Od niedawna przywódca Białorusi Aleksandr Łukaszenka zmaga się z dziwną niedyspozycją, którą coraz trudniej mu ukryć. Grymas bólu na twarzy było widać już podczas uroczystości rocznicowych w Moskwie, gdzie obowiązkowo wraz z innymi satrapami z byłych republik radzieckich musiał się stawić 9 maja i skąd odwieziono go karetką pogotowia. Media przebąkiwały o chorobie nowotworowej, udarze, a także o możliwości, tak często wykorzystywanej w tamtych kręgach, czyli celowym podtruwaniu. Przyjmując tą drugą wersję komu by zależało na otruciu prezydenta Białorusi, lokalnym konkurentom, czy głównemu rozgrywającemu na Wschodzie, czyli Putinowi?
Jeśli założyć, że zrobiłby to Putin, to jaki miał cel? Wyeliminować niezbornego wspólnika, który opiera się przed bezpośrednim włączeniem w działania wojenne i zastąpienie go swoim figurantem, jak miało to miejsce wcześniej w Ukrainie, czy tylko ukarać i przymusić w ten sposób z ewentualną perspektywą dokończenia dzieła w razie dalszej niesubordynacji? Jak pisały też media jeden z synów dyktatora ma przebywać cały czas w Moskwie pełniąc swego rodzaju rolę zakładnika, aby w ten sposób dyscyplinować ojca i ułatwiać współpracę w rosyjskiej wojnie. Oficjalna wersja mówi, że wyjechał tam celem kontynuacji nauki, ale uczelnia do której miał uczęszczać zaprzeczyła tym doniesieniom.
Tymczasem dowiadujemy się i to z wysokiego szczebla, że były prowadzone tajne rozmowy wywiadu Ukrainy z Łukaszenką. Potwierdził to szef wywiadu Ukrainy generał Kyryło Budanow. - "Zrobiliśmy wszystko, co możliwe, żeby nie dopuścić do wciągnięcia Białorusi w bezpośrednie działania zbrojne po stronie Rosji w wojnie Kremla z Ukrainą; podjęliśmy m.in. tajne negocjacje z autorytarnym białoruskim liderem Alaksandrem Łukaszenką" - przyznał. - "Od dłuższego czasu nie obserwujemy żadnych rosyjskich ostrzałów przeprowadzanych z terytorium Białorusi. Jest to rezultat kompleksowych działań różnych podmiotów w naszym kraju" - dodał.
Trzeba przyznać, patrząc okiem analityka, że dziwne dość to wyznanie. Jeśli rzeczywiście były prowadzone takie rozmowy i to w sposób poufny, to po co teraz publicznie o nich mówić? Przecież ich ujawnienie to nóż w plecy i śmiertelne niebezpieczeństwo dla białoruskiego przywódcy. Może więc to prowokacja i chodzi o podważenie wzajemnego zaufania między Moskwą, a Mińskiem, a może jest tak, że w Moskwie to już nie jest tajemnica, w końcu mają dobry wywiad i masę szpiegów w różnych miejscach, a obecny stan Łukaszenki jest tego konsekwencją? W takiej sytuacji dalsze ukrywanie tego rzeczywiście nie miałoby sensu.
Inne tematy w dziale Polityka