Czytam sporo starych pamiętników, co jakiś czas trafiam na urocze perełki. Jeszcze zanim
Teletubisie zmobilizowały mnie do założenia bloga myślałam o tym, żeby wykorzystać Salon do dzielenia się z nimi - może kogoś jeszcze ucieszą. Tak więc, żeby mi nie zarzucano, że tylko krytykuję, a sama nic nie piszę, taki przyczynek do późnodziewiętnastowiecznego wychowania dziewcząt:
"Ślub ich [Julii z Komorowskich i Alberta Starzeńskich] odbył się bardzo uroczyście w ciągu karnawału [1889 r.]. Zaproszone było prawie całe towarzystwo lwowskie. Państwo młodzi wyjechali w podróż poślubną, której pierwszym etapem był Kraków.
Nazajutrz pani Teosia przyjmowała wizyty tych wszystkich, którzy byli zaproszeni na wesele, siedząc na kanapie i paląc swoim zwyczajem niezliczone papierosy. Przed nią na stole leżał telegram, który pokazywała swym gościom dodając tubalnym głosem: - Voyez comment j'élève mes fillesI [Oto jak wychowuję moje córki!] Telegram od pani Julii z Krakowa brzmiał: Mon mari prétend des choses que je ne puis permettre. Que faire? [Mój mąż żąda rzeczy, na które nie mogę pozwolić. Co robić?]
- Co pani hrabina odpowiedziała?
- Cóż mogłam odpowiedzieć: Permettez, permettez... [Pozwól, pozwól...]"
Marian Rosco Bogdanowicz, Wspomnienia, t. I, s. 299-300.
Inne tematy w dziale Kultura