W ramach moich przebieżek po problemach i zagadnieniach muzyki współczesnej - dziś dwa zagadnienia, chyba, istotne. A na pewno ciekawe.
1. Dwie awangardy
Utrwaliło się ortodoksyjne pojęcie "dwóch awangard" w muzyce XX wieku: pierwsza to "drugi Wiedeń" czyli Schoenberg, Berg i nasz ulubiony Anton Webern; druga to Darmstadt, czyli lata 50. Jak łatwo zauważyć, rzekome "dwie awangardy XX wieku" to po prostu jeden z nurtów muzyki zwanej wciąż współczesną, określany przez wyjadaczy jako "materiałówka" (od skupienia na materiale kompozytorskim, na jego systemowej organizacji). Trudno dziś w młodym pokoleniu o przytomnego człowieka, który by nie uważał podziału tego nurtu "materiałowego" na "dwie awangardy" za "totalną ściemę". Przebija się za to coraz bardziej idea, że owszem, były w XX wieku dwie "główne awangardy" - przy czym pierwsza to "materiałówka" europejska w całości, a drugą stanowiła szkoła amerykańska, cage'owsko-youngowska. Warto przy tym chyba wspomnieć, że Cage był uczniem Schoenberga; nic więc dziwnego, że później psuł muzykę, że hej. Tę drugą rewolucję w muzyce XX wieku red. Michał Mendyk jest skłonny określić mianem "psychodelicznej" (wymieniam go tutaj, by się ustrzec cudzomyślenia; to są jego własne pomysły); jej elementem byłyby także takie nurty, jak rock psychodeliczny i free jazz (elementem tej samej rewolucji, która się objawiła w amerykańskiej awangardzie - jak najbardziej być mogą, w sensie ścisłym). Wypływamy tu jak widać z ortodoksyjnego konserwatorium na szerokie, swobodne wody - i ja to lubię.
2. Post, czy modern?
Pytanie takie może nas trapić podczas słuchania utworów takich kompozytorów, jak Paweł Szymański, Helmut Lachenmann, Paweł Mykietyn, Alfred Schnittke, Bernhardt Lang...
Z jednej strony, Schnittke to ewidentna, modelowa "postmoderna", niemal jak Zappa; jednak z drugiej strony muzyka takiego Bernharda Langa (poddającego swoje utwory orkiestrowe zabiegom "diżejskim" - i w partyturze, i w trakcie wykonania z udziałem DJ-ów) rzuca na nią jakby inne światło; Langa za postmodernistę uznać mi ciężko, zgodzę się ze swoim kolegą, że i tutaj mamy do czynienia z kontynuowanym projektem modernizmu.
Twórczość Pawła Szymańskiego, z jej barokową czy quasibarokową powierzchownością, łatwo uznać za szlachetny przejaw postmodernizmu (włącznie z utworem ściśle, literalnie bachowskim). Swoje dzieła buduje kompozytor w oparciu o ukrytą strukturę głęboką, np. fugę - z której słyszymy jedynie wybrane dźwięki, tak że z "fugi" nie zostaje śladu. Czy właśnie: zostaje ślad struktury ukrytej (wczoraj pisałem coś podobnego o... słomkach wystających spod śniegu). W przypadku np. Koncertu fortepianowego - efekt wspaniały. Andrzej Chłopecki ukuł na to termin ściśle adekwatny: surkonwencjonalizm.
Ciekawie się robi na myśl, że termin ten można odnieść także do ultra-współcześniackiej muzyki Helmuta Lachenmanna, którego "słuchowo" łatwo sklasyfikować jako najradykalniejszego kontynuatora hardkorowej moderny. Otóż i u niego mamy "strukturę głęboką" (np. utwór Mozarta); tak głęboko zresztą ukrytą, że z Mozarta nie wysłyszymy dokładnie nic.
W jakimś sensie Lachenmanna można byłoby więc określić jako "postmodernistę" - gdyby nie było to określenie degradujące. "Postmodernistą" może zostać dowolny bęcwał potrafiący zestawiać cytaty i konwencje, dodatkowo zadowolony ze swej "kondycji ponowoczesnej". Otóż jakość twórczości takich ludzi, jak Szymański i Lachenmann, bierze się raczej właśnie z niezadowolenia. Być może jest to po prostu różnica pomiędzy twórcami nurtu, i jego epigonami; epigon "ponowoczesności", pragnący "ponowoczesność" kultywować, może być wyłącznie załosny.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura