julian olech julian olech
551
BLOG

Inflacja dobra, inflacja zła, jaką teraz mamy?

julian olech julian olech Inflacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Inflacja, czyli wzrost cen wszelakich, zawsze kojarzyła mi się z bałaganem w gospodarce, który powstaje w rezultacie podejmowania błędnych decyzji przez polityczne gremia zarządzające krajem. W naszym kraju niebagatelny wpływ na poziom inflacji mają nie tylko decyzje rządu, np. covid’owe akcje pomocowe dla przedsiębiorstw, nie zawsze sensownie dobrane, ale też i decyzje NBP i Rady Polityki Pieniężnej. Swoje główne zastrzeżenia kieruję do tych dwóch instytucji, którymi zarządza jeden człowiek, prof. Adam Glapiński.

Jakiś czas temu na łamach Salonu toczyła się dyskusja na temat inflacji, którą mieliśmy na długo przed wybuchem wojny na Ukrainie, która niewątpliwie do wzrostu inflacji się przyczyniła, ale na pewno nie jest tego wzrostu jedynym powodem. Jeden z redaktorów Salonu mocno uzasadniał logiczność obniżania oprocentowania kredytów, co automatycznie zmniejszało oprocentowanie lokat oszczędnościowych, stając w ten sposób po stronie prezesa NBP, który nas przekonywał, że tak należało podtrzymywać sztuczny popyt na wiele dóbr, by „rynek mógł się kręcić”, a przez covid kręcić się nie chciał. Nadmierny popyt powodował wzrost cen, czyli inflację, ale wg prezesa NBP i wspomnianego redaktora to była dobra inflacja, bo podtrzymywała rzekomo słabnącą produkcję. W głębokim covid’zie mocno ograniczano pracę obiektów handlowych, ale nie tych, które sprzedawały materiały budowlane, te wręcz rozkwitały od pieniędzy, które klienci zostawiali w ich kasach. Deweloperzy szaleli z reklamami i na pniu wyprzedawali nie tylko rozpoczęte budowy, ale i same „gołe” place, biorąc od klientów solidne zaliczki w zamian za obietnicę, że kiedyś dostaną swoje wymarzone mieszkanie. Sztuczne wywoływanie inflacji, to kiepski, a wręcz głupi pomysł na podtrzymywanie koniunktury w gospodarce, co przecież nie mogło dobrze się skończyć i dobrze się nie skończyło, bo mamy, co mamy teraz, na początku maja 2022r, czyli gwałtowny wzrost rat kredytowych i płacz tych, którzy w ostatnim okresie duże kredyty pozaciągali. I mamy zapowiedzi polskiego rządu organizującego pomoc dla kredytobiorców, co z daleka pachnie promocją „życia na krechę”, czyli na kredyt, a przy okazji zaglądaniem do naszych portfeli, bo ktoś taką akcję musi sfinansować, a zrobić to może tylko podatnik. Cała machina medialna żyjąca z reklam stara się przekonać głównie młodych ludzi, że nie warto czekać, oszczędzać, by coś wartościowego kupić, skoro wszystko można mieć od razu, bo od tego są kredyty, które mogą nasze marzenia sfinansować. O tym, że kredyty trzeba spłacać ponoć teraz nawet nie wypada przypominać, bo przecież wojna, czas pokowidowy, a kredytobiorcy z czegoś muszą żyć. To młyn na wodę takich pożyczkobiorców, którzy uważają, że o ich zdolność do oddawania długów mają martwić się ci, co pożyczek im udzielali.

