Cwaniactwo jest rodzajem oszustwa, które ma swoiste przyzwolenie społeczne. Na przykład we Włoszech niewielkie oszukiwanie cudzoziemców jest swego rodzaju normą, społecznie akceptowaną. Również w Polsce cwaniactwo, którego konsekwencją nie jest wyraźna krzywda, często jest akceptowane. Na przykład „biedny oszukał bogatego, ale bogatemu krzywda się nie stała, bo bogaty”.
W nauce mamy do czynienia z plagiatami, czyli (1) kradzieżą cudzej własności i (2) przywłaszczaniem sobie nieuprawnionego autorstwa. To już nie jest „łagodne cwaniactwo”, ale nierzadko osoby, które się go dopuszczają, starają się to traktować właśnie tak. W jednej z recenzowanych rozpraw doktorskich znalazłem cały rozdział, bezpośrednio przepisany z polskiej książki (tłumaczonej z angielskiego). Duża liczba trudnych wzorów, pracowicie i długo wpukiwana do dokumentu Worda. Skromny punkt w wykazie literatury. Gdy zapytałem doktoranta, po co to zrobił, ten mi szczerze odpowiedział że „promotor mu kazał” aby rozprawa miała większą objętość… Gdy krytycznie to oceniłem w recenzji, to promotor się obraził…
Beztroskie wklejanie do rozpraw doktorskich i habilitacyjnych obszernych fragmentów zaczerpniętych z cudzych źródeł jest niestety często spotykane. Nieraz autorowi nie chce się przepisywać szczegółów tylko przepisuje niebotyczne, spadające jakby z nieba wzory, które poprzedza dumnym: „można napisać”. Ano można…
W Polsce od lat walczy z plagiatami dr Marek Wroński, który niemal w każdym numerze „Forum Akademickiego” umieszcza obszerne artykuły na ten temat. To już są poważne sprawy. Można przeczytać jego teksty archiwalne w Internecie. I co? Niewiele. Widać, jak generalnym trendem jest „zamiatanie pod dywan”.
Inne tematy w dziale Kultura