Któż by się spodziewał, że niezwykle dokładna, niemal scena po scenie, adaptacja książki może się tak dobrze obronić w kinie. Gary Ross przekładając na język kina znakomitą powieść Suzanne Collins „Igrzyska śmierci” zaryzykował wiele. I wygrał na tym, gdyż jego film jest niemal tak samo dobry jak książkowy pierwowzór.
Powieść Collins wydaje się z jednej strony idealnym materiałem dla filmowca. Mamy w niej bowiem bardzo ciekawą bohaterkę, które wpada w środek niesamowitej przygody opowiedzianej we wręcz zawrotnym tempie. Problemem dla adaptującego powieść może być jednak jej drugie dno, które jak na powieści przeznaczone dla młodzieży pozostaje bardzo nietypowe. „Igrzyska śmierci” nie są bowiem prościutką historią o przyjaźni, heroizmie, w końcu miłości. Collins porusza w nich kwestie tyle społecznie znane, ileż rzadkie w przypadku literatury młodzieżowej. Odnosi się wszak mocno do idei społeczeństwa totalitarnego, sposobów rządzeniami nim.
Idealnie wręcz obnaża rolę mediów w tworzeniu atmosfery strachu. W końcu pokazuje jak mocno pozostają one miejscem toczenia się pewnego rodzaju teatru, którym manipuluje się społeczeństwem. Wszystko to pokazuje Collins na tle historii Katniss Everdeen, która walczy o przetrwanie w Głodowych Igrzyskach. Są one z jednej strony rozrywką, z drugiej zaś ostrzeżeniem dla społeczności państwa Panem przed kolejnym powstaniem. Co zupełnie niesamowite niemal wszystko udało się świetnie pokazać Rossowi w filmie, który w gruncie rzeczy można zakwalifikować do gatunku futurystycznego kina akcji.
Całość znajdziecie tutaj:
http://kalejdoskop.wroclaw.pl/kino/igrzyska-smierci-czyli-powiesc-collins.html
Młodzi dziennikarze. O wszystkim, co nas dotyczy, denerwuje i interesuje!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura