jurekw jurekw
402
BLOG

Komputery i magia

jurekw jurekw Gospodarka Obserwuj notkę 4

W Polsce komputery od zawsze były traktowane w Polsce jako przedmioty magiczne. W III RP kult, w którym są wykorzystywane rozwija się szczególnie dynamicznie.

Dawno temu, gdy zastanawiałem się nad wyborem kierunku studiów, przeczytałem książkę W.M. Turskiego "Nie samą informatyką". Ten pionier polskiej informatyki zasłynął kiedyś stwierdzeniem, że jesteśmy 50 lat opóźnieni w stosunku do zachodu. Ktoś przytomny zauważył, że historia informatyki nie jest tak długa (było to około roku 1970). A na to Profesor: tak ale myśmy od początku poszli w odwrotnym kierunku. We wspomnianej książce pokazuje on jaki to był kierunek. Przedstawia mianowicie metaforę budowania piramidy od czubka. W pełni ją zrozumiałem dopiero kilka lat później, gdy rozpoczęła się w Polsce masowa komputeryzacja. Cały ten rynek był napędzany w początkowym okresie 'dziwnymi' przepisami i korupcją. Nawiasem mówiąc gdy usłyszałem w tv, jak któryś z nowo zawróconych z komunizmu na liberalizm wychwalał wolny rynek, dając za przykład informatykę - to myślałem że z krzesła spadnę. Idiota - pomyślałem - nie wie o czym mówi. Teraz myślę, że on wiedział, a ja wyszedłem na idiotę. W każdym razie - wracając do tematu - nikt się wówczas za bardzo nie przejmował zastosowaniem tych komputerów. Trzeba było kupić, żeby być nowoczesnym (a przy okazji coś 'dorobić' do pensji). Komputer traktowano jak przedmiot magiczny. Amulet na szyi czynił człowieka odpornym na choroby, a komputer na biurku czynił go nowoczesnym. Później świadomość tego, że komputer jest jedynie jednym z elementów systemu informatycznego wzrastała. Nie oznacza to jednak, że zniknął skansen w którym komputery nadal są postrzegane przez pryzmat magii. Takim skansenem jest niewątpliwie rząd premiera Tuska.

 

Notebooki dla maluchów

 

Oto wymyślono, żeby uszczęśliwić dzieci rozdając im laptopy. Minister Hal jest szczęśliwa, że znalazły się na to pieniądze. Ja podaje PAP: "Pytana do jakiej grupy uczniów powinny trafić laptopy z programu powiedziała, że najlepiej do wszystkich: od przedszkolaków do maturzystów".

Szczęśliwy jest minister Boni: "program ma szansę rozpocząć prawdziwą zmianę cywilizacyjną, prawdziwą cyfryzację społeczeństwa". Szczęśliwe jest "Gówno Wyborcze", które zawsze wie gdzie wieje wiatr historii. Zorganizowana na Czerskiej debata "Laptop dla pierwszaka?" to jeden wielki sukces. Szczęśliwym powinienem być też ja. Przecież to rozwiązanie największego problemu jaki widzę w rozwoju edukacji otwartej. Ale nie! Ja muszę - jak typowy Polak - szukać dziury w całym (ech - i jak tu rządzić takim niewdzięcznym narodem).

Problem w tym, że ja - z uwagi na zaangażowanie w program rozwoju nowoczesnej edukacji - wiem doskonale jak wiele jest do zrobienia. Wiem, że nawet jeśli rząd wyasygnuje jakieś pieniądze na dostosowanie programów, to zrobi to źle, za drogo i za późno. No bo notebooki trzeba kupić już. Będzie tak, jak z komputerami które firma Bul poskładała w Urzędach Skarbowych :-(.

Ale jeśli myśli się magicznymi kategoriami, to rzeczywiście rozdawanie laptopów można uznać za "zmianę cywilizacyjną".

 

Dlaczego teraz?

 

Kiedy Indianom rozdawano kolorowe paciorki, nie wróżyło to nic dobrego. Sądzę że tak jest i tym razem. Fakt, że zrobiło się o tym głośno kilka miesięcy przed wyborami jest dość łatwy do wyjaśnienia. Przed wyborami w roku 1997 pan Krauze (ten od Prokomu) był bliski zakupu PZU. Gdyby się udało, teraz byłby równie szanowanym biznesmenem co Kulczyk (doktor zresztą) i Gudzowaty. I z całą pewnością byłby numerem 1 na liście najbogatszych Polaków. Ale zbliżały się wybory, a jakiś nieodpowiedzialny dziennikarz obsmarował Prokom w gazecie (swoją drogą ciekawe, co ten dziennikarz dzisiaj robi). Nikt się zresztą nie spodziewał, że SLD przegra wybory. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Teraz wiadomo, że jeśli w grę wchodzą miliardy, to nie ma co obstawiać wyborczego sukcesu (nawet pewniaków). Dlatego przed każdymi wyborami będziemy obserwować tego typu transakcje. Kiedy odchodziło AWS, rzutem na taśmę załatwiono nam wymianę dowodów osobistych (zob.

http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/sprawa-za-miliard,23764,1). A teraz załatwią dzieciom notebooki.

 

Co z tym jest nie tak?

 

Notebooki mają dostarczyć telkomy w zamian za zwolnienie z opłatkonceysjnych na UMTS. Czemu nie wziąć od nich pieniędzy i za to nie sfinansować jakiegoś rozsądnego programu komputeryzacji szkół? Nie mają gotówki? Niech płacą w ratach (taki program potrwa wiele lat).

Ale w tym projekcie wcale nie chodzi o dzieci, tylko o biznes. Wielki biznes. Początkowo mówiono, że komputer ma kosztować 100 euro. Teraz doszło do 240 euro. Zanim komputery pojawią się w szkołach - pewnie dobije do 300. Zapewne będą to małe notebooki (tylko je można dostać w takiej cenie). Przy okazji napędzi się klientelę okulistom. Zarobi też pewnie Microsoft (nie wierzę w to, by w Polsce wzorem mądrzej rządzonych krajów zastosowano rozwiązania otwarte). A co najważniejsze - najprawdopodobniej telkomy zdobędą przy okazji klientów. Wymiana bezgotówkowa - zwana barterem odbywa się towar za towar. Telkomy dadzą komputery, a co uzyskają w zamian? Koncesje? Wolne żarty - cóż to byłby dla nich za biznes? Dostaną cale stada nowych klientów. Nie wiem jak to zrobią, by te maluchy przekształcić w wiernych niewolników (miałem napisać: klientów). Ale chyba nikt, kto miał z nimi do czynienia nie wątpi że znajdą na to sposób.

jurekw
O mnie jurekw

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Gospodarka