"Ksiądz Jełowicki szczególnie miał namiętność powoływania dusz do Zakonów. Gdy widział zarodki dobra, tak się zaczynał obawiać, że duch światowy na polu pięknie obsianem dobremi zamysłami, zasieje ziarna kąkolu, lenistwa, zepsucia, iż chciał zaraz tę rolę odosobnić, żeby ze światem styczności nie miała.
Logika, jak to często bywa, gdy się staje doktryną i nie rachuje się z życiem wprowadza na fałszywe tory, co też po części z nim uczyniła [...] I w tem mocno się ksiądz mylił, bo zamiast przyciągać - oddalał... [...]
Pewna anegdotka dobrze charakteryzuje jego działalność. Nasza bliska krewna miała służącego, włościanina z Podola, który za jej namową oświadczywszy, iż chce zostać katolikiem, bywał przez nią posyłany do Ojca Aleksandra na naukę religji. Pani ta skwapliwie oczekiwała dnia, w którym młody katechumen będzie zaliczony do kościoła katolickiego aby módz z nim powrócić do kraju. Otóż nie przewidywano końca nauki, ponieważ ten dzień bywał wciąż odkładany. Gdy się pani XX. dowiedziała od Bazylego czemu przyjęcie jego na łono kościoła katolickiego ulega wciąż zwłoce, - odpowiedział on, iż zapytywany przez O. Aleksandra czy mając teraz wpojone zasady wiary, zgodziłby się raczej na męczeństwo, niż dla ocalenia życia zostać odszczepieńcem - on wytrwale odpowiadał, iż na męczeństwo nie ma żadnej ochoty i dla tego zwłoka nie miała przewidywanego końca. Ksiądz czekał na to ciągle, aby uczeń jego w zasadzie przystał na męczeństwo. - "Ależ Bazyli, trzeba raz księdza zadowolnić, powiedz, że skoro zajdzie potrzeba z radością pozwolisz się umęczyć. Raz przecie powiedz jak się należy - bo wiesz, że na tę ceremonję przyjęcia cię do kościoła katolickiego ciągle czekam, a wyjazdu dłużej odłożyć już nie będę mogła!" - tak doradziła Bazylemu pani jego. Wiem, że niebawem kościół katolicki przyjął za członka tego, który miał taką idjosynkrazję męczeństwa."
Marja z Przeździeckich Walewska, Polacy w Paryże, Florencji i Dreźnie. Sylwetki i wspomnienia, Warszawa 1930, s. 20-21.
Inne tematy w dziale Kultura