Informacja o zawartości ekspertyzy rejestratora firmy ATM zamontowanego w Tupolewie wprawiła w wyraźny popłoch obrońców oficjalnej wersji katastrofy. Przypomnijmy o co chodzi dokładnie – oto kluczowy zapis tej analizy: „…Oznacza to, że według ekspertyzy ATM samolot w chwili rzekomego zderzenia się z „pancernym” drzewem leciał na wysokości od 11 do 14 m nad powierzchnią gruntu! W żaden sposób nie mógł więc zderzyć się z brzozą, która – zgodnie z ustaleniami MAK i komisji Millera – została uszkodzona na wysokości około 5 m nad ziemią.” (sprawę omawiałem szerzej w poprzedniej notce)
I ta wiedza jest w posiadaniu naszych instytucji zajmujących się wyjaśnianiem okoliczności katastrofy smoleńskiej od lipca 2011r. Trzeba zwrócić uwagę na to, że raport komisji Millera został upubliczniony 29 lipca. Informacja ta została w nim całkowicie pominięta. Nigdy jej nie upubliczniono. A przecież jej rola była kluczowa dla ustalenia bezpośredniej przyczyny katastrofy wskazanej w raporcie. Komisja Millera przyjęła, że to wskutek zderzenia z brzozą Tupolew stracił sterowność, znaczną cześć skrzydła i w wyniku tego uległ katastrofie. Tymczasem dane z jedynego rejestratora pokładowego Tupolewa, który przez jakiś czas w kwietniu 2010 roku, był w naszych rękach – przeczą temu. Tupolew nie mógł zderzyć się z brzozą. Upada więc powód dla którego miał ulec katastrofie. To podważa całkowicie obowiazującą do dziś wersję przyczyn katastrofy.
Jak wspomniałem informacja ta wyraźnie zaniepokoiła tutejszych obrońców „pancerności brzozy”. Zwarli szyki – i wymyślili. Różnica tych kilku metrów wysokości lotu nie jest, ich zdaniem, taka istotna, nie decydująca. Przecież Tupolew mógł lecieć z lewym skrzydłem mocno przechylonym, tak, że mógł zawadzić o brzozę na wysokości 5 metrów – gdy kadłub był rzeczywiście na wysokości metrów – powiedzmy 12. Tak już to tłumaczą… swoją drogą… czy to nie dziwne? Że za pieniądze podatników zespół niejakiego Laska usiłuje tłumaczyć każdą niepokojącą informację, każdy detal nie pasujący do oficjalnej narracji – i to za każdym razem - by bronić rosyjskiej wersji katastrofy? Zero wątpliwości? Nigdy coś naprzeciw? I jeszcze tuziny tutejszych blogerów to samo, a jakże, kto wie, może za te same pieniądze wynajętych? Przecież nasza prokuratura sama niczego nie badała, wszystko co mamy pochodzi od Rosjan. Przyznaje to sama na swojej stronie internetowej. Podobnie komisja Millera. Nie mamy też żadnych dowodów, tylko jakieś bezwartościowe kopie.
Ale mam dla nich kiepską wiadomość – takie tłumaczenie nie przejdzie. Wspomnijmy – w kwietniu tego roku prokuratura wojskowa zaprezentowała wyniki badań „pancernej brzozy” dokonane przez CLKP. I co z nich wynika? „…zgodnie z biegłymi brzoza została ścięta przez płaski przedmiot poruszający się z góry na dół.[…]Powierzchnie rozdzieleń obu części pnia biegną (mają kierunek) od góry w dół pod niewielkim kątem w odniesieniu do poziomu”.
To całkowicie wyklucza możliwość kontaktu Tupolewa lecącego na odczytanej z rejestratora ATM wysokości w tym miejscu – ponad 10 metrów – z mocno przechylonym skrzydłem. Ponieważ miejsce rozdzielenia wówczas musiało by wyglądać zupełnie inaczej. Nie mogło by dawać obrazu jak gdyby brzozę ściął płaski przedmiot. Już wcześniej, nawet gdy nie wiedziano o tej wysokości lotu – wielu ekspertów (Zespołu) kwestionowało możliwość takiego przełomu brzozy przez skrzydło. Dowodzili, że obraz powinien być inny. Inny kierunek natarcia, inna jego powierzchnia (większa znacznie). A teraz to zupełnie nieprawdopodobne. Miejsce przełomu musiało by być zupełnie pod innym katem i zupełnie innej grubości. Tak więc wasze tłumaczenie odpada, panowie i panie. Do roboty. Wymyślcie coś innego.
Tymczasem okazuje się, że prokuratura jest w posiadaniu oficjalnego dowodu podważającego ustalenia komisji Millera. Już wówczas, gdy opublikowano ekspertyzę kopii nagrań rejestratora MARS-BM powstała wątpliwość, czy z jej powodu (nie stwierdzono żadnych odgłosów zderzenia z drzewami – tylko „odgłosy przemieszczających się przedmiotów”) nie należy wznowić prac komisji ustalającej przyczyny katastrofy. Jednak wówczas Tusk, Miller i ich najbliżsi doradcy zdecydowali – że nie, że to nie obala jeszcze ostatecznie wersji raportu. A jak teraz, panowie? Teraz to jest ewidentna sprawa. Upadła rzekoma bezpośrednia przyczyna. Raport Millera należy wyrzucić do kosza. Myślę, że w najbliższych dniach – tygodniach ta sprawa powinna zostać przez dostrzeżona, choćby przez Zespół Sejmowy – i wniosek o reaktywowanie prac komisji KBWL powinien zostać niezwłocznie złożony.
Inne tematy w dziale Polityka