczności tamtego tragicznego lotu. To nie mogło nie mieć ukrytej przyczyny. Nie uprawia się kłamstwa na taką skalę, w tak ważnej sprawie bez istotnego powodu. Ale taki powód był.
10 kwietnia zostaliśmy podstępnie zaatakowani. Smoleńsk – to w istocie akt wojny. Wojny nie nazwanej, nie ogłoszonej. W której ofiara, w swoim rozumieniu, w imię wyższych celów ukrywa fakt swojego zaatakowania. Tak teraz wyglądają konflikty w czasach „post-historycznych”. Konfrontacje mają miejsce – lecz opinii publicznej nie mówi się tego. Karmi się je jakimiś bajeczkami, iluzjami. Dlaczego? Z prostego powodu. Ujawnienie takiego jak w Smoleńsku aktu wojny, nazwanie rzeczy po imieniu - nakazywało by zastosować jakieś retorsje, odwet wobec agresora. A wobec tego, że jesteśmy członkiem UE i NATO wyznaczało by to również taki obowiązek naszym partnerom-sojusznikom. Eskalacja konfliktu mogła by mieć niewyobrażalne skutki. Wojna jądrowa? To dlatego ukryto ten zbrodniczy atak. Nikt nam nie pomógł. Zostaliśmy sami – ze swoim bólem i swoimi zmarłymi.
Od dawna piszę, że sowiecka (dziś rosyjska) strategia oparta jest na permanentnym konflikcie ze Światem Zachodu. W strategii tej (za Anatolijem Golicynem) fundamentalnym założeniem jest to, że zakłada się cykliczność kryzysów świata kapitalistycznego. W okresach prosperity Rosja jest przyczajona, wykazuje słabość gospodarczą, rzeczywistą czy symulowaną – czekając na ów Wielki Kryzys. Od dawna zapowiadany, przewidziany. I oto ów kryzys nadszedł – w 2008r. Trwa do dziś. W USA zasypuje się dziurę budżetową drukiem pustego pieniądza. Ale to żadne lekarstwo. Co najwyżej odkłada w czasie kolejne tąpnięcie. USA są trupem gospodarczym. Widać to gołym okiem.
Dlatego Putin może pozwolić sobie na to – co robi. Wie, że nikt mu się nie przeciwstawi. Ale jest jeszcze drugie dno całej sprawy. To uświadomienie sobie jak wygląda w rzeczywistości integracja europejska. Jak wygląda dziś pozycja krajów powstałych lub uzyskujących suwerenność po rozpadzie Związku Radzieckiego. I jest to konstatacja tragiczna. Proszę zapoznać się z notką: http://sloncestepow.salon24.pl/600823,czy-juz-sie-bac
Cóż z niej wynika? To, czego można się było domyślać od dawna. Nasz, i innych krajów, akces do NATO zapewnił nam wyłącznie papierowe prawa. Zaatakowani 10 kwietnia nie otrzymaliśmy żadnej pomocy, wsparcia. A przecież w Smoleńsku zginęli oficerowie NATO? Dlaczego z automatu nie wszczęto procedur wyjaśniających? Dlaczego pozostawiono tą sprawę bez żadnej reakcji? Na terytorium nowoprzyjętych krajów nie stacjonują żadne istotne siły NATO. Z tekstu powyżej cytowanej notki wynika, że granicą obrony dla NATO w Europie – jest wschodnia granica Niemiec. Już członkowie naszego rządu, szczególnie resortów siłowych coraz częściej mówią o tym, że istnieje dla nas realne zagrożenie ze strony Rosji. Mówią o tym również eksperci. Można przypuszczać, że w momencie wycofywania się Rosji z Europy Śr.-Wsch. przyjęto jakieś uzgodnienia, umowy - że te państwa, takie jak Polska, Litwa, Estonia, Ukraina etc. nigdy nie będą w istocie pełnoprawnymi członkami NATO. Że ich pełna gwarancja bezpieczeństwa nie obejmuje. Że w ten sposób stwarza się jedynie jakąś strefę buforową. I tak to obecnie wygląda. Jesteśmy w NATO ale „bis”. Jak to postulował Lech Wałęsa. Wiedział co mówi?
Powód zaatakowania nas jest łatwy do przewidzenia. Wystarczy zapoznać się choćby z dzisiejszymi wpisami hakerów rosyjskich atakującymi nasze ważne portale internetowe (czyli – wojnę w Internecie już mamy). Oto mamy pomagać Ukrainie w walce z separatystami. Wysyłać tam broń i ludzi. Czy to prawda – nie mam pojęcia. Ale tu nie chodzi o prawdę – tylko o pretekst. Dziś widać, że jedynym rozgrywającym spraw europejskich jest Putin. Amerykańskie gesty, jakieś rozpaczliwe zabiegi wzmocnienia przed Rosją obrony są zupełnie nieadekwatne i ograniczają się, jak wspomniałem – w istocie do obrony terytorium Niemiec. Pozostałe kraje członkowskie NATO nawet nie udają, że cokolwiek zamierzają zrobić w tej sprawie. Chciałbym się mylić – ale nadciąga realne zagrożenie. Kryzys naszego państwa. Gospodarczy – to pewne. Już było źle. Sankcje Rosji jeszcze go zwiększą. No ale i coraz bardziej realne staje się inne zagrożenie – militarne. I nie mówię o tym tylko ja – ale ministrowie tego rządu. Oto dokąd doszliśmy z Tuskiem i zgrają jego nieudaczników.
Inne tematy w dziale Polityka