Józef  Wieczorek Józef Wieczorek
1394
BLOG

Profesor uniwersytetu coraz mniej poważany

Józef  Wieczorek Józef Wieczorek Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Z przeglądu rankingów poważania zawodów z ostatnich lat wynika, że profesor uniwersytetu jest coraz mniej poważany. Przez długie lata, zarówno w PRL, jak i III RP, profesor uniwersytecki miał najwyższy prestiż społeczny, ale od roku 2013 ustąpił pierwszeństwa strażakowi. Dwa lata temu profesor spadł na piąte miejsce.

Poważani profesorowie z II RP, ocaleni mimo strat wojennych, stopniowo byli eliminowani w wyniku czystek politycznych i czynników biologicznych. Roztopili się wśród profesorów postępowych, często „pełniących obowiązki profesora”, ale dzięki propagandzie prestiż profesora był nadal wielki.

Po latach ludzie w końcu się zorientowali, że tytuły u nas nadawane nie mają wielkiej wartości, a pożytek społeczny z nich jest niewielki, tym bardziej że w rankingach innowacyjności jesteśmy w samym ogonie Europy.

Pozycja profesora w rankingach i tak wydaje się zbyt wysoka, a to m.in. ze względu na pomijanie w nich zawodu taksówkarza.

Kilka lat temu w telewizji jeden z profesorów przekonywał, że procent idiotów wśród profesorów i taksówkarzy jest podobny. Może to bulwersujące stwierdzenie, bo gdzie tam taksówkarzowi do profesora?

Jednak rzeczywisty stan rzeczy jest chyba jeszcze bardziej negatywny dla profesora. Wynika to ze sposobu selekcji zawodowej.

Gdy taksówkarz będzie zachowywał się idiotycznie, nie będzie przestrzegał znaków drogowych, będzie jeździł po pijaku, to albo się zabije, albo straci licencję zawodową. A profesor choćby mówił/pisał brednie, choćby zrobił karierę nieuczciwie, pozostaje profesorem dożywotnio.

Niedawno spotkałem byłego taksówkarza, który założył prywatne muzeum geologiczne, a w nim umieścił wiele okazów skamieniałości, podobnych do tych, które i mnie udało się zebrać. Ale moje okazy nigdy nie trafiły do uniwersyteckiego muzeum, tylko były niszczone przez profesorów w ramach realizowania przez nich subkultury kasowania jednostek dla nich niewygodnych. Trudno żebym nie poważał bardziej taksówkarzy niż profesorów!

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 21 lipca 2021 r.

Appendix:

Tekst jest bardzo krótki a problem ogromny, do pełnego opisania w kontekście czasowym i przestrzennym. Nieco te sprawy przewijają się w setkach moich tekstów, także tych składających się na ostatnią książkę Plagi akademickie. https://blogjw.wordpress.com/plagi-akademickie/

Chciałbym jednak zaznaczyć, że w tekście publikowanym znalazła się jedna informacja przekształcona przez redakcję w formę nieco odbiegającą od mojej:

W moim tekście było: „Ale moje okazy, zamiast umieszczenia w uniwersyteckim muzeum, były niszczone przez profesorów ….”

W tekście opublikowanym jest: „moje okazy nigdy nie trafiły do uniwersyteckiego muzeum, tylko były niszczone przez profesorów w ramach realizowania przez nich subkultury kasowania jednostek dla nich niewygodnych.”

Przed wypędzeniem mnie z UJ, w wyniku realizowania dyrektyw zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym, kilka może kilkanaście okazów z mojej ogromnego zbioru geologicznego/paleontologicznego znalazło się w muzeum Instytutu Nauk Geologicznych UJ na Oleandrach.

Czy nadal się znajdują – nie wiem, bo ING zmienił swoją siedzibę a moja noga tam nie postępuje. Faktem jest, że po moim wypędzeniu moje zbiory naukowe, których nie byłem w stanie zabrać ze sobą (bo dokąd?) były wyrzucane z piwnicy, niszczone, a kilka lat później w piwnicy [S 19] widziałem ‘zasieki” z napisami grożącymi każdemu kto będzie moje zbiory niszczył [ktoś je bronił!]. Niestety wtedy nie byłem dokumentalistą i zdjęć tego stanu rzeczy nie mam.

Faktem jest, że po wypędzeniu, 2 plecaki z okazami zabrałem do mojej dziupli/ małego mieszkanka, gdzie się zmieściły w łazience pod wanną i posłużyły mi do krótkiej pracy przygotowanej na międzynarodowy kongres. To były okruchy tego co mógłbym zrobić w normalnych warunkach, ale jednak bez finansowania, coś zrobiłem. 2 skrzynki okazów wywiozłem poza Kraków, aby choć nieco zbiorów uchronić przed całkowitym zniszczeniem.

Nie było to podczas okupacji niemieckiej, czy sowieckej a jeno profesorskiej! – dla zbiorów naukowych nawet bardziej dotkliwej. [nieco o tym pisałem kilka lat temu w tekście: Czy tylko Hans Frank ? https://blogjw.wordpress.com/2014/03/19/czy-tylko-hans-frank/

 Faktem jest, że z całego mojego zbioru można by zrobić niejedną gablotę muzealną, w większym wymiarze niż to zrobił taksówkarz – o którym wzmiankuję w tekście – mający zupełnie inne podejście do spraw naukowych od etatowych profesorów, finansowanych z budżetu podatników.

A profesorowie na to nie zważając, domagają się zwiększenia swoich uposażeń, argumentując, że innym obywatelom by się poprawiło, jak oni będą więcej zarabiać, byle tylko nikt ich nie kontrolował, nie pytał o to, jak te pieniądze budżetowe wykorzystali, bo to by naruszało ich autonomię!

Mimo, że na ten temat mógłbym mówić godzinami, pisać kolejne tysiące stron, nie ma w tej materii zainteresowania świata akademickiego, ani świata solidarnościowego/kombatanckiego walczącego [słusznie !] o reperacje niemieckie za straty w II wojnie światowej, ale nawet nie prowadzącego inwentaryzacii strat akademickich wojny jaruzelsko-polskiej, nie mówiąc o konieczności reparacji akademickich, mimo że skutki degradacji domeny akademickiej odbijają się na wszystkich obywatelach.

Temat ogromny – zainteresowania brak. Nikt [niemal] nie chce znać prawdy, nie podejmuje nawet sprawdzenia tego co ja mówię/piszę, dotarcia do tajnych przez dziesiątki już lat archiwów akademickich.

Jest przemilczenie/kasowanie/wymazywanie/ewaporacja, albo bicie poniżej pasa, co inaczej niż w brutalnym przecież boksie, nie dyskwalifikuje.

Brutalizacja świata akademickiego nie ma żadnych granic 

Kojarzony w przestrzeni publicznej z walką o naprawę domeny akademickiej, ujawnianiem plag akademickich i dokumentowania trądu panującego w pałacu nauki 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo