kaminskainen kaminskainen
83
BLOG

Zobaczył łosia

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 7

Jednym z owoców mojej atawistycznej tęsknoty za praczasami, gdy lasy pełne były dzika, niedźwiedzia, tura i żubra, a w każdą dzisiejszą smródkę, dziką wówczas i czystą, pchały się na tarło nieprzeliczone łososie, pstrągi morskie, jesiotry (wielkie, prymitywne ryby - ale do małej przecież, wrocławskiej Oławy wchodziły) i czort wie, co jeszcze, było przemożne pragnienie ujrzenia łosia w jego naturalnym środowisku. Gdy powiedziałem o tym mojemu wujkowi, temu od węgorzy, przytoczył był taką opowiastkę (ubieram we wasne słowa, anegdota ma swoje prawa):

Razu pewnego był sobie taki gość; miał prawo jazdy, samochód - i jechał sobie szosą z Goleniowa do Świnoujścia. W Babigoszczy, gdzie płynie nasza pstrągowa Gowienica, wylazł mu na drogę łoś i facet go puknął - i zginął na miejscu.

Puenta była godna mistrza słowa (trafiają się tacy mistrzowie słowa mówionego) - wypowiedziana przy tym idealnie, z nienachalnym przekąsem i niewymuszonym naciskiem:

 Zobaczył łosia.

***

Inny przypadek "zobaczenia łosia" miał pewien ksiądz, kuzyn mojej żony. Jechał parafialnym samochodem i... no właśnie, puknął łosia. Przełożeni mu nie uwierzyli, uznali że jaja sobie robi: przyczyną zniszczenia auta miała by być kolizja z łosiem!?
Prawda, brzmi to dziwnie humorystycznie.
Tymczasem kolizja z jeleniem lub łosiem stwarza poważne zagrożenie dla kierowcy; o ile uderzenie w "nisko zawieszonego", dużego dzika można przyrównać do uderzenia w drzewo (też oczywiście bardzo niebezpieczne), o tyle łosia/jelenia samochód osobowy podcina - a ten biedak leci na maskę i szybę, przebijając niekiedy rogami co tam mu podejdzie. Np. kierowcę.

***

W końcu moje życzenie zobaczenia łosia spełniło się przypadkiem. 26 maja 2008 roku połowiłem sobie bardzo udanie pstrągi ma muchę na pewnej podszczecińskiej rzeczce (podczas rójki wielkiej jętki majowej - w zasadzie jedyna okazja do połowienia pstrągów na suchą muchę na Pomorzu). Wracając już do auta, późnym popołudniem, zaszedłem jeszcze w miejsce, gdzie miałem branie ale pstrąga nie wyjęłem. Wtem zamarłem: jakieś 100 metrów ode mnie, po drugiej stronie rzeczki, lazło coś bardzo ciężkiego, łamiąc patyki i szeleszcząc liśćmi. Każdy wie, że łoś czy jeleń nie ściga ludzi i nie robi im krzywdy, ale odruch zamarcia w bezruchu działa niezawodnie i skądś się, prawda, wziął.
Przypatrywałem się gęstwinie i w końcu wyłapałem zarys charakterystycznej, przygarbionej sylwetki: to człapał łoś.
Pstrąg już nie brał, ale się tym nie martwiłem - jak wspomniałem, dzień był bardzo udany. Ledwo mi much starczyło.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości