Nie jestem rybakiem ani wędkarzem. Co prawda próbowałem kiedyś wędkować: kupiłem – zgodnie z radami doświadczonych kolegów – dwie wędki (dużą i małą) i podjąłem próby. Wyniki były jednak zniechęcające. Ale doszedłem do pewnych wniosków.
Wyobraźmy sobie stojącego człowieka nad jeziorem lub rzeką BEZ WĘDKI. Ładna pogoda, pięknie. Ale jak długo można tak stać, czy nawet siedzieć? Głupio się robi jakoś, ludzie dziwnie patrzą. Człowiek ma wrażenie, że marnuje drogocenny czas.
A teraz wyobraźmy sobie to samo, tylko człowiek ma wędkę, albo lepiej dwie. Wszelkie wątpliwości znikają. Ludzie szanują, dziewczyny się uśmiechają. Wszak uprawia się SPORT WĘDKARSKI (można sobie porzucać haczykiem…). Piękne męskie hobby. Ma się poczucie dobrze spędzonego czasu, niezależnie od wyników. I to jest zdrowe. Pożyteczne. MOŻNA NIC NIE ROBIĆ, ALE MIEĆ POCZUCIE, ŻE COŚ SIĘ ROBI. Nawet pracuje. Przecież przy tym wymachiwaniu wędziskiem człowiek się musi zdrowo nauwijać.
Istnieje podanie, że Stwórca daje każdemu człowiekowi przy narodzinach pewien limit czasu życia. Z tym wyjątkiem, że czas spędzony przy wędkowaniu nie wlicza się do tego limitu…
W rozdziale 17 uroczej książki J.K. Jerome’a „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)”, opisane są zabawne problemy wędkarzy znad Tamizy w XIX wieku. Jak to pewien rzetelny wędkarz, chcąc się jakoś liczyć w towarzystwie, postanowił mnożyć swój połów przez dwa.
‘Przez parę miesięcy trzymał się tego systemu, ale nikt mu nie wierzył, gdy zapewniał, że tylko podwaja, a sławy i tak nie zdobył, gdyż skromna kalkulacja nie pozwalała mu zmierzyć się z żadnym wędkarzem. (…) W końcu wróg kłamstwa ułożył się z samym sobą, że każdą złowioną rybkę będzie liczył za dziesięć i poniżej dziesiątki nigdy nie zejdzie. Gdy nic nie złapał, mówił, że dziesięć. Jeśli natomiast wynalazca systemu jakimś cudem złowił jedną rybkę, mówił o dwudziestu, dwie liczyło się za trzydzieści, itd.’
Tak więc, ‘pójście na ryby’ kojarzy się na ogół pozytywnie. Tak jak w niezapomnianej piosence Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego:
...
Na ryby!
Nad leniwą rzeczkę w cień.
Zabieramy sprzęt i starkę
A na drzwiach wieszamy kartkę:
„Nie wracamy aż we czwartek,
Zapuszczamy się pod Warkę”
...
Wziąłby człowiek amunicję
Eksportową śliwowicję
…
Na lwy by!
A po angielsku? Znakomity duet Louisa Armstronga i Binga Crosby’ego ‘Gone Fishing’. Radośni panowie:
I'll tell you why I can't find you
Every time I go out to your place...
You gone fishin' (well how you know)
Well there's a sign upon your door (uh-huh)
Gone fishin' (I'm real gone man)
You ain't workin' anymore (could be)
There's your hoe out in the sun
Where you left a row half done
You claim that hoein' ain't no fun (well I can prove it)
You ain't got no ambition
Gone fishin' by a shady wady pool (Shangrila, really la)…
Również Chris Rea śpiewa pod tym samym tytułem pięknie, choć melancholijnie:
You can waste a whole lifetime
Trying to be
What you think is expected of you
But you’ll never be free –
May as well go fishing
Ja bardzo lubię ryby. Z rusztu albo z patelni.
Inne tematy w dziale Kultura