Pan prezes NBP, przepraszam za określenie, „nawijał” wczoraj (06.05) w publicznych mediach o inflacji, która, gdyby się dobrze w to „nawijanie” wsłuchać, zrobiła się tak jakoś sama, a prezes NBP, jakby nic z tym wspólnego nie miał, bo przecież to cała RPP decydowała, w NBP pracuje wiele osób, a i rząd wtrącał do tego wszystkiego swoje „trzy grosze”. Prezes wspomniał o tym, że jakiś czas temu wszyscy narzekali, że oprocentowanie na kontach oszczędnościowych było niesłychanie niskie (0,1% w skali roku!) i wszyscy domagali się jego podniesienia, więc on, z udziałem RPP, a może na odwrót, oprocentowanie podnosi, ale … tylko wysokość stopy referencyjnej dla kredytów międzybankowych, bo oprocentowanie lokat, to już decyzja samych banków. Otóż panie prezesie, oprocentowanie na kontach oszczędnościowych było i jest niskie już od kilku lat, a pan osobiście się do tego w niemałym stopniu przyczynił. W czasie pandemii obniżał pan oprocentowanie lokat do niebywale niskiego poziomu, bo wg pana taka była potrzeba chwili, sztucznie wywołując popyt na dobra, głównie nieruchomości, które pozwalały, jako tako zabezpieczać posiadany kapitał, niestety, także i inwestorom z zagranicy. Ludzie kupowali nieruchomości na wynajem, zagraniczni inwestorzy wykupowi hurtem mieszkania u deweloperów, bo była okazja to zrobić i ratować swój kapitał, co napędzało sztucznie koniunkturę w budownictwie mieszkaniowym, a ci, którzy tych mieszkań potrzebowali, głównie młode małżeństwa, mogli tylko z przerażeniem patrzeć, jak ceny mieszkań rosną. Ceny mieszkań rosły z wielu powodów, na rynku, przez szalejący covid, utrudniający produkcję, drożały materiały budowlane, a wzmożony popyt na mieszkania jeszcze te ceny sztucznie windował do góry. Czy należało aż tak obniżać oprocentowania oszczędności, choć z góry było wiadome, jak to odbije się na oprocentowaniu kredytów, które nagle znacznie potaniały? Taki sposób zachęcania ludzi do „życia na krechę” jest godny pożałowania, młodzi są pod presją reklam, które im podpowiadają, że wszystko można mieć od razu, mieszkanie, samochód i coroczne wczasy za granicą uwierzyli, że to najlepsza droga do dobrobytu. I tak się właśnie stało, ludzie brali kredyty, na 20-30 lat, na duże kwoty, jakby ktoś im gwarantował na wiele lat dobrą pracę, końskie zdrowie i stabilność gospodarki, co pozwalałoby spłacać wcześniej zaciągnięte kredyty. Niestety, „sprawa się rypła”, co z góry było do przewidzenia, a czego pan prezes jednak nie przewidział, albo liczył, że nie stanie się to za jego rządów w NBP.

Wzrost procentowy stawki referendalnej, o którym pan prezes tak dużo mówił, dalej nie powoduje podnoszenia oprocentowania lokat oszczędnościowych, a tylko zmniejszył parcie na branie kredytów. Niestety, gorący pieniądz na rynku dalej krąży, bo lepiej mieć nowy telewizor, samochód, jak uda się go kupić, bo zawsze można to spieniężyć i niekoniecznie stracić, wzrost cen jest tak duży, że przewyższa spadek wartości świeżo zakupionych dóbr. Generalnie ludzie uważają, że teraz nie warto oszczędzać, bo inflacja i tak ci oszczędności zeżre, więc, panie prezesie, pan zejdzie na ziemię, huknie się w piersi i powie, moja wina, pomyliłem się i może trzeba się zastanowić, czy nie czas …. odejść?

Przemówienie, konferencja, czy … wystąpienie, nie wiem, jak to nazwać, co, pan prof. A.Glapiński wczoraj nam zademonstrował, w znacznej mierze było usprawiedliwianiem się za zaistniałą sytuację, bo … RPP, to nie tylko on, że przecież covid, a teraz wojna na Ukrainie, inflacja w innych krajach, itd., itp., a gdzie indziej wcale w finansach lepiej nie jest. Nie mam pretensji do profesora za to, co obecnie dzieje się w sferze finansowej, nie tylko u nas, to fakt, ale mam zastrzeżenia, co do tego, jakie decyzje zapadały na początku okresu majstrowania przy oprocentowaniu lokat i kredytów. Złe decyzje podjęte wówczas zadziałały jak kula śniegowa spuszczona z góry, na początku mała i niegroźna staje się zagrożeniem dla tych, których napotyka na swojej drodze, czyli nas wszystkich, którzy teraz borykają się z dużą inflacją, z rosnącymi ratami kredytowymi (ci, którzy kredyty pobrali), a za chwilę i z kosztami pomocowymi dla kredytobiorców. I wg pan prezesa NBP nikt temu wszystkiemu nie jest winien?

PS. Wg mnie nie ma dobrej inflacji, a ta dwu, czy trzyprocentowa może, co najwyżej, uchodzić za mało groźną, choć i taka przy dużych kwotach ma swoją wagę, negatywną oczywiście. Każde przekroczenie tej inflacyjnej granicy, to już poważny problem dla stabilności gospodarczej kraju, a sprowokowanie takiej sytuacji przez podejmowanie złych decyzji powinno mieć określone konsekwencje, dla tych, którzy takie decyzje podejmowali. Nie wiem, czy pan prof. Glapiński załapie się na kolejną kadencję prezesa NBP, a tym, którzy będą o tym decydować życzę szczególnej rozwagi, kiedy będą mieli za tą kandydaturą podnieść rękę.


to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka