kaminskainen kaminskainen
1322
BLOG

Cząber, moja miłość

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Czytam ostatnio sporo o zdrowym żywieniu, czy po prostu o żywieniu - w tym i o ziołach i ich dobroczynnym działaniu (najprostszy przykład: zjedz fasolkę po bretońsku z kminkiem, a za dwa dni bez kminku: różnica ogromna!). Wspominałem o tym, i jeszcze nieraz wspomnę. Wrocławski bonifrater o. Grande mówi, że zamiast rozwiązywać krzyżówki (dla rozruszania umysłu), lepiej uczyć się rozpoznawania ziół i ich działania/stosowania. Uważam, że to świetny pomysł.

Cząber szczególnie przypadł mi do gustu. Jest ziołem z serii "śródziemnomorskiej" (podobnie jak poczciwy, i również wspaniały, majeranek); aromat ma specyficzny i intensywny, w smaku jest piekący i oczywiście ziołowy. Dlaczego tak go polubiłem, czy nawet pokochałem? Sam nie wiem - po prostu bardzo mi pasuje. Daję go obficie nawet na wszelkie grzanki czy podgrzewane kanapki "zdorwotne" z czosnekiem i/lub cebulą (nie, nie "torturuję" się jedzeniem: kanapki z cebulą i czosnkiem to podstawa, od małego je uwielbiałem; ich działanie zdrowotne, szczególnie przy różnych zimowych niedomaganiach, czuć bardzo wyraźnie). Szczególnie nadaje się do pieczonych ziemniaków (na złoto w piekarniku z termoobiegiem: to już klasyka), zapiekanej/smażonej cukinii, dalej oczywiście idą ryby i mięsa...

Działania typowo ziołowe: ułatwia przemianę materii, działa też lekko antyrobaczo (ot, pogoni jakieś owsiki, o które bardzo łatwo dziecku przedszkolnemu, a dość łatwo jego rodzicom - zanim jeszcze się rozmnożą i się o ich istnieniu dowiemy z objawów); coś tam jeszcze było. Co do tego, że zioła powinny być nieodzownym składnikiem naszych potraw, nikt raczej nie ma wątpliwości: podkreślają to nawet "oficjalni" dietetycy recenzujący (oczywiście negatywnie) programy typu "gotowanie na ekranie", usiłujący nam przy okazji wmówić wyższość "śmietany roślinnej" nad starą, poczciwą śmietaną wyrabioną z mleka (ten straszny tłuszcz, ten złowieszczy cholesterol - sami wiecie; no i w ogóle "anachronizm" i trza "iść z postępem" bo "ludzkość wybrała" itd.). No tak, na "wyższość" mleka w proszku nad pokarmem naturalnym nikt już się nie nabierze... Przeciwnie, straszliwie jakoś się ostatnio lansuje najwyższą konieczność karmienia piersią w pierwszych miesiącach życia; gdybym był "paranoikiem" pomyślałbym, że to w związku z prężnie się rozwijającym biznesem laktatorowym :)

No, ale dygresje na bok. Cząber... Dlaczego nie znałem go w czasach PRL-u? Słyszałem tę nazwę, wiem że ktoś tam go używał (nie wiem, czy nie do kiszenia ogórków, dla piekącego smaku i ziołowego aromatu), ktoś zachwalał, raz nawet widziałem w sklepie. Jednak z powszechnego obiegu był wyparty, jak wiele innych dobroczynnych ziół, nie mówiąc o całym szeregu innych dóbr, bez których dziś nie wyobrażamy sobie życia. Nie jest chyba zbytnią przesadą sądzić, że jest to po prostu (może i drobny) przejaw upadku kultury kulinarnej, który ponoć nastąpił w okresie zaborów, a w PRL-u pogłębił się okrutnie aż do dna zupełnej, musztardowo-octowej nędzy (międzywojnia było trochę za mało). Czy musiało tak być? Dlaczego PRL-owska szarzyzna i degrengolada musiała dojść nawet do tego, że pozbawiała nas wiedzy i dostępu do ziół, tanich, dobroczynnych i uszlachetniających sztukę kulinarną? Żeby być faktycznie totalną i dojmującą? Cóż, była.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości