Spędziłem kolejny raz dwa tygodnie w Egle, ok. 3 km na wschód od centrum litewskich
Druskiennik. Jest to sprywatyzowany zespół sanatoriów o ciągle ulepszanej i zwiększanej bazie. W ostatnich latach wprowadzono – za dodatkową opłatą – bufet szwedzki na wszystkie posiłki, co prawda dość przeciętny. Wśród kuracjuszy dominują starsi Rosjanie i Niemcy o rosyjskich korzeniach („nadwołżańscy”). Charakterystyczna duża otyłość i mentalność przypominająca „homo sovieticus”. Granica Polski z Litwą jest otwarta – bez strażników i celników.
W Druskiennikach nad Niemnem, idąc chodnikiem od hotelu Violeta na zachód, czyli w stronę ujścia rzeczki Rotniczanka, mijamy stojący po lewej stronie ogromny, stary dąb. Przy nim na polanie stał przed wojną dom Marszałka Józefa Piłsudskiego. Został zburzony przez Litwinów w 1964 roku. Przy tym dębie zapewne siadywał Marszałek. Dużą część wnętrza pnia ma wypaloną, ale mocarny dąb żyje nadal. Przystoi w tym miejscu z czcią wspomnieć Marszałka.
PLUSY. W Egle jest wspaniały klimat (jak tu się świetnie śpi!), znacznie lepszy niż w centrum Druskiennik. Jest ładnie i czysto. Wewnątrz ośrodka jest dużo przestrzeni, powietrza i nieba. Spokój. Duże trawniki, luźno rosnące drzewa, ładne kwietniki, fontanna, szerokie chodniki, liczne ławki. Obok małe jeziorko. Na wschód od ośrodka rozciąga się wyjątkowej urody, prześwietlony słońcem las sosnowo-jałowcowy z głośnym ptactwem. Piękne sosny. Liczne dróżki spacerowe. Pozytywny kontrast lasu w Egle w porównaniu z lasem w centrum Druskiennik, który jest ciemny, gęsto podszyty nieciekawymi zaroślami i raczej mało sympatyczny. Odległe o 5 km piękne jezioro Grudas o wodzie czystej „aż pachnie” – pływanie jest wielką przyjemnością (najlepiej dojechać wypożyczonym rowerem). Rzeka Niemen, choć zanieczyszczona przez Białoruś okropnie, jest bardzo malownicza (m.in. z tarasu znanej druskiennickiej kawiarni). Pyszny litewski kefir i jogurt. No i dużo innych litewskich wypiteczności. Francuskie wina 'Grand Vin de Bordeaux' po bardzo zachęcających cenach. A także mołdawskie brandy "Ararat" *****, pozytywnie znana w Polsce jeszcze przed 30 laty.
Dużym plusem jest znakomicie relaksująca i regenerująca kąpiel z bąbelkami o nazwie „Mineraline-perline Egles vonie” w znanej druskiennickiej brązowej solance. Kapitalna. Dla niej samej warto pojechać do Egle. Dużą sławą cieszą się również miejscowe borowiny.
MINUSY. Koszty są niemałe. Oprócz języka litewskiego stosuje się tylko język rosyjski. Cenniki są dostępne tylko w tych dwu językach. Po polsku praktycznie nikt z Litwinów nie mówi, nawet jeśli znają ten język. Jest on nadal „politycznie niepoprawny”. Z nikim z personelu nie można się jednak porozumieć po angielsku. Ma się wrażenie, że Litwa jest jeszcze republiką radziecką, a nie częścią UE. Taki „kapitalizm po rosyjsku”. Personel na ogół (z chwalebnymi wyjątkami) jeszcze o postradzieckich nawykach: ponure twarze bez uśmiechu, niechętne oczy, opryskliwy stosunek do klientów. Normalna europejska uprzejmość jest rzadka.
Przepisy o dostępności i liczbie zabiegów są niejasne i korupcjogenne. Bałagan w kosztach i planowaniu zabiegów. Komputery służą jako dodatkowy kłopot przy odręcznym wypełnianiu takich samych papierków co 10 lat temu. Prezenty dla lekarzy i datki dla personelu są na porządku dziennym.
Jeziorko jest zaniedbane, piękne rzeźby w drzewie (z litewskiej legendy o Żilasie) nie są konserwowane, chylą się do upadku i pewnie nikt ich nie podniesie.
WNIOSKI. Mimo tych wad rekomenduję odwiedziny w Egle. Więcej szczegółów jest tutaj i tutaj. Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Kultura