Te trzy nazwy nierzadko są traktowane jako synonimy. Wielu ludzi takie tożsamości akceptuje, ale w ogólnym przypadku tak nie musi być. Można być wierzącym (w Boga jako byt transcendentny lub Prawo Życia), a nie religijnym (czyli wyznawać określoną religię), można być religijnym, a nie praktykować w ramach Kościoła. Można wreszcie nie być wierzącym (religijnym, praktykującym), a być porządnym człowiekiem o wysokim morale.
Kto pamięta profesora Klemensa Szaniawskiego? Deklarował że jest niewierzący, ale jako wielki humanista nigdy nie występował przeciwko wierzeniom religijnym. Miał bliskie kontakty z księżmi, m.in. z ks. Popiełuszko. Akceptował moralność chrześcijańską, choć nie teologiczną doktrynę Kościoła.
Jedni ludzie żyją tak, inni inaczej i mają do tego prawo. Katolik nie jest „lepszy” od ateisty i odwrotnie. Potrzebna jest tolerancja i nienarzucanie swych poglądów innym. Dlatego religia powinna być nauczana w kościołach, a nie w szkołach. Obecnie w wielu środowiskach, zwłaszcza wiejskich, stanowi to swego rodzaju terror środowiskowy. Stopień z religii na państwowym świadectwie maturalnym to już wydaje się być naruszeniem konstytucyjnego rozdziału Kościoła i Państwa.
Inne tematy w dziale Polityka