Shanghai moja miłość
Największe o ponad 1000 letniej historii miasto w Chinach, zwane kiedyś Królową Orientu. Jego nazwa oznacza : najdalej wysunięte w morze. Pełne ludzi, zgiełku i zaskakujących kontrastów. Położone u ujścia rzeki Jangcy do morza wchodniochińskiego. Przez miasto wije się również rzeka Huangpu, która spotyka się z Jangcy w Wusong. Miejscu gdzie dawniej schodzili na ląd przybywający do miasta ludzie zachodu.
Olśniewa nowoczesnością lotnisko międzynarodowe na Pudongu, widziane z lotu ptaka daje przedsmak tego co za chwilę czeka przybysza. Przejazd do miasta z lotniska magnetyczną koleją MAGLEV pokazuje kierunek w którym ten kraj zmierza. Z olbrzymią prędkością zmierza ku nowoczesności i zajęciu pozycji największej gospodarki na świecie. Port lotniczy jak i potem sama dzielnica Pudong, może podobać się ludziom Zachodu. Przyjazne otoczenie, zieleń i parki gdzie spotkać można ćwiczących ludzi, obok zgiełku ulic. Uśmiechnięci skoncentrowani na ćwiczeniu są jakby zjawą, która powolnie przesuwa się w licznych parkach. W niedzielę zaś w parkach można zobaczyć mieszkańców miasta ćwiczących figury taneczne.
Dużo do myślenia daje skala w jakiej powstają budowle. Czuć w niej olbrzymi potencjał, który jak lawa gdzieś drzemie choć już powoli daje o sobie znać. Czuć tutaj chińskiego smoka. To kraj gdzie wynaleziono proch, kompas i papier skąd do Japonii w IV wieku wywędrował jedwab.
Shanghai to olbrzymie miasto. Łącznie z suburbiami to dwadzieścia kilka milionów mieszkańców. Migawkę nowoczesności daje spacer po Pudongu, dzielnicy położonej po prawej stronie rzeki Hunagpu. Kiedyś było to miejsce pól ryżowych i starych zapuszczonych budynków. Teraz jest to dzielnica drapaczy chmur. Gdyby użyć jednego słowa na jej określenie to z pewnością jej atmosferę oddaje określa futuryzm. Na łuku rzeki niedaleko Shanghai World Financial Center znajduje się park nadrzeczny, Wystawa Chińskiej Kultury Seksualnej. W leżącym obok Parku Pudong znajduje się naturalne Królestwo dzikich owadów i budynek nowoczesnego oceanarium. Niedaleko wieży telewizyjnej. Do tej dzielnicy można dotrzeć ze starego kolonialnego Bundu np. promem lub tunelem widokowym pod rzeką. Historia tej okolicy, gdzie znajdują się budynki będące pozostałością po obecności m.in. anglików i francuzów bierze swój początek w roku 1842, kiedy to reprezentujący cesarza dynastii Qing Daoguanga podpisali na pokładzie brytyjskiego stattku „Cornwallis” traktat nankiński. Był to jeden z traktatów, który wymuszał na Chinach otwarcie się na zachodnie wpływy i oddawał zachodnim mocarstwom w posiadanie chińskie porty.
Ale spacerując Bundem ( Zgongshan Lu) warto zaprzyjaźnić się z kuchnią szanghajską. Z jej pierożkami, żeberkami w sosie słodko – kwaśnym, kurczakiem żebraka ( kurczak obłożony liśćmi lotosu i zapiekany w glinianej skorupie ). Pomieszanie architektury kolonialnej i chińskiej dostarcza niezapomnianych wrażeń. To tu widać, że Chiny to tygiel, gdzie handel łączy ludzi.
Gdy szukać typowo chińskich klimatów to jedynie na Starym Mieście. Ogrody Yu – Yu Yuan ( choć stylizowane jedynie na starą chińską architekturę) to miejsce, gdzie można przyjrzeć się architekturze, jak nie spotykana już jest w Szanghaju. Choć warto pamiętać, że spotka się tam turystów i uliczki pełne straganów z towarami, które kupują właśnie turyści niepotrzebnie drogo zresztą.
Jadąc do Szangaju warto podróż zaplanować tak, by wziąć udział w jednym z wielu lokalnych świąt. Pomijając rzecz jasna spektakularny chiński rok. Pozwoli to, choć trochę, zrozumieć Chińczyków.
By poznać Szanghaj jednak, trzeba wyrwać się jednak z utartych ścieżek w jaki przewodniki wpychają turystów i zwolnić. Udać się w rejony gdzie mieszkają i pracują zwykli chińczycy właśnie. Porwą nas rzeki rowerów, motocykli, samochodów i ludzi. Zobaczymy ulice tętniące życiem, pełne starych rozpadających się budynków i wyrastających obok nich domów, wieżowców. Warto skorzystać z tej okoliczności jaką jest fakt, iż jesteśmy w kraju gdzie gatunków herbaty jest niezliczona liczba. Warto do takiej herbacianej peregrynacji przygotować się przed wyjazdem. Kultura herbaty to kultura Chin. W Szanghaju spotkać można kuchnie innych chińskich regionów, warto z tej okazji skorzystać. Dobrze jest poznać ludzi, by ich zrozumieć. Oczywiście mandaryński np. jest tu olbrzymim ułatwieniem. Naszego łacińskiego alfabetu nikt nie zrozumie.
Chińczycy to przyjaźni ludzi, choć na co dzień wtłoczeni w ramy swego miasta – państwa. W bocznej uliczce poznać można prawdziwe Chiny. Tak właśnie poznałem kuchnię serwowaną przez muzułmanów , w lokalu z cytatami z Koranu na ścianach. Uśmiechnięci ludzie zaskoczeni sytuacją, gdy do ich położonego na uboczu lokalu przychodzą zjeść cudzoziemcy. Po dłuższej chwili okazuje się że jeden z bywalców „mówi „ po angielsku” i tak udaje się wtopić w atmosferę tego olbrzymiego miasta.
W tym olbrzymim mieście można i trzeba znaleźć swoje Chiny. To jedno co zabierzemy ze sobą.
Inne tematy w dziale Rozmaitości