Donald Tusk nie może pogodzić się z kolejną porażką, tym razem są to przegrane przez Trzaskowskiego wybory prezydenckie. D.T. nie posłuchał dobrej rady, aby do tych wyborów się nie mieszał. Tę radę dawali mu rozsądni doradcy, podpowiadały mu ją też liczne sondaże. Tusk ma obecnie tak duży elektorat negatywny, że nie nadaje się już na premiera koalicyjnego rządu, o czym polityczne wróbelki ćwierkały od dawna. Tusk nie słucha porad, bo sam „wie najlepiej”, a teraz o jego wyborczej klęsce mówi cała Polska, choć to przecież nie on kandydował na prezydenta Polski. Wszyscy dobrze wiedzą, że dwaj panowie T. za sobą nie przepadają, a łączy ich tylko „szorstka przyjaźń” i nienawiść do PiS. Trzaskowski podpadł D.T., kiedy protestował przed jego metodami przejmowania PO w 2019r, za co Tusk, „za karę”, zaczął podkradać mu „Campus Polska” kreując się na jego współorganizatora. Ci dwaj panowie jednak jednoczą się w swoich działaniach, kiedy czują na swoich plecach otaczającą ich niechęć najbliższego otoczenia, a takich sygnałów od koalicjantów obecnego rządu teraz nie brakuje.
Tusk lansował kandydaturę Trzaskowskiego na prezydenta Polski, choć ten miał już za sobą jedną porażkę w takich wyborach. Jak do tej pory nie zdarzyło się, by raz przegrany kandydat na prezydenta wystartował w kolejnych wyborach, premier jednak „z braku laku” podjął taką decyzję. Eksperyment się nie udał, przez chwilę szukano winowajców przegranej, ale, kiedy wyszło, że to Tusk, to zaczęto kombinować, by przegraną zamienić w zwycięstwo. Kombinowanie ma na celu podważanie wyniku wyborów pod pretekstem przekrętów w komisjach wyborczych, które głosy oddane na kandydata PO zapisywały na konto jego przeciwnika. Kłopot jednak w tym, że są i takie komisje, gdzie działo się to na odwrót, a generalnie, to takie sytuacje (na niekorzyść Trzaskowskiego) zdarzały się i w takich komisjach, gdzie nie było przedstawicieli PiS. Co zatem jest grane? A może to „ustawki” z góry zaplanowane, które miały dać pretekst do podważania koalicji rządzącej wyników wyborów? Czy Tusk w ten sposób chciał zmniejszyć swoją traumę, która prześladuje go od 2005r, kiedy przegrał z śp. Lechem Kaczyńskim prezydenckie wybory? Pewnie sam chętnie zasiadłby na prezydenckim fotelu, ale tego planu nie popierało nawet jego najbliższe otoczenie wiedzące, że ich szef ma zbyt wielu przeciwników w naszym społeczeństwie, by mógł liczyć na taki sukces. Trzaskowski był pod ręką, sondaże wskazywały na jego przewagę nad innymi kandydatami, Tusk objął patronat nad tą kandydaturą i gdyby plan się powiódł, część splendoru z pokonania kandydata wspieranego przez PiS spadłaby na D.Tuska. Niestety, nic z tego planu nie wyszło, a Tusk dalej brnie w teorię, że sfałszowano wybory. Jego głównym narzędziem w nakręcaniu takiej teorii jest niejaki Roman G., który zwietrzył szansę na lansowanie własnej kandydatury na ministra sprawiedliwości, a to najprawdopodobniej nie jest końcem jego ambicji, niektórzy twierdzą, że G. marzy się fotel premiera.
Do G., głoszącego karkołomne tezy w sprawie wyborczych fałszerstw, dołączają „tuzy” polskich prawników, którzy wymyślają, jak obejść obowiązujące prawo i choć na chwilę usadowić w fotelu prezydenta marszałka sejmu. Teoria G., od której odcinają się już koalicjanci PO, a też i wielu rozsądnych polityków tej partii, nagle zaczyna być głoszona przez profesorstwo zaprzyjaźnione z liberałami, jak chociażby przez byłą I prezes SN, albo przez byłego prezesa TK. Wywiady z tymi „tuzami” prowadziła, a jakże, dziennikarka TVP, która aż kipi z nienawiści do PiS, bo jej mąż nie dostał oczekiwanej nominacji ambasadorskiej. Ci państwo głoszą teorię, że nie należy uznać decyzji SN o ważności wyborów, oddać na chwilę prezydencki fotel marszałkowi sejmu, prezydent uzurpator miałby podpisać szereg ustaw naprawy polskiej „praworządności”, i zorganizuje nowe wybory, które będą tak długo powtarzane, aż wygra je ten, który miał je wygrać. Problem w tym, że obecny marszałek zapowiedział, że nie podejmie się takiej roli, bo też wie, co ma zrobić, jeżeli SN uzna wybory za ważne. To wyznanie marszałka może podpowiadać zatwardziałym liberałom takie rozwiązanie, że i marszałka się wymieni, kandydat na to stanowisko jest oczywisty i PO wreszcie miałaby to, o co zabiega premier, własnego prezydenta. Ciekaw, czy cała Platforma zdzierży na fotelu marszałka człowieka, którego nikt, poza premierem, nie chciał widzieć w tej partii i jak takie siłowe rozwiązania zniesie polskie społeczeństwo, w którym poparcie dla obecnego rządu spada z dnia na dzień. Mam nadzieję, że ten platformerski szturm na prezydencki pałac odbije się czkawką tym, którzy rozwalają nasze państwo kawałek po kawałku: sądy, media, służby mundurowe, szkolnictwo, gospodarka, itd., a teraz próbują obrzydzić obywatelom proces wyborczy, najważniejszy atrybut państwa demokratycznego. Sprowokowane powyborcze działania pokazują nam wszystkim, na czym polega „demokracja walcząca” będąca natchnieniem dla naszego premiera. Obecny rząd nie zajmuje się Polską, jakiej chcą Polacy (poparcie dla PO ok. 28%), a rządzi tak, jak życzy sobie tego UE (czyli Niemcy), długo jeszcze taki rząd się utrzyma?
to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka