Jerzy Korytko Jerzy Korytko
1365
BLOG

Operacja specjalna - Smoleńsk.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Służba Bezpieczeństwa PRL nazywała swoje tajne operacje „kombinacjami operacyjnymi”. To zespół czynności, różnych działań w celu osiągnięcia zamierzonego celu. Rosyjskie służby nazywały takie działania „montażami”. Czy ślady takiej operacji, takiego „montażu” widoczne są w sprawie katastrofy smoleńskiej? Uważam, że jest to sprawa absolutnie bezsporna, ewidentna. Łatwa do udowodnienia i by to zrobić nie trzeba mieć żadnej tajemnej wiedzy. Zaraz do tego przejdę. Ale najpierw postawię inne pytanie – czy dostępna wiedza na temat katastrofy pozwala wyjaśnić jej tajemnicę? Uważam, że nie. Możemy co najwyżej udowadniać fałszywość oficjalnej wersji. Próby jednak rozstrzygania co się naprawdę wydarzyło – prowadzą donikąd. Przyznaję to, chociaż sam taką próbę ostatnio podjąłem.

 Nie chce tworzyć zbyt obszernego tekstu – będę się streszczał. Pierwszym elementem jaki budzi zdziwienie przy wejrzeniu w smoleńskie akta to sprawa czasu katastrofy. Grano tym czasem w sposób ewidentnie zaplanowany, świadomy. I jest to rzecz absolutnie udowodniona. Jak to wyglądało. Po pierwsze – podano na początku fałszywy czas katastrofy 8:56. Mimo, że są znane dokumenty, w których już w nocy z 10 na 11 kwietnia wymieniano czas inny – 8:41. Dlaczego przez 18 dnie był podawany czas fałszywy? A nasza strona – mając pełną świadomość jego fikcyjności go nie kwestionowała? Ale to nie koniec. Są dowody na to, że i ten czas, 8:41, nie jest prawdziwy. Dlaczego? Ponieważ pierwsze informacje o katastrofie pojawiły się wcześniej. Oto dowód – na stronie internetowej smoleńskiego autoforum informacja taka pojawiła się o 8:25 naszego czasu. Link: tutaj                                                                                                       10.04.2010, 10:25  Что то случилось с польским самалётом на нашем аэродроме.. стаит без шасси все пожарные города там.(не подтверждённые данные, близкие к оффициальным.)  Coś się stało z polskim samolotem na naszym lotnisku. Stoi bez podwozia , cała straż pożarna tam (przyjechała). Informacja nie oficjalna – ale do oficjalnej zbliżona. Abstrahując od prawdziwości tej informacji, realności takiego czasu katastrofy przy tym – to skąd o katastrofie miano by wiedzieć jeszcze przed faktem? Dowody na grę czasem można znaleźć także w polskiej przestrzeni internetowej – oto pierwsze informacje Gazety Wyborczej:  link czas pierwszej indeksacji tej strony – to 10 kwietnia godz. 8:38. To także przed obowiązującym do dziś czasem katastrofy. Dlaczego tym czasem musiano manipulować? To się łączy z punktem drugim. Z miejscem katastrofy. Popatrzmy z tej perspektywy na całą sprawę.

Od chwili gdy znamy analizę zdjęcia satelitarnego terenu przyszłej katastrofy z dnia 5 kwietnia 2010 r. – dokonaną przez prof. Chrisa Cieszewskiego – nie można mieć  wątpliwości. Tam żadnej katastrofy nie było. Tam była przygotowana natomiast jej inscenizacja, fałszywe wrakowisko. Zdjęcie satelitarne jest najpoważniejszym dowodem. Obejrzyjcie Państwo sami:

 Widać wyraźnie, że położeniu największych plam rzekomego śniegu po katastrofie odpowiada położenie największych części wraku samolotu. Ponadto – wycięto w międzyczasie znaczącą część lasku, tworząc polanę. Jest wiele innych dowodów na fałszywość miejsca katastrofy – ograniczę się do najważniejszych. Części samolotu podpierano kołkami – link. Są analizy, który udowadniają, że leżał tam złom lotniczy pochodzący z kilku różnych samolotów. /fragment/”…części wraku zostały zidentyfikowane na podstawie przypór do nitowania. Przypory są to twarde a więc drogie narzędzia — mechaniczne kowadła, służące do zaklepywania główek nitów. Przypory są unikalne, identyfikują więc typ samolotu jednoznacznie. Tak więc każdy konstruktor czy technolog samodzielnie może wziąć zdjęcia wielkoformatowe (są takie w necie), porobione na polance, i przeanalizować unikalny (jak podpis) dla poszczególnych typów wyprodukowanych w Rosji samolotów sposób widocznego zaformowania połączeń nitowanych.” I to zostało zrobione. Na podstawie zdjęć – ale jednak. To nie był nasz Tupolew. Jest wreszcie sprawa ofiar na miejscu katastrofy.  Uderza brak ich widoku na filmie Wiśniewskiego.  A przecież sfilmował te rejony, które później Rosjanie wskazali jako miejsca odnalezienia wielu, bo kilkunastu, ciał. Tego tam nie widać. Są relacje (zeznania złożone pod odpowiedzialnością karną) por. Wosztyla i chor. Musia.  I co zeznali? Obaj zeznają, że widzieli jakieś fragmenty nagich zwłok, nogi, ręce… jedne zwłoki nagie (Muś) …nawet większe fragmenty zwłok pozbawione całkowicie ubrań (Wosztyl)…. I nikt się nimi nie interesował…. To tak naprawdę miało wyglądać miejsce prawdziwej katastrofy? Myślę, że podając takie informacje obaj członkowie załogi JAKa zauważali nierealność obrazu wrakowiska. I dobitnie to akcentowali w zeznaniach. Wróćmy do sprawy czasu. Skoro katastrofa nie wydarzyła się we wskazanym miejscu – to znaczy że się wówczas w ogóle nie wydarzyła. Być może doszło do niej gdzieś indziej. Ale tego nie wiemy. Wiadomo jednak od razu, że czas katastrofy podawany przez Rosjan, w odniesieniu do lotniska Siewiernyj, nie jest jakimś czasem rzeczywistym – ale czasem umownym, wymyślonym, fikcyjnym. I to zapewne był powód podawania pierwotnie czasu 8:56.  Przez 18 dni sprawdzano kompletność wysuwanej wersji -  a gdy uznano, że całość jakoś się zazębia – wysunięto czas inny. Wiadomo, że też nie do końca idealny. Pamiętacie Państwo, że samolot miał zerwać trakcję elektryczną wcześniej? I nie pasuje to do wersji raportu MAK/Millera? I jeszcze rozmowa por. Wosztyla z DKL - już po "katastrofie" - zarejestrowała się  w telefonie rozmówcy Wosztyla o 8:38??? /dzięki Aerozolinti/

Rosjanie mataczą w sprawie katastrofy na każdym kroku. Do dziś nie oddali nam żadnego właściwie dowodu. Jakieś bezwartościowe kopie. Ich postępowanie w tej sytuacji, w sytuacji gdy uniemożliwili naszym przedstawicielom dostęp do miejsca katastrofy (NPW dziś przyznaje na swojej stronie internetowej, że nigdy żadnych czynności na miejscu katastrofy samodzielnie nie prowadziła) nakazuje wszystkie dowody od nich pochodzące traktować z wielką podejrzliwością.  A z czym mamy do czynienia? Nasze władze, prokuratura bezkrytycznie przyjmują wszystko – co stamtąd otrzymują. Raport komisji Millera to w zasadzie przepisany raport komisji MAK. To nas poniża, ośmiesza. Przed całym światem. Co za wartość ma raport w sprawie przyczyn tak tragicznej katastrofy lotniczej, w którym ani jednego słowa nie ma na temat losu ofiar katastrofy? Akcji ratowniczej? Dlaczego naruszano prawo godząc się na pochówki ofiar bez wykonania sekcji zwłok? W tych okolicznościach? Bez żadnej dokumentacji, także rosyjskiej? Bo do dziś kompletnej, zasługującej na uznanie za rzetelną,  dokumentacji w tym zakresie nie otrzymaliśmy. I proszę zwrócić uwagę co dalej robią nasze władze. Ukrywają podstawowe dowody w sprawie. Wspomnę tylko o dwóch – zdjęcia satelitarne z 10 kwietnia czy też odpowiedź Danii w sprawie funkcjonowania telefonu satelitarnego w trakcie tragicznego lotu. A jak coś nawet publikują – jak ostatnio rzekomo zapisy magnetofonu z kabiny JAKa – to obracają to w karykaturę – niczego w istocie nie ujawniają  - a tylko pozorują jakieś czynności. W istocie zaś celowo gmatwają prostą sprawę.

Posumowując - uważam, że w Smoleńsku mieliśmy do czynienia z zaplanowaną z zimną krwią operacją specjalną mającą upozorować miejsce rzekomej katastrofy. Los Tupolewa pozostaje nieznany. Znamy tylko finał - jego załoga i pasażerowie ponieśli tam tragiczną śmierć. A co robią nasze władze? Tusk ściskał się z Putinem nad zwłokami ofiar?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka