kaminskainen kaminskainen
1697
BLOG

Brzana, wąsata piękność

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 17

W powszechnej świadomości ryba taka jak brzana to już egzotyka, ledwie ta nazwa się o uszy obiła (może w Lolicie Nabokova) - tymczasem na szybkiej, płytkiej wodzie za mostami zobaczymy, z ryb dużych, najprędzej właśnie brzany, zaraz po kleniach. Najłatwiej zobaczyć je w górach i na pogórzu: sam je widywałem za spiętrzeniami na małych dopływach Dunajca (w przyujściowych odcinkach), na Nysie Kłodzkiej w Kłodzku lub Bardzie, niewielkie sztuki także w dorzeczu Kaczawy. Na niżu sprawa jest trudniejsza nie tylko ze względu na charakter rzek, ale też z powodu zniknięcia brzany z wielu jej odwiecznych siedlisk, szczególnie z małych rzeczek. Z kolei na takiej Wiśle, Noteci czy nawet dolnej Gwdzie, czyli w dużych rzekach nizinnych, trudno coś wypatrzeć. A wypatrujemy dużych, szarych ryb "przyklejonych" do dna w bystrym nurcie, o bardzo charakterystycznym wyglądzie kiełbia-giganta. Właśnie z góry najlepiej widać jej silne, okazałe płetwy parzyste (piersiowe i brzuszne), nadające brzanie charakterystyczny wygląd (są trochę jak stateczniki torpedy). Kolejne brzanie znaki szczególne, to dolny pysk przesunięty ku tyłowi, w dodatku mięsisty jak usta i okolony czterema krótkimi, ale rzucającymi się w oczy wąsikami. Skoro pysk jest dolny, mięsisty i do tego jeszcze cofnięty, to głowa kończy się mięsistym "nosem", którym brzana ryje w dnie, szczególnie żwirowato-otoczakowym, gdzie bez trudu przewraca kamienie w poszukiwaniu pożywienia - wszelkiego "robactwa", takiego jak larwy chruścików czy pijawki; nie pogardzi też rakiem czy ospałą rybką, a także pokarmem pochodzenia roślinnego, którym nęcą je wędkarze. Znana jest jej słabość do żółtego sera, szczególnie silnie pachnącego - a we Francji łowiono je podobno na ciemne winogrona (klenie łowi się powszechnie na czereśnie, wiśnie i mirabelki, ale podobne upodobania brzany są mniej znane i nie wiem, czy zweryfikowane w naszych warunkach). Łowią też brzanę spinningiści, a nawet muszkarze (na solidnie dociążone ołowiem imitacje robali czy raków - takie trochę spinningo-grunto-muszkarstwo) - w przypadku takiej wody, jak Wisła w Warszawie, wymaga to świetnej znajomości wody i wykonania dużej roboty - na efekty trzeba mocno zapracować. Ale efekty, jeśli przyjdą, zrekompensują wszystkie porażki i okresy wahań i niepowodzeń: brzana na wędce to dynamit, w Polsce prawie nie ma konkurencji, może poza łososiowatymi w dobrej kondycji. Kwadrans lub pół godziny przeciągania żyłki w tę i z powrotem to właściwie standard; pamiętam hole brzan w wykonaniu wujka, który łowił je ze 30 lat temu w pewnym dopływie Drawy - to naprawdę były przeprawy, a brzany, choć były dorodne, sięgały 2 kg, nie były jeszcze przecież  wielkimi okazami. Okazy mają 4-6 kg, a sztuki jeszcze większe to już kolosy. Podobno spinningiści na Wiśle w Warszawie ciągną ryby po 7-8 kg, ale dychy nikt jeszcze nie wyjął, gdyż po prostu jest ona nie do wyjęcia. Te wujkowe brzany strasznieśmy podziwiali - pamiętam, że były takie srebrno-złote, niezbyt intensywnie błyszczące, i że strasznie ciężko je było skrobać. Pod względem kulinarnym wypadały całkiem, całkiem - rodzina nie narzekała.

Trzeba nieco rozwinąć wątek zaniku brzany w wielu wodach (rzekach - to typowo rzeczna ryba). Gatunek w dawnej literaturze opisywany jako pospolity, wszechobecny, gromadzący się np. przy ujściach ścieków z rzeźni, gdzie znajdowały wyżerkę. Nie wydaje się więc brzana wybitnie wrażliwa na warunki - ma jednak spore wymagania tlenowe, żyje w wodach o bystrym nurcie i żwirowym dnie (przynajmniej miejscami), jest gatunkiem charakterystycznym dla pewnego typu wód, zwanego krainą brzany (odpowiada ona środkowemu biegowi rzeki: wyżej są górsko-wyżynne krainy pstrąga i lipienia, niżej już typowo nizinna kraina leszcza, ze spokojną wodą i mulisto-piaszczystym dnem). Podobnie jak inne ryby, przemieszcza się brzana w ciągu roku, zajmując kolejno trzy odmienne rodzaje stanowisk: wiosenne tarliska, letnio-jesienne żerowiska i w końcu - spokojne, głębsze zimowiska. Wydaje się, że zniknięcie brzany z wielu mniejszych rzek polskiego niżu jest efektem degradacji tych wód, na który złożyło się nieszczęśliwie kilka czynników: zanieczyszczenie (szczególnie w niedalekiej przeszłości - w skrajnych przypadkach rzeka była "czyszczona" z wszelkiego życia), katastrofalnie niskie stany wód (w jakiejś części także zawinione przez człowieka) oraz degradacja ekologiczna na skutek regulacji i przegradzania rzek (niszczenie różnorodności siedlisk, zamienianie tak ważnych dla wielu gatunków bystrzy w muliste bajora, wreszcie uniemożliwienie sezonowych wędrówek). W wielkiej wodzie, takiej jak Wisła, jakoś te ryby, jako gatunek, zawsze przetrwają: przed zatruciem schowają się w dopływach, niżówki też mniej tam odczują, a zapora jest tylko jedna - więc hulaj, dusza! Ale w małych rzekach nie ma się gdzie schować; można stosunkowo niewielkim kosztem uwolnić je od wszelkiego życia. Tak właśnie udało się oczyścić z ryb maleńką, wrocławską Ślężę któregoś niedawnego lata: podobno brzuchem do góry płynęły piękne okonie, klenie, szczupaki, a nawet miętusy i brzany. Jest w tym jednak element pocieszający: sam fakt, że w powoli odradzającej się Ślęży (żeby jeszcze melioranci dali jej spokój!) jednak BYŁY BRZANY, i to duże. Pojawiają się odpowiednie warunki - i pojawiają się brzany, które w górnej i środkowej Odrze przetrwały jako gatunek w całkiem dobrej kondycji, podobnie jak w Wiśle. Tam, gdzie nie mogą same zasiedlić odradzających się wód, pomagają im dobrzy ludzie - wspominani już w podobnym kontekśice uczeni i wędkarze (w każdym mieście są jacyś profesorowie od ryb i jakieś prężne koła PZW) - tak jest choćby w przypadku Kaczawy czy wrocławskiej Bystrzycy. Wciąż jednak odkrycie brzan w małej rzeczce jest traktowane w kategoriach sensacji, przyśpieszającej wędkarzom i uczonym oddech i tętno.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Rozmaitości