Jerzy Korytko Jerzy Korytko
932
BLOG

Film "Smoleńsk 2010 -Na własne oczy"

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Obejrzałem tyle co film „Smoleńsk  2010 – Na własne oczy”. Kilka uwag na gorąco.  W zasadzie nie pojawiają się w nim jakieś nowe, nieznane informacje. Ale zgromadzenie w jednym miejscu relacji przedstawicieli naszych mediów obecnych wówczas w Smoleńsku , ukazanie w sposób płynny, z zachowaniem chronologii, przebiegu zdarzeń tamtego poranka pozwala jednak dostrzec wyraźniej pewne okoliczności.  Nie wiem czy wychwyciłem najistotniejsze informacje – ale oto co zwróciło moją uwagę.

  1. Po pierwsze – uważam, że film ten uzmysławia w sposób całkowicie jednoznaczny, że montażysta TVP – Sławomir Wiśniewski nie znalazł się na miejscu zdarzenia przypadkowo. Nie mam dowodu, że świadomie uczestniczył w kagiebowskiej grze. Że wypełnił świadomie wyznaczoną mu rolę. Rolę, co widać z dzisiejszego punktu widzenia, najważniejszą tego dnia. Wiśniewski jest autorem jedynej relacji filmowej z miejsca zdarzenia. Poza ewidentną fałszywką, czyli filmem 1:24 (inaczej – „samolot płonie”) Rosjanie nigdy żadnej innej, tak obszernej relacji z miejsca katastrofy sporządzonej zaraz po zdarzeniu nie zaprezentowali. Jakieś migawki, bezładne, pojedyncze kadry, zdjęcia – ale nie relację mającą jakiś dowodowe znaczenie. Ten film, nakręcony przecież przez pracownika polskiej telewizji - miał dostarczyć alibi Rosjanom,  miał przesłonić fakt, że w zasadzie nikogo do miejsca katastrofy poza nim nie dopuszczono. I dostarczył te alibi. Świat zna obraz katastrofy smoleńskiej wyłącznie z kadrów tego filmu. A jemu pozwolono (?) sfilmować tyle – ile chcieli, by zostało sfilmowane. Można poza tym mieć wątpliwości – czy i ten film jest autentyczny. Dlaczego? Ponieważ ten sam film rosyjska telewizja zaprezentowała na swojej antenie w tym samym czasie co polska. Ok. godziny 10:28 naszego czasu. Skąd  go wzięli? – skoro Wiśniewski twierdzi, że go ukrył przed funkcjonariuszami FSB? Jeden z wypowiadających się w filmie dziennikarzy leciutko zasugerował, że i zachowanie Wiśniewskiego było jakieś „dziwne” po cudownym uwolnieniu… A nikomu innemu – mimo wielu prób, wysiłków – do miejsca katastrofy nie udało się dotrzeć. Co w połączeniu z  siłą autosugestii nie pozwoliło polskim dziennikarzom rozpoznać mistyfikacji.
  2. Po drugie – migawkowo pokazano brzozę (ok. 30 min. 23 sek. filmu), o którą miał nasz Tupolew zawadzić podczas lądowania. Nie widać było żadnych odłamków metalowych w nią wbitych. Już samo to przesądza o fałszywości rosyjskiej wersji. To żelazny dowód na to, że Rosjanie fabrykowali dowody. To dowód, wobec uznania przez naszą prokuraturę, wszystkie te nasze "komisje", instytucje  - owej "pancernej brzozy", najeżonej ponad 40 odłamkami - za bezpośrednią przyczynę katastrofy - że świadomie i z premedytacją nas okłamywano. Podobnie jak wizją "doskonałej współpracy" we "wspólnym śledztwie", ramię w ramię, metr w głąb. Dziś - po 5 latach - gdzie są "czarne skrzynki"? Gdzie wrak?
  3. W okolicach autokomisu, kilkaset metrów od miejsca katastrofy, leżało kilka dużych części samolotu. "Ogromnych" nawet - jak to określił jeden z relacjonujących. Z jakiego powodu samolot rozpadał się jeszcze w powietrzu, przed uderzeniem w glebę? Te części nie miały prawa tam się znajdować - przyjmując za prawdziwy oficjalny przebieg zdarzeń - dlaczego nigdy tego nie wyjaśniono? Brzoza miała przecież urwać tylko skrzydło....Pokazano też pewne prace przy przeszukiwaniu miejsca zdarzenia – moim zdaniem to tandetna inscenizacja…. To przeliczanie jakichś banknotów… odnajdywanie telefonów komórkowych, jakichś portfeli…. W sytuacji, gdy nikt nie widział żadnych ciał... Żadnych dużych (czy wręcz jakichkolwiek) widocznych przedmiotów dających się zidentyfikować, przypisać jednoznacznie do polskiej delegacji. O ciałach ofiar jedynie się mówi. Nikogo na miejscu katastrofy, bezpośrednio po zdarzeniu, nie dostrzeżono. Zwłoki miały się pojawiać dopiero późnym wieczorem, w każdym razie po zmroku, po wielu godzinach. Pojawia się pewne wytłumaczenie tego – otóż ciała miały się znajdować „w jednym miejscu”, tak to wyjaśniali Rosjanie – miejscu takim, które Wiśniewski nie sfilmował. Kpina z rozumu. Samolot na 60 tysięcy "w drebiezgi", rozrzucony po całej polanie – a ofiary na obszarze paru metrów, i do tego jeszcze w ukrytym miejscu….Pewnie dlatego nikogo nie dopuszczono do miejsca katastrofy – mogło by się okazać, że ktoś zrobił by „o jedno zdjęcie za daleko”…. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka