Jerzy Terpiłowski Jerzy Terpiłowski
29
BLOG

Wybór tradycji

Jerzy Terpiłowski Jerzy Terpiłowski Rozmaitości Obserwuj notkę 2
Poszukując w Internecie informacji o tradycji, znajdujemy strony dotyczące oprogramowania, agencji aktorskiej, turystycznej, pubu, restauracji, agroturystyki, towarzystw różnorakich miłośników oraz sponsorowane linki firm. Prowadzą do nich sprytnie dobrane słowa kluczowe i tricki webmasterów. Miast dowiedzieć się czegoś na interesujący nas temat, czytamy o obniżce cen na Windowsa, o promocji talentów, o atrakcjach turystycznych, o menu restauracji, usługach hotelowych, a nawet o produkcji narzędzi. Osłabieni przedzieraniem się przez coraz bardziej komercyjną "pajęczynę" padamy ofiarą kolektywnej Wikipedii, podającej nieścisłą definicję szukanego pojęcia. Zasadnicze pytanie: czym jest tradycja oraz co wnosi w istnienie ludzi i narodów - pozostaje bez odpowiedzi. Poświęcony temu zagadnieniu portal (www.tradycja.info.pl), elektroniczna wersja naszego miesięcznika, nie zawsze znajduje się na czele wyników wyszukiwania, bo googlana przeglądarka nie bierze pod uwagę sensu artykułów, esejów i doniesień zamieszczanych w kolejnych numerach pisma, tylko częstotliwość użycia szukanego słowa, liczbę odniesień oraz płatny sponsoring. Do ułomności Internetu - który miał być królestwem swobody - dołącza zatem właściwość działania automatów, wedle której spełniają one rolę bezdusznego, ale wszechobecnego cenzora nagradzającego pospolitość w spiskowej praktyce dziejów. I. Czysta czy w koktajlu? Gdybyśmy, zniechęceni poszukiwaniem odpowiedzi na nurtujące nas wątpliwości - odwiedzili w końcu reklamowaną w Internecie restaurację czy pub, to przeglądając kartę napojów, natrafilibyśmy pewnie na koktajl "Tradycja" i czystą wódkę o tej samej nazwie. Postanowilibyśmy może uporać się z problemem per os, rozumując podobnie jak ci, którzy twierdzą, że pijąc na umór, zwalczają alkoholizm, bo w ten sposób zmniejszają ogólną ilość wyskokowych trunków. Pamiętając o zasadzie nie mieszania alkoholi, musielibyśmy jeszcze dokonać wyboru. Decyzja zależałaby od tego, co zamówiliśmy do jedzenia, a nie od preferencji czy uprzedzeń do tradycji jako takiej, wiec rozwiązalibyśmy jednym haustem problem różnorodności, a co zatem idzie powiązane z nim zagadnienie wielokulturowości, polegając jedynie na wrodzonym lub wyuczonym guście i smaku. Jednak stopień trudności dokonywania podobnych wyborów rośnie gwałtownie i proporcjonalnie do stopnia oddalenia się od spraw stołu i zaspokajania głodu czy pragnienia. Osiągnąłby pewnie poziom krytyczny, gdybyśmy - jako przywódcy państwa, albo deputowani w Parlamencie Europejskim - chcieli decydować, jaką tradycję i w jakiej formie trzeba upowszechniać, albo czy mass media mają prawo wychowywać społeczeństwo w przekonaniu, że istnieje tylko jeden pożądany wzór myślenia i postępowania. Bo może wszystkie kultury3 - będąc dziękczynną spuścizną tradycji setek pokoleń różnych narodów żyjących w odmiennych środowiskach i uwarunkowaniach - są jednako uprawnione do tego, aby je promować? Nie na wiele pomogłaby nam ściągawka politycznej poprawności, przydająca się naprawdę tylko głupcom, którzy nie wiedzą, jak spożytkować umiejętność myślenia (tak jak niewychowany prostak nie wie, gdzie podziać ręce, w końcu pcha je do kieszeni). Już lepiej sięgnąć do świętych ksiąg lub poradzić się kapłana. Ale - skoro zaraziliśmy wątpliwościami rozum - uodpornione na sprawy ducha, zeświecczone sumienie nie poddaje się bezkrytycznie wierze, a zapętlenie sacrum z profanum nieustannie stwarza dodatkowe dramaty i rozczarowania. Jeżeli jednak istnieje jakaś - najkorzystniejsza dla ludzkości, czy tylko dla Europy, albo tylko dla Polski - jedna tradycja (a większość mediów za tym się opowiada), to wobec tego, czy nie należałoby jej przyjąć? Narzucić przez przekonywanie lub siłą prawnego przymusu? Tylko... Cóż miałoby być decydującym kryterium wyboru obowiązujących wzorów? Zamożność liczona większą masą jedzenia i gadżetów? Przeciętna długość życia? Dochód narodowy brutto? Siła militarna? Przyrost naturalny? Przywrócenie rajskich warunków środowiska Ziemi? Bezpieczeństwo? Wolność osobista? Rozwój duchowy? Gwarancja życia wiecznego? Są to cele godne najwyższej uwagi, ale ich równoległa realizacja nie jest możliwa. Może zatem niech każda tradycja rozwija się i kwitnie osobno, może Stwórca, w swym nieodgadnionym zamyśle, tak postanowił bo... bo tak, albo - co daje się objąć ograniczonym ludzkim umysłem - bo nigdy nie wiadomo, co Polacy, Europejczycy, ludzkość na swojej drodze spotka, jakie niebezpieczeństwo nadejdzie z zewnątrz, z odległego kosmosu, albo wcale nie z zewnątrz, tylko - co bardziej prawdopodobne - wyłoni się, wyprodukuje z ludzkich umysłów i będzie stanowić zagrożenie o wiele większe niż wszystkie dotychczas nękające nasz kraj, kontynent czy glob ziemski. Czyż bowiem odwiecznie panosząca się w ludzkich umysłach skłonność do pogardy, jaką niektórzy darzyli przez tysiąclecia i nadal darzą biedniejszych i słabszych bliźnich, tendencja zniewalania jednych przez drugich owocująca masowymi zbrodniami, powodująca nieludzki wyzysk, eksterminację całych narodów - nie jest dostatecznym zagrożeniem? Czy to, co znalazłoby się na odwrotnej stronie medalu (gdyby szatan dekorował nim realizatorów swych planów) szlachetnie brzmiących haseł ideologii Oświecenia - czyli ich skutki w praktyce, takie jak "Wielka Rewolucja Francuska" i "Jeszcze Większa Rosyjska Rewolucja Październikowa"4- nie powoduje katastrof kosmicznej miary, zrodzonych tu, na naszej planecie? Czy odwieczna chęć panowania nad światem albo zbrodnia holocaustu, nie mieszcząca się w wyobrażeniach powszednich antysemitów, nie zagrażały ludzkości? Czy ekolodzy wreszcie nie mają racji, twierdząc, że wszystko, co złe, dzieje się na Ziemi, która pod względem bogactwa naturalnego środowiska nie ma sobie równych? Zatem jest, sama w sobie, rajem danym ludziom, z którego nikt nie musiał ich wyganiać, bo sami pchani fatalnymi owocami swego myślenia, tego raju nieustannie się wyrzekają. Rozmaitość odziedziczonych wzorów myślenia i zachowania jest ludzkości całej szansą, bo niezaprzepaszczona tradycja któregoś narodu (równie naturalna jak ziemski ekosystem) - może okazać się antidotum, jeżeli nie na inwazję zielonych potworów, to właśnie na straszliwe niebezpieczeństwa wewnętrzne. Może będzie to coś, co rozwijali w sobie przez tysiąclecia przodkowie Litwinów, albo Polaków, albo Niemców, albo Papuasów, albo Arabów, Żydów czy Chińczyków. A skoro tak byśmy wybrali, to jak pogodzić w światowej wiosce współżycie odmienności kultur wyrosłych z owych różnych tradycji? Rozwój technik przekazywania informacji (inna sprawa czy są one prawdziwe lub najważniejsze) przebiega w postępie geometrycznym i obecnie owa, już na pewno, nie wioska, a kraina ma kształt gigantycznego leja. Wyartykułowane przez nas (w jakiejkolwiek formie) poglądy, idee, sądy i opinie mieszają się, przeplatają z wypowiedziami innych, z poglądami i zwyczajami zupełnie nieznanych ludzi bez naszej woli i choćby były genialne, giną w tym szumie, podobnie jak adresy cennych stron w Internecie. Kryterium pozycjonowania jest bowiem to samo: częstotliwość i głośność powtarzanego hasła oraz sponsoring.

Niezależny polski myśliciel epoki cywilizacyjnego przełomu, pisarz, eseista, dramaturg, tłumacz literatury anglo-amerykańskiej, prezes Stowarzyszenia dla Ochrony Tradycji Narodowej Polskiej “Pospolite Ruszenie”, redaktor naczelny miesięcznika kulturalno-społecznego „Tradycja”, członek Société Européenne de Culture, Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich i innych związków twórczych. Książki: Imperium obłudy, Ujrzanów, Wielkość lub zguba, Bagaż duszy. Dramaty: Izolator, Lustracja. Autor publikacji w Przeglądzie Demokratycznym, Ładzie, Solidarności , a ostatnio głównie w miesięczniku "Tradycja". Bezpośredni kontakt: jotter26@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości