Jednym z owoców mojej atawistycznej tęsknoty za praczasami, gdy lasy pełne były dzika, niedźwiedzia, tura i żubra, a w każdą dzisiejszą smródkę, dziką wówczas i czystą, pchały się na tarło nieprzeliczone łososie, pstrągi morskie, jesiotry (wielkie, prymitywne ryby - ale do małej przecież, wrocławskiej Oławy wchodziły) i czort wie, co jeszcze, było przemożne pragnienie ujrzenia łosia w jego naturalnym środowisku. Gdy powiedziałem o tym mojemu wujkowi, temu od węgorzy, przytoczył był taką opowiastkę (ubieram we wasne słowa, anegdota ma swoje prawa):
Razu pewnego był sobie taki gość; miał prawo jazdy, samochód - i jechał sobie szosą z Goleniowa do Świnoujścia. W Babigoszczy, gdzie płynie nasza pstrągowa Gowienica, wylazł mu na drogę łoś i facet go puknął - i zginął na miejscu.
Puenta była godna mistrza słowa (trafiają się tacy mistrzowie słowa mówionego) - wypowiedziana przy tym idealnie, z nienachalnym przekąsem i niewymuszonym naciskiem:
Zobaczył łosia.
***
Inny przypadek "zobaczenia łosia" miał pewien ksiądz, kuzyn mojej żony. Jechał parafialnym samochodem i... no właśnie, puknął łosia. Przełożeni mu nie uwierzyli, uznali że jaja sobie robi: przyczyną zniszczenia auta miała by być kolizja z łosiem!?
Prawda, brzmi to dziwnie humorystycznie.
Tymczasem kolizja z jeleniem lub łosiem stwarza poważne zagrożenie dla kierowcy; o ile uderzenie w "nisko zawieszonego", dużego dzika można przyrównać do uderzenia w drzewo (też oczywiście bardzo niebezpieczne), o tyle łosia/jelenia samochód osobowy podcina - a ten biedak leci na maskę i szybę, przebijając niekiedy rogami co tam mu podejdzie. Np. kierowcę.
***
W końcu moje życzenie zobaczenia łosia spełniło się przypadkiem. 26 maja 2008 roku połowiłem sobie bardzo udanie pstrągi ma muchę na pewnej podszczecińskiej rzeczce (podczas rójki wielkiej jętki majowej - w zasadzie jedyna okazja do połowienia pstrągów na suchą muchę na Pomorzu). Wracając już do auta, późnym popołudniem, zaszedłem jeszcze w miejsce, gdzie miałem branie ale pstrąga nie wyjęłem. Wtem zamarłem: jakieś 100 metrów ode mnie, po drugiej stronie rzeczki, lazło coś bardzo ciężkiego, łamiąc patyki i szeleszcząc liśćmi. Każdy wie, że łoś czy jeleń nie ściga ludzi i nie robi im krzywdy, ale odruch zamarcia w bezruchu działa niezawodnie i skądś się, prawda, wziął.
Przypatrywałem się gęstwinie i w końcu wyłapałem zarys charakterystycznej, przygarbionej sylwetki: to człapał łoś.
Pstrąg już nie brał, ale się tym nie martwiłem - jak wspomniałem, dzień był bardzo udany. Ledwo mi much starczyło.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości