I oto jedna z najbardziej tajemniczych ryb naszych wód: miętus. Musi być inny od wszystkich pozostałych ryb, skoro jest jedynym słodkowodnym dorszowatym (wątłuszowatym): ciało w pokroju wydłużone, widziane od góry wyraźnie kijankowate tj. głowa i brzuch tworzą pewną obłą kulistość, za którą ciągnie się węższa, bardziej klinowata część ogonowa, w zasadzie na całej swej długości ozdobiona taśmowatymi płetwami (grzbietowa + odbytowa). Nieco żabi, uzębiony pysk z jednym wąsikiem na żuchwie ("bródka" taka jak u dorsza), mętne, złowieszcze oczka, zaokrąglona płetwa ogonowa i marmurkowo-oliwkowy deseń całości ciała uzupełniają obraz tego "zimnego drania" (warto wspomnieć, że obraz ten w znacznej mierze pasuje i do ciepłoplubnego suma): szczyt jego aktywności przypada bowiem na okres, gdy inne nasze ryby raczej zapadają w letarg, a tarło odbywa wręcz w wodzie niemal zamarzającej. Jego bezłuskie ciało jest w dotyku śliskie i niezwykle miękkie.
Bandyta i żarłok pierwszorzędny, przez lata uważany za "szkodnika", co prawda o wyjątkowo smacznym mięsie. Dziś, gdy wszechobecny niegdyś miętus przetrwał tylko w nielicznych, małych rzeczkach, zauważono, że taki np. pstrąg swój sukces ewolucyjny zawdzięcza w dużej mierze właśnie miętusowi, odbywającemu tarło po pstrągu - w związku z czym pierwszą, dużą wyżerką małych pstrążków, nieco już podrośniętych po zresorbowaniu woreczka żółtkowego, jest właśnie świeży wylęg miętusa. Tarło miętusa też jest inne, niż pozostałych naszych ryb; wspomnieliśmy już, że odbywa się w ulubionej tempteraturze miętusa, przy zerze stopni - ale mało tego: miętusy obu płci grupują się w ruchliwe kłębowisko, nabierające jeszcze galaretowatej konsystencji za sprawą wzmożonego wydzielania śluzu, i taką kłębiącą się kulą spływają z prądem rzeki i robią, co do nich należy. Kto by pomyślał, że w lodowatej, ciemnej, martwej rzece grudniowej kłębią się takie namiętności...
W rzekach zajmują stanowiska podobne, jak pstrągi - pod kamieniami i podmytymi korzeniami drzew, pod starymi spiętrzeniami, w pobliżu mostów - zwłaszcza tam, gdzie dno jest twarde i omywa je (dotlenia) nurt wody. Dawniej - powiedzmy 25, 30 lat temu - wystarczyło wejść do wody po kolana w bystrzynce za mostem, na jakiejkolwiek rzeczce parometrowej szerokości, i poprzewracać jakieś kamienie i cegłówki, czy podnieść stary, dziurawy gar albo kawał papy lub blachy: pod spodem były ospałe (bo to lato), czarne ryby, nierzadko nawet duże, sięgające 40 cm długości. W każdej wsi był jakiś miejscowy, który je łapał "na rękę" i żadnej katastrofy z tego nie było - miętusy nie od tego wyginęły z małych rzek. Pamiętam takie "czarne ryby" w kamieniach za mostem w Jezierzycach na Płoni; kolega opowiadał niedawno, że piękne miętusy tropił jako kilkulatek w podobnie niewielkiej rzeczce Łobżonce; a już w takiej kamienosto-przełomowej Krąpieli (dorzecze Iny) były miętusy nie dość, że ogromne, to jeszcze w wielkich ilościach. Jak wspomniałem, to się skończyło i nie wiadomo, czy kiedyś wróci. Przekonaliśmy się, że każdy "niszowy" gatunek, potrzebujący specyficznego siedliska (a więc w jakiś sposób - wymagający), może po prostu zniknąć niemal bez śladu, broniąc się w paru ostojach, w których jeszcze znajduje dla siebie jako-takie warunki. W okolicach Szczecina jest to np. bystra rzeczka Tywa, a w okolicach Wrocławia - Średzka Woda i jakieś odosobnione ciurki w dorzeczu Baryczy. Winnego wskazać tym razem łatwo: niżówki i upały, powtarzające się przez długie lata. Jak niżówka i upał, to woda niska, czasem ledwie ciurkająca - i oczywiście ciepła jak zupa (miętus pada martwy w temperaturze 25 st. C) - i niedotleniona, z podwyższoną zawartością tlenożernych zanieczyszczeń (dawniej one były należycie rozcieńczone!). Starzy wędkarze, odwiedzające nasze rzeki od parudziesięciu lat mówią, że rzeczki, w których dziś latem jest woda do kostek, dawniej miały przez całe lato głębokość do pasa! Zersztą dane dotyczące nękającej Polskę tzw. suszy hydroloigicznej łatwo znaleźć - i się przekonać.
Skoro jednak miętus okazał się gatunkeim nie dość, że wartościowym i ekologicznie ważnym, to jeszcze ginącym (te dwie rzeczy okazały się nam niejako "w pakiecie") - wszczęto jego profesjonalną chodowlę w ośrodkach zarybieniowych. Tarlaki pozyskiwano z ostatnich ostoi, takich jak Średzka Woda na Dolnym Śląsku - a gotowy tzw. "materiał zarybieniowy" trafiał m.in. do Bystrzycy, gdzie podobno dobrze się przyjął (mówimy zatem o "udanej reintrodukcji") - już pływają tam duże sztuki i nawet odbywają tarło. Dodajmy, że w wodach takich jak Odra, Wisła i Warta, albo głębokie jeziora polodowcowe, miętus oczywiście przetrwał - ale małe rzeczki są czulszym barometrem, one wskazały nam niebezpieczny trend, który nie omija i wielkorzecznych czy jeziornych ostoi - tyle, że jest tam mniej widoczny.
Jak łowimy miętusa? Tradycyjnie na grunt, rzadziej na spławik - zawsze na przynętę mięsną, jak żywczyk, martwa rybka lub jej kawałek (tzw. filecik), rosówkę lub od biedy na pęczek zwykłych ziemnych robali. Są także spece, którzy łowili i łowią miętusy na spinning, zwłaszcza na gumy - w listopadzie, nocą, pod mostami na Odrze czy Wiśle. Taki dwuipółkilowy miętus złowiony listopadową nocą wygląda jak marmurkowa anakonda - kapitalny zwierz. I mało, że łowimy go w listopadzie i w nocy - najlepiej, jak jest to noc bezksiężycowa, pochmurna, wietrzna i deszczowa! Jest to ryba dla twardzieli pierwszego sortu. Ja miętusa zostawiam sobie od dawna "na zaś", ale w końcu trzeba będzie tych łowów spróbować. Pocieszam się, że jak już się za jakiś temat wezmę, to zwykle jednak z sukcesem, mniejszym czy większym (dotkliwe moje braki to w tej chwili miętus, sum, węgorz - no i plażowa gruntówka na morzu, z której dotąd mi nic nie wyszło - bo muchę i spinning zaliczyłem z powodzeniem na belonach).
Jak duży jest miętus. Te łowione w Polsce - niewielkie, choć jak już wspomniałem, sztuka 2-3 kg to prawdziwy pyton tak czy inaczej. Rekord Polski to jakieś 3,5 kg. Ale w takim Obie żyją sobie miętuchy przekraczające 20, a nawet 30 kilogramów i 120 centymetrów! To dopiero muszą być diabły wcielone. Dodajmy, że miętusy zapuszczają się i do naszego słonawego Bałtyku, gdzie znane są duże jego skupiska przy różnych falochronach kamienno-drewnianych itp. - nie stają się tam one jednak łupem wędkarzy. Dlaczego - nie wiadomo: po prostu nie biorą na wędkę. A że są - wystarczy podpytać znajomego nurka lub rybaka.
Dla porządku dodajmy, że jest miętus jedyną rybą z rodzaju lota, ale też występuje w jakichś podgatunkach czy odmianach - jak Lota lota i Lota lota lota, czyli miętus plebejusz i miętus królewski (o ile czegoś nie mylę - a i nomenklatura mogła się już zdezaktualizować) - występujący w naszych zalewach i przybrzeżnych wodach Bałtyku - ale nie trafiający się nigdy wędkarzom.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości