W ostatnim numerze „ Uważam, rze” Piotr Semka zwraca uwagę na sprawy istotne dziejące się wokół Kościoła w Polsce. Przywołuje etykietkę chłopca do bicia, jaką mu przyczepiono. Analizuje grę , lub rolę w niej jaką wyznaczono właśnie Kościołowi w walce o świadomość publiczną tych, którzy sprawnie manipulują otoczeniem. Jego sposobem widzenia w walce o zbiorową świadomość. W walce o zaistnienie poszczególnych środowisk reprezentujących liberałów i antyklerykałów o miejsce na agorze. Najlepiej, gdy wyrąbanym mieczem wobec mrocznej dyskryminującej większości katolickiej. Mało asertywnej i nieumiejącej we frontalnym ataku bronić swego miejsca i praw w przestrzeni publicznej.
Słusznie niestety Semka zauważa zmianę obrazu Kościoła jako wspólnoty, wspólnoty ludzi wiary. Wierzący dali wypchnąć siebie z perspektywy dyskursu publicznego. Takie własnie jest znaczenie tego terminu. Dali ulepić sobie figurę wstydu jaką winni kierować się w relacjach jakie mają miejsce poza drzwiami ich domów. Pozwolili wmówić sobie, że z racji na wielowiekowe winy swe dziś praw nie mają.
Praw do realizacji siebie. Tego co Kościół konstytuuje. Ten rozumiany jako wspólnotę. Odmawia się legitymacji tej wspólnocie do realizacji swych praw. Tygiel społeczny wszak jest wynikiem m.in. lewicowych ciągot, antyklerykalnych fobii i konserwatyzmu wspólnoty chrześcijańskiej. Gdyż niezmienność głoszonej prawdy staje się spoiwem i samoistną wartością. W świecie gdzie wartości są rugowane przez ich przedefiniowanie. Życie staje się zasadą przyjemności rozumianej jako wykorzystanie drugiej jednostki w drodze do realizacji swych celów.
Kościół ma wszak prawo do oblegania krzyża postawionego porywem duszy przed budynkiem będącym symbolem, jednym z wielu , miejsca gdzie żyją.
Ludzie Kościoła tzw. purpuraci ale zwłaszcza ci będący kościołem mają prawo mówić w przestrzeni publicznej o sprawach ważnych dla nich. To miejsce, ten kraj gdzie żyją należy tak do nich jak i tych dla których czerwień sztandarów ( jakże to zasadne twierdzić, iż pochodzi ona od koloru krwi) jest wartością i wyznacznikiem aktywności wśród ludzi.
Rola Kościoła jak piewcy zasad jest nieoceniona i celowo deprecjonowana. Trudno tego nie rozumieć w kraju będącym kontynuacją PRL- owskich podziałów w istocie swej kastowych. Podziałów opartych na braku zasad, lub raczej na ich pozorności . Grze nimi, dla rzecz jasna korporacyjnych korzyści. Chcę powiedzieć, że Polska nie jest państwem prawa. Tu nie stosuje się Ustawy zasadniczej. Zwłaszcza gdy naruszałoby to przywileje takich grup zawodowych jak sędziowie, prokuratorzy, urzędnicy, funkcjonariusze tzw. resortów siłowych.
W sytuacji gdy fałsz i obłuda jest zasadą publiczną numer jeden, rolą kościoła jest mówić o tym co ważne. Ale przede wszystkim świadczyć. Słowa dziś są szczególnie tanie. Liczy się to co robimy. Słowa mogą jedynie pomóc.
Kościół musi świadczyć sobą. Świadczyć i dopiero potem mówić. Dziś czyn znaczy i mówi więcej niż niejedna perora. Trzeba mówić głośno z pewnością o roli kościoła. Ale ważniejsze jest by być kościołem. By być zasadą. Być solą. Wtedy gry polityczne nim będą skazane z góry na klęskę. Będą sztuczne i nieautentyczne. Wyssane z palca.
Kościół musi być spolegliwy ale i zdecydowany. Musi iść drogą jaką przez lata wskazywał ten, który na starość zachwycał się kremówkami…
Kościół musi odważnie świadczyć. Mitem jest z pewnością teza o przemijaniu Kościoła. Ale mity na temat Kościoła, o których Semka pisze, są faktem.
Dla Kościoła to grzech zaniechania.
Inne tematy w dziale Polityka