Ernest Skalski Ernest Skalski
3614
BLOG

My gratulations Mr. Yanke

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 60

 
 
Gratuluję ponieważ rozmowa z prezydentem USA podnosi rangę medium, w którym się ukazuje. Gratulacje zatem dla kreatora i szefa Salonu, dla Salonu jako bytu, którego mam możność być niewielką cząsteczką i dla Igora Janke, dziennikarza, który przy tej okazji wykazał się dobrym profesjonalnym kunsztem.
 
Dla mnie, znającego realia fachu, opis tego jak dochodziło do rozmowy mojego młodszego kolegi z Obamą był równie ciekawy jak sama rozmowa. Sprawność, upór, inteligentna ocena sytuacji, elastyczność i wreszcie dobre pytania. Łatwo mi to ocenić, bo w swoim czasie też rozmawiałem z prezydentem USA, którym był wówczas George Bush, senior. Nie miałem jednak do pokonania ułamka tych trudności, jakie musiał pokonać p. Igor.
 
Byłem wtedy zastępcą naczelnego ”Gazety Wyborczej” i z jej ramienia jeździłem po Kanadzie i USA z Wałęsą w jego historycznej podróży. Kiedy się wizyta skończyła, zostałem w grupie dziennikarzy dziewięciu ważnych światowych gazet po prostu zaproszony do Białego Domu na rozmowę. Może ją  kiedyś jeszcze opiszę, bo może to być pożyteczne dla dziennikarzy i służb prasowych VIP – ów.
 
Nie musieliśmy się męczyć z organizowaniem rozmowy, ale każdy miał możność zadania tylko jednego pytania. Ja pytałem o ocenę polityki sowieckiej w świecie, a w szczególności w odniesieniu do naszej części Europy. W Polsce już był rząd Mazowieckiego, w Berlinie mur był padł dopiero kilka dni wcześniej, nie wiedzieliśmy, że tylko dni dzielą nas od Aksamitnej Rewolucji w Czechosłowacji, a dalszy przebieg Jesieni Ludów nie był nam znany. W ZSRR już rządził Gorbaczow, ale on zapowiadał naprawę socjalizmu, a nie jego obalenie i reakcja Moskwy nie była do przewidzenia.
 
W odpowiedzi G. Bush, mimo wyraźnego odprężenia w polityce międzynarodowej, ostro ocenił sowieckie zbrojenia i dążenie Moskwy do dominacji nad kim tylko się da. Były to bowiem ostatnie chwile, ale ciągle  jeszcze, imperium. Znając postawę Busha i politykę Stanów trudno było być zaskoczonym jego słowami.
 
Podobnie jest teraz z Obamą. Opinie, wypowiadane i tu, na Salonie, że prezydent USA mówi rzeczy banalne, są prawdziwe. Wszakże związane z tymi opiniami zdziwienie czy nawet rozczarowanie jest nie na miejscu. Pozycja poważnego polityka – a jest to wciąż jeszcze number one w świecie – zakłada konsekwencję i przewidywalność. Tego oczekują wszyscy, a w tym wyborcy. Prezydent Jelcyn, w stanie wskazującym, mógł był nagle w Warszawie wyrazić zgodę na wejście Polski do NATO, co Moskwa potem przez lata odkręcała. W systemie politycznym, w którym funkcjonuje Ameryka oraz Polska, decyzje wypracowuje się przed taka wizytą, realizuje zaś potem. Tego rodzaju wizyta, albo jej brak, demonstruje stopień zainteresowania danym krajem, regionem, problemem.
 
Przywódca demokratycznego państwa nie musi być dokumentalistą w swych wypowiedziach, ale nie może zasadniczo mijać się z prawdą. Może tak czy inaczej rozkładać akcenty i pomijać niektóre sprawy, wiedząc, że jest to zauważalne i komentowane, ale musi pamiętać o stałej i bezlitosnej krytyce mediów, a pośrednio wyborców. Musi też być oceniany jako realista przez swoich międzynarodowych partnerów.
 
Nawet jeśli Polska nie jest najważniejszym krajem w zasięgu zainteresowania Stanów, to taka wizyta jest starannie przygotowana nie tylko pod kątem bezpieczeństwa. Sztab prezydenta dysponował zatem pakietem informacji o naszym kraju i naszym regionie. Musiała w tym być w tym również wiedza o tym jakie problemy i trudności ma Polska i wniosek, że mieści się to w europejskich standardach.
 
Warto o tym pamiętać, oceniając jego dobrą opinię o Polsce. Szablonowe to, ale prawdziwe. Gdyby Polska, w aktualnym wcieleniu – III RP, była chorym człowiekiem Europy, znajdowała się  w stanie upadku, w jakim ją opisuje opozycja wraz z licznymi blogerami, również Salonu 24, Obama nie mógłby tego nie zauważyć. Po prostu by nie przyjechał.
 
Rozmówcą Igora Janke był również senator McCain i ta rozmowa może być dla nas bardzo pouczająca.  McCain jest w Partii Republikańskiej i krytycznie ocenia politykę prezydenta Obamy. Może mieć również osobiste powody. Był kontrkandydatem Obamy z dużymi szansami na zostanie prezydentem USA. I ze świadomością, że to już była dlań ostatnia taka szansa.
 
Jeśli nie pamiętacie, przeczytajcie raz jeszcze co i jakimi słowami krytykuje McCain. Ocenia posunięcia Obamy, a nie jego i jego kwalifikacje.
 
To nie znaczy, że w USA nie ma również totalnej i agresywnej opozycji i że nie bywa ona znacząca i silna. Taką jest obecnie Tea Party, taką bywają różne struktury polityczne i paramilitarne. Lecz w głównym, dominującym nurcie polityki amerykańskiej Hilary Clinton wpierw walczy zawzięcie z Barackiem Obamą o bycie kandydatem Partii Demokratycznej na prezydenta, posuwając się nawet do aluzji o kolorze jego skóry, aby później wspierać go w walce o prezydenturę i jeszcze później objąć kluczową pozycję w jego Administracji. I nie w nagrodę, lecz dlatego, że Obama ocenił jej przydatność.
 
W tym nurcie McCain pieczętuje swój zawód życiowy obowiązkowymi gratulacjami dla zwycięskiego rywala, które nie mogły być zdawkowe, lecz musiały zawierać deklarację współpracy. Gdyby senator tego nie zrobił, gdyby potem – nawet krytykując - demonstracyjnie bojkotował wybranego prezydenta, przestał by być szanowaną postacią w polityce.
 
Faktem jest, że amerykańska demokracja jest dziesięć razy starsza od naszej, co wiele wyjaśnia, ale niczego nie powinno usprawiedliwiać.
 
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka