Od dłuższego czasu, poruszona
mądrym tekstem prof. Sadurskiego, nosiłam się z zamiarem odpowiedzi zwolennikom niemieckobrzmiącego sznycla nad delikatnym, francuskim kotletem (côtelette). Oto i odpowiedź, ustami Ksawerego Branickiego, pochodzącego z zaboru rosyjskiego, który po wielu latach życia na emigracji we Francji, w latach siedemdziesiątych XIX wieku kilkukrotnie odwiedzał Galicję, głównie Zator i Krzeszowice: "W Krzeszowicach, strzelec, który mi na polowaniu towarzyszył przepiórki - wachtelami, kuropatwy - rebhunami, cietrzewie - berghahnami nazywał. W źwierzyńcu zaś, gdy dawał strawę jeleniom, wołał na nie nader tkliwym tonem:
"Komm Hirsche, komm Hirsche, komm, komm, komm!" Lecz co mię więcej zdziwiło, iż w domu mego siostrzeńca, Artura hr. Potockiego, na deszczkach podtrzymujących rogi zabitych jeleni lub kozłów (po lodomersku: rogacze) znalazłem wyraz
rewir, zapewne z Sanskrytu wzięty, zamiast ostęp, lub knieja. Miasto wyrazu naganka mówiono powszechnie:
"trejbka" i t. d. W domu, którego właściciel słusznie za patryotę uchodzi, gdym się żalił na brak świeżego powietrza, spytał mię służący: "Czy pan
Graf każe
wasysdas otworzyć, aby
luftu wpuścić?" Pokazało się, że pytający był rodem z Tarnowa."
K. Branicki, wstęp do G. Herschel Schossburg, Brama Pokuty. Elegia historyczna, Paryż 1879, s. XII-XIII.