Jerzy Korytko Jerzy Korytko
1632
BLOG

Katastrofa smoleńska - monitorowanie lotu Tupolewa.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 50

 Myślę, że aktualny stan wiedzy o tym jak wyglądało tzw. „śledztwo” w sprawie wydarzeń dnia 10 kwietnia pozbawia złudzeń, jakichkolwiek argumentów nawet najzacieklejszych obrońców oficjalnej wersji. Nikt z naszej strony niczego samodzielnie bowiem nie badał – wszystko co wiemy na temat katastrofy pochodzi od Rosjan. Jakiekolwiek więc wnioski o przebiegu tego tragicznego ranka – wobec matactw Rosjan, uniemożliwiania nam dostępu do miejsca katastrofy, nie realizowania wszystkich istotnych wniosków procesowych, bezprawnego przetrzymywania wszystkich kluczowych dowodów – nie mogą być wyciągane. A w każdym razie nie mogą bezkrytycznie powielać rosyjskiej wersji. To chyba jest oczywiste.

Jest wiele dowodów na to, że nasz rząd, jego najważniejsi funkcjonariusze i przedstawiciele z premierem Donaldem Tuskiem na czele od początku wiedzieli co tak naprawdę się wówczas wydarzyło. Lecz z obawy przed konfliktem z Rosją Putina ukryto prawdę, ponieważ zdano sobie sprawę z tego, że nikt nam w ewentualnym konflikcie nie pomoże. A skala tego konfliktu, do czego mógł on doprowadzić w konsekwencji – była trudna do przewidzenia. Dzisiejsze wydarzenia: agresja na Ukrainie, rezultaty szczytu NATO  - potwierdzają ten pogląd. Tak więc można się spodziewać tego, że gdy w końcu prawda wyjdzie na jaw to autorzy „kłamstwa smoleńskiego” będą powoływali się na fakt działania „w imię ważnego interesu narodowego”. Tylko jedna uwaga – co to za państwo, które swoje ważne interesy realizuje na drodze kłamstwa i matactw? Ogłupiania społeczeństwa? Nasuwa się oczywiste porównanie – kiedyś, po Monachium (1938r.) Churchill powiedział – „mogli wybrać hańbę lub wojnę – wybrali hańbę – a wojnę i tak będą mieli”.

Dziś wskażę na jeszcze jeden aspekt zdarzeń dnia 10 kwietnia, owego tragicznego ranka, który dostarcza dodatkowego dowodu na to, że nasze władze miały pełną wiedzę o rzeczywistym przebiegu zdarzeń. Powróćmy na chwilę do zeznań por. Wosztyla. Oto co powiedział on w czasie drugiego przesłuchania w prokuraturze (za rebelya.pl):”…Na zadane pytanie zeznaje; po wylądowaniu ja albo por. Kowaleczko telefonicznie poinformowaliśmy DKL w Warszawie o fakcie wylądowania. 

Nigdy wcześniej nie przywiązywano do tej informacji większej uwagi. Nigdy wcześniej nie drążono tego tematu – analizowano bardziej wnikliwie – w zakresie możliwości łączności Tupolewa z Dyżurnym Kierownikiem Lotów w Polsce a także monitorowania lotu przez Centrum Operacji Powietrznych. Co wiemy jednak na pewno? Na pewno wiemy to, że lot Tupolewa był lotem o statusie „HEAD”. Czyli musiano zastosować najwyższe mogące być użyte poziomy łączności. A jakie te mozliwości dziś są? W świetle tylko łączności satelitarnej? Przecież z ujawnionych zeznań i stenogramów jasno wynika, że np. załoga Tupolewa porozumiewała się z załogą JAKa – od której miała otrzymywać informacje, w końcowej fazie lotu, o warunkach pogodowych panujących aktualnie na lotnisku Siewiernyj. Jak przytaczam powyżej – były możliwości łączności z DKL – zrealizowała je przecież załoga Wosztyla. Myślę, że nie eksploatowano tego wątku z obawy o to, żeby ta oczywista sprawa – to, że centra decyzyjne w Polsce na bieżąco informowane były o przebiegu zdarzeń – nie stało się oczywiste dla opinii publicznej w naszym kraju. Dlatego wspominano o tym mimochodem, starając się ukryć znaczenie tych możliwości, faktu nawiązywania kontaktu z DKL czy możliwości monitoringu COP. Ukrywano te sprawy zapewne z tych samych powodów, z jakich ukrywa się np. zapisy rozmów w kabinie JAK Wosztyla. Co więcej - podejmowano próby dezinformacji mające wykazać chaos i niekompetencje oficerów COP np. - słynna rozmowa opublikowana przez Polsat News. Ale o tym pisano tutaj, ja też,  wielokrotnie.

Dziś jednak należy takie pytanie postawić – i niech ktoś kompetentny się wypowie w tej kwestii  – czy takie możliwości łączności były? Czy procedury lotów o statusie "head" nakazują ich stosowanie? Szczególnie w sytuacji - gdy miały mieć miejsce problemy z bezpiecznym lądowaniem na Siewiernym? Czy nie oznacza to faktu, że z automatu załoga powinna się kontaktować z DKL czy COP? W grę wchodziła przecież zmiana miejsca lądowania? Jeżeli tak, takie możliwości były - (w świetle powyższych faktów to przecież oczywiste że były) - to dlaczego się nie ujawnia korespondencji Tupolewa z DKL i COP? Dlaczego ukrywa się fakt, że nasza strona posiada od początku istotne informacje o przebiegu tego tragicznego w skutkach (przecież wszyscy pasażerowie zginęli) lotu?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